Prezydent Duda ma ułożyć relacje Polski z Joe Bidenem

Prezydent Duda ma ułożyć relacje Polski z Joe Bidenem

To nie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a nowo powstające prezydenckie Biuro Polityki Międzynarodowej ma kreować polską politykę zagraniczną w relacjach z USA i w powiązanej z tym inicjatywie Trójmorza — wynika z ustaleń Onetu.

Nowy polityczny rok rozpoczął się od dużych zmian w Kancelarii Prezydenta (KPRP), które przygotowywane były od wielu miesięcy. Prezydent Andrzej Duda odwołał z funkcji szefa swojego gabinetu Krzysztofa Szczerskiego, a także dotychczasowego zastępcę szefa KPRP Pawła Muchę, którego – co jest tajemnicą poliszynela – od miesięcy wewnętrzna opozycja próbowała pozbyć się z najbliższego otoczenia głowy państwa. W konsekwencji Mucha został jedynie społecznym doradcą Andrzeja Dudy, a po pałacowych korytarzach krąży plotka o tym, że to dzięki wpływom głowy państwa brat prezydenckiego ministra Rafał Mucha pod koniec ub.r. został członkiem zarządu państwowej Enei.

W ich miejsce prezydent powołał na funkcję szefa nowego gabinetu dotychczasowego sekretarza stanu w Kancelarii Pawła Szrota oraz Piotra Ćwika, który został nowym wiceszefem KPRP.

Urzędnik od roboty

Szrot to wieloletni urzędnik publiczny, m.in. były wiceszef Kancelarii Premiera oraz legislator Prawa i Sprawiedliwości. W partyjnym środowisku Szrot uchodzi za skutecznego organizatora i bardzo sprawnego urzędnika, dla którego nie ma spraw niemożliwych do załatwienia i który nie czeka z założonymi rękoma, aż problem sam się rozwiąże, jak to w Pałacu Prezydenckim – mówią nasi rozmówcy – dość często dotychczas bywało.

Piotr Ćwik to z kolei były wojewoda małopolski, który w sierpniu niespodziewanie został odwołany ze stanowiska przez premiera Mateusza Morawieckiego. Uchodzi wprost za człowieka byłej premier Beaty Szydło, co – według medialnych doniesień – miało być powodem jego dymisji z funkcji wojewody.

Nie jest tajemnicą, że prezydent Duda od momentu wygrania w lipcu 2020 r. wyborów prezydenckich przygotowywał się do gruntownego przebudowania swojego politycznego gabinetu. Do pierwszych poważnych roszad personalnych doszło już w październiku, gdy Andrzej Duda odwołał Halinę Szymańską z funkcji szefowej Kancelarii Prezydenta i na to stanowisko powołał Grażynę Ignaczak-Bandych. Na stanowisko doradcy prezydenta zostali powołani wówczas Łukasz Rzepecki oraz Anna Surówka-Pasek, a funkcję sekretarzy stanu w kancelarii objęli Małgorzata Paprocka oraz Piotr Ćwik.

Najciekawszą jednak wówczas zmianą było powołanie byłego rzecznika PiS Marcina Mastalerka na społecznego doradcę prezydenta. Mastalerek uchodzi w kręgach władzy za głównego spin doktora prezydenta Dudy i jednego z autorów jego wyborczego zwycięstwa.

Wszyscy w Pałacu Prezydenckim wiedzą, że to właśnie Mastalerek kreuje obecnie medialną polityką prezydenta, a żaden ważniejszy przeciek medialny czy narracja, jaką mediom sufluje rzecznik głowy państwa Błażej Spychalski, nie trafia do dziennikarzy bez akceptacji byłego rzecznika PiS.

Z końcem roku pracę w Kancelarii Prezydenta zakończył także dyrektor biura prasowego Marcin Kędryna. Jak pisaliśmy w Onecie powodem odejścia wieloletniego kolegi Andrzeja Dudy były konflikty w otoczeniu prezydenta. Kędryna uważał, że kancelaria działa źle i przez to szkodzi prezydentowi. Wielokrotnie spierał się m.in. z byłym już szefem gabinetu prezydenta Krzysztofem Szczerskim oraz z Marianną Rowińską, nieformalną doradczynią określaną mianem szarej eminencji Pałacu Prezydenckiego, która doradzała prezydentowi wniesienie własnego projektu ustawy w sprawie aborcji jeszcze przed publikacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

Biuro ds. USA

Jednak najważniejszą zmianą, jaką w zasadzie od momentu wyboru Andrzeja Dudy na drugą kadencję po cichu przygotowywano na zapleczu obozu władzy, było stworzenie nowego prezydenckiego biura, które ma przejąć na siebie obowiązek kreowania polskiej polityki zagranicznej w jednym z najważniejszych obszarów.

W tej politycznej rekonstrukcji decydującej się na samych szczytach władzy, chodzi o powrót do sytuacji z czasów pierwszego rządu PiS w latach 2005-2007, kiedy to za politykę zagraniczną i jej wizję odpowiadał prezydent Lech Kaczyński, a nie ówczesny premier Jarosław Kaczyński.

Obecna zmiana różni się w jednym: prezydent Duda ma zająć się kształtowaniem polskiej polityki zagranicznej wyłącznie w relacjach z naszym największym sojusznikiem — Stanami Zjednoczonymi. Po zwycięstwie wyborczym Joe Bidena nad Donaldem Trumpem i nadchodzącą w związku z tym 20 stycznia zmianą gospodarza w Białym Domu, będzie trzeba te relacje ułożyć sobie na nowo.

A to nie będzie łatwe zadanie, z czego doskonale sprawę zdaje sobie jeden z najbliższych współpracowników głowy państwa Krzysztof Szczerski, któremu prezydent powierzył misję utworzenia Biura Polityki Międzynarodowej Prezydenta RP na wzór istniejącego Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

– Prezydent Andrzej Duda oczekuje, że w Kancelarii Prezydenta powstanie specjalne biuro realizujące zadania wynikające z tego, iż prezydent RP to najwyższy przedstawiciel Polski na arenie międzynarodowej – mówił w poniedziałek Szczerski.

Jak podkreślał, idea jest taka, by obok Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które realizuje obowiązki prezydenta dotyczące zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi i kwestii dbania o bezpieczeństwo państwa, powstała druga wyspecjalizowana komórka w Kancelarii Prezydenta, która w sposób pełny będzie realizować zadania wynikające z faktu, że prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczpospolitej w relacjach międzynarodowych.

Prawie minister

Pałac Prezydencki zdaje sobie doskonale sprawę, że za czasów prezydentury Donalda Trumpa intensywność spotkań obu głów państwa była wyjątkowa. Teraz będzie trzeba powrócić do dawnego układu, w którym zabieganie o spotkania z prezydentem USA w ramach najczęściej szerszego formatu, np. szczytu ONZ czy NATO, stanie się normą, a na wizytę w Białym Domu liczyć można będzie najwyżej raz na cztery lata.

Krzysztof Szczerski, jak zapewniają nas rozmówcy w PiS, jest najlepszym wyborem, aby zbudować od podstaw relacje z nową amerykańską administracją. Ma najlepsze z całego obozu rządzącego kontakty w Waszyngtonie, w tym wśród Demokratów. A do tego ma dość spore dyplomatyczne ambicje, które przez lata pozostawały niezaspokojone.

To właśnie Szczerski był typowany na niemal pewnego szefa MSZ przy każdej zmianie, jaka w ostatnich latach za rządów Prawa i Sprawiedliwości zachodziła na fotelu ministra spraw zagranicznych. Ostatecznie zawsze jednak partia decydowała o powierzeniu sterów polskiej dyplomacji zależnych o PiS technokratom: czy to Jackowi Czaputowiczowi, czy Zbigniewowi Rauowi.

Szczerski jako szef Biura Polityki Międzynarodowej odpowiadać będzie jedynie przed prezydentem. To oznacza, że będzie miał w zasadzie nieograniczone możliwości kreowania polskiej polityki zagranicznej w jednym z dwóch najważniejszych dla Polski obszarów związanych z relacjami z USA. Jako nieformalny szef polskiej dyplomacji Szczerski będzie też nadzorować w dużym stopniu politykę państwa w relacjach m.in. z NATO, czy w obszarze Trójmorza, czyli sojuszu krajów Europy Środkowej od Morza Czarnego po Adriatyk, w którym kluczową rolę odgrywają także Stany Zjednoczone.

Formalnie nowe prezydenckie biuro ma ściśle współpracować zarówno z premierem, jak i z ministerstwem spraw zagranicznych. W praktyce będzie niezależnym od szefa rządu ośrodkiem władzy wykonawczej.

MSZ (niemal) do likwidacji

W takim układzie, gdzie za drugi kluczowy obszar polityki zagranicznej, czyli politykę unijną, odpowiada sam premier Mateusz Morawiecki mający do dyspozycji w swojej kancelarii ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego, rola MSZ będzie znikoma.

Dotychczas we wszystkich rządach w III RP to ministerstwo spraw zagranicznych kreowało politykę zagraniczną państwa. Lecz obecnie rola tego resortu – oczywiście za zgodą Nowogrodzkiej – ma zostać sprowadzona wyłącznie do technicznego wsparcia działań rządu i prezydenta przy pomocy dyplomatycznych narzędzi.

Ostatnim szefem MSZ, który miał wpływ na obsadę kierownictwa swojego resortu i realną możliwość kształtowania polityki zagranicznej, był Witold Waszczykowski. Po dymisji rządu Beaty Szydło szybko został wymieniony przez premiera Morawieckiego na Jacka Czaputowicza, który – jak sam przyznał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” już po swojej dymisji – nie miał wpływu na to kogo zatrudniał w resorcie, czy na mianowania do korpusu dyplomatycznego. Krytykował przy tym podział kompetencji w polityce zagranicznej miedzy MSZ i KPRM, który jego zdaniem nie do końca wyszedł na dobre premierowi.

Po dymisji Czaputowicza jego następcą został szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Zbigniew Rau, który uważany jest w Prawie i Sprawiedliwości za polityka całkowicie zależnego od kierownictwa partii.

Andrzej Gajcy

Więcej postów