W czwartek prezydent zatwierdził jedną z najważniejszych umów międzynarodowych istotnie wpływających na niezależność i podmiotowość III Rzeczpospolitej. Nie zauważyliście? Nic dziwnego skoro nasza elita polityczną i opiniotwórcza zajęta była głównie odgrywaniem spektaklu wokół kwestii hodowli zwierząt futerkowych i uboju rytualnego, a społeczeństwo zadowoliło się rolą jego biernego obserwatora.
Do ratyfikacji umowy o wzmocnionej współpracy wojskowej między Polską a Stanami Zjednoczonymi przez Sejm doszło jeszcze 17 września. Także wówczas dokonało się to bez zainteresowania „kręgów opiniotwórczych” i środków masowego przekazu. Porozumienie jak w soczewce ukazuje kierunek polityki obozu Prawa i Sprawiedliwości i jej skutki. Teoretycznie nowa umowa miała dopełniać wcześniejsze, w praktyce właściwie przekreśla ona dotychczasowe ustalenia wprowadzając nowy model relacji między USA i naszym krajem. Nie jest to już po prostu model wasalizmu realizowany od początku historii III Rzeczpospolitej, od czasu gdy prezydent George Bush senior w lipcu 1989 r. w warszawskiej rezydencji ambasadora USA ustalał ramy transformacji politycznej naszego kraju wraz z gen. Wojciechem Jaruzelskim i liderami „Solidarności”. To model głębokiego uzależnienia i protektoratu.
Tradycja wasalizmu
Przez ponad trzy dekady wszystkie partie rządzące Polską, i te postsolidarnościowe, i te postkomunistyczne utrzymywały politykę zagraniczną w koleinach bandwagoningu – pełnego popierania dążeń USA niemal na każdej płaszczyźnie stosunków międzynarodowych. Elity III RP nie wahały się przy tym wspierać amerykańskich działań wprost łamiących prawo międzynarodowe lub szkodliwych dla pozycji i interesów polskich. Niemal nazajutrz po przystąpieniu Polski do NATO politycznie wzięliśmy udział w agresji tego sojuszu na Jugosławię, wysłaliśmy do okupowanego Kosowa oddziały wojskowe i policyjne, które miały zagwarantować separację tego regionu, choć nie powstrzymały zabójstw, prześladowań i i wypędzania z niego ludności serbskiej oraz niszczenia jego materialnego dziedzictwa kulturowego. Potem natychmiast uznaliśmy jednostronną secesję ogłoszoną przez korzystających z protekcji Waszyngtonu kosowskich Albańczyków.
W 2003 r. byliśmy jednym z najważniejszych sojuszników USA w czasie agresji na Irak. Wzięliśmy militarny udział w zniszczeniu tego państwa, a potem okupowaliśmy to co po nim pozostało. W akcie największej wstrzemięźliwości trzydziestolecia, rząd Donalda Tuska nie włączył się w niszczenie państwa libijskiego w 2011 r., ograniczając się do jego politycznego poparcia. Jeszcze silniejsze poparcie polityczne zostało USA udzielone przez Warszawę w przypadku trwającej latami próby „zmiany reżimu” w Syrii. Polska wysłała swoje F-16 do Kuwejtu dla asekuracji amerykańskich działań w tym kraju i Iraku. W końcu Warszawa w pełni wsparła dyplomatycznie działania Waszyngtonu na rzecz osaczania Iranu z założonym celem „zmiany reżimu” także w tym państwie, czego przejawem było udzielenie w Polsce sceny dla organizowanej przez Amerykanów konferencji antyirańskiej w lutym 2019 r. Wspierając bezkrytycznie politykę USA Polska istotnie przyczyniła się do wysadzenia w powietrze Bliskiego Wschodu i Maghrebu, stworzenia żyznego pola dla wzrostu terroryzmu islamistycznego, uruchomienia fali masowych nielegalnych migracji, które okazały się tak groźne dla Europy.
Rządy Prawa i Sprawiedliwości zmieniły politykę bandwagoningu w otwartą politykę przekształcania Polski w protektorat USA. Wychodząc od mylnej oceny uwarunkowań geopolitycznych, PiS doszedł w dążeniu do objęcia Polski protekcją Waszyngtonu nie tylko do pełnego podporządkowania mu polskiej polityki zagranicznej, ale też do postępujących ingerencji amerykańskich w polską politykę wewnętrzną – gospodarczą, fiskalną, informacyjną czy nawet dotyczącą etyki życia społecznego, jak to pokazują kolejne interwencje ambasador Georgette Mosbacher obejmujące kwestię od opodatkowania zagranicznych firm i kształtu rynku medialnego po status ruchu LGBT. Nowa umowa jeszcze bardziej ogranicza podmiotowość polityczną naszego państwa bowiem wprowadza nowy, bardzo silny środek gwarantowania wpływów obcego mocarstwa w Polsce w postaci jego usankcjonowanych prawnie baz wojskowych. Garnizony te w praktyce będą miały status podobny eksterytorialnemu, żołnierze amerykańscy, ale także personel cywilny, rodziny żołnierzy, a nawet wszystkie zakontraktowane przez Pentagon osoby, nawet poza bazami będą dysponować przywilejem faktycznego immunitetu w stosunku do polskich organów sprawiedliwości.
Bazy poza kontrolą
Zgodnie z art. 3.3 omawianej umowy, „Rzeczpospolita Polska upoważnia siły zbrojne USA do prowadzenie kontroli dostępu do uzgodnionych obiektów i terenów, które zostały przekazane siłom zbrojnym USA do wyłącznego użytkowania”. W kontekście tego zapisu można zadać pytanie, w jaki więc sposób państwo polskie ma wykonywać swoją suwerenność i kontrolować, czy w tych obiektach i na tych terenach nie są wykonywane działania sprzeczne z prawem krajowym lub międzynarodowym? W przeszłości na terytorium Polski Amerykanie realizowali już takie działania, by wspomnieć ośrodek w Starych Kiejkutach, w których amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza urządziła sobie salę tortur. Gdy sprawa wyszła na jaw Polska poniosła uszczerbek na swojej pozycji międzynarodowej i została zobowiązana w 2014 r. przez Europejski Trybunał Praw Człowieka do wypłaty odszkodowań obywatelowi Arabii Saudyjskiej i Palestyńczykowi.
Zadane przeze mnie pytanie jest tym bardziej stosowne, że w art. 3.5 określono, że organy wykonawcze RP (w tym przypadku przede wszystkim Ministerstwo Obrony Narodowej), udzielając zezwoleń na doraźne użytkowanie przez Amerykanów obiektów i infrastruktury „poza uzgodnionymi obiektami i terenami”, mogą liczyć jedynie na „niezwłoczne dostarczenie możliwych do ujawnienia informacji, dokumentów i analiz technicznych, o ile to właściwe”. Tak ogólnikowe sformułowania dają Amerykanom w praktyce wolną rękę, co do sposobu i celu użytkowania danego obiektu, który zawsze może być przez nich przykryty interesem ich bezpieczeństwa narodowego i amerykańską tajemnicą państwową. To pytanie odnosi się nie tylko do budynków, bowiem zgodnie z Art. 13.1 na pokład amerykańskich „statków powietrznych, jednostek pływających i pojazdów nie można wchodzić oraz przeprowadzać na nich inspekcji bez zgody Stanów Zjednoczonych”.
Jednak, zgodnie z umową, Amerykanie mogą wykonywać na terytorium państwa polskiego uprawnienia do tej pory przysługujące tylko jego władzom, nie tylko na terenie zajmowanych baz. Jak stanowi art. 30 siły zbrojne USA mają „wszelkie prawa i uprawnienia” do „podejmowania odpowiednich środków w celu utrzymania lub przywrócenia porządku oraz ochrony” nie tylko żołnierzy ale i „pracowników, wykonawców kontraktowych USA i członków rodzin” na terenie baz. Jednak dodatkowo „na wniosek którejkolwiek za stron i za zgodą właściwych władz Rzeczpospolitej Polskiej, władze sił zbrojnych USA mogą podejmować działania poza uzgodnionymi obiektami i terenami w celu w celu zapewnienia bezpieczeństwa” wspomnianych kategorii ludzi. Amerykanie mogą więc dążyć do wykonywania działań do tej pory zastrzeżonych wyłącznie dla służb podlegających Ministerstwu Spraw Wewnętrznych RP oraz służb specjalnych, łącznie z użyciem środków przymusu bezpośredniego wobec obywateli polskich w przypadku, gdy zostaną oni określeni jako stwarzający zagrożenie dla bezpieczeństwa Amerykanów.
Praktyczny immunitet
Art. 3.6 umowy wyłącza inwestycje przeprowadzone przez Amerykanów spod polskiego prawa budowlanego. Jak zatem zostanie zweryfikowany stopień bezpieczeństwa polskich żołnierzy w przypadku budynków, instalacji budowanych i przebudowywanych przez Amerykanów, biorąc pod uwagę, że część miejsc stacjonowania amerykańskich żołnierzy będzie stanowiła infrastruktura wspólnie wykorzystywana przez nich i żołnierzy Wojska Polskie? W dodatku art. 3.11 otwiera furtkę do tego, by budynki lub instalacje budowane bądź adaptowane „w celu wspólnego użytkowania”, a nawet te, które będą wykorzystywane wyłącznie przez Amerykanów, strona Polska sfinansowała w nieproporcjonalnej części, skoro umieszczono w nim sformułowanie „o ile nie uzgodniono inaczej”. Ryzyko jest duże biorąc pod uwagę podatność obecnego rządu na naciski Waszyngtonu. Z kolei art. 4.2 stanowi, że „strony lub ich organy wykonawcze konsultują się w sprawie warunków zwrotu dowolnego uzgodnionego obiektu lub terenu, włączając w to kwestię rekompensaty z tytułu ewentualnej wartości rezydualnej ulepszeń lub budowli” – rodzi to możliwość wypłat dla Amerykanów nawet za ich inwestycje, które, po ewentualnym zwolnieniu przez nich obiektu, okażą się zbędne z punktu widzenia potrzeb Wojska Polskiego.
Umową Polska „zrzeka się pierwszeństwa w sprawowaniu jurysdykcji karnej”. Art. 8.1 rozciąga regulacje prawa amerykańskiego na kwestię noszenia broni nie tylko na żołnierzy ale też na personel cywilny „w czasie wykonywania obowiązków służbowych”. Rzecz w tym, że art. 15 doprecyzowuje, że „zaświadczenie wydane przez odpowiednie władze wojskowe Stanów Zjednoczonych stwierdzające, że działanie lub zaniechanie, które mogło spowodować domniemane przestępstwo, nastąpiło w ramach wykonywania obowiązków służbowych, stanowi rozstrzygający dowód tego faktu”. Tego rodzaju passus w praktyce pozostawia stronie amerykańskie wolną rękę w wyłączeniu wymienionych w umowie kategorii osób spod polskiej jurysdykcji.
W artykule 14.7, określającym samo postępowanie organów sprawiedliwości, zapisano, że „Władze Rzeczpospolitej Polskiej udzielają pomocy Stanom Zjednoczonym w zapewnieniu stawiennictwa osób nie podlegających prawu wojskowemu Stanów Zjednoczonych podczas wszystkich postępowań prowadzonych przez siły zbrojne USA na terytorium RP […] gdzie obecność tych osób jest wymagana”. Pozostaje to w małej symetrii z art. 17.6, z którego wprost wynika, że domniemanych sprawców z szeregów amerykańskich sił zbrojnych lub ich personelu nie będzie można nawet osądzić w postępowaniu cywilnym jeśli ich nieobecność będzie usprawiedliwiona „przez obowiązki służbowe lub dozwoloną nieobecność”. W dodatku, zgodnie z Art. 18.1, „członkowie sił zbrojnych lub personelu nie podlegają żadnym postępowaniom dotyczącym roszczeń cywilnych ani karom administracyjnym w związku z działaniami lub zaniechaniami tych osób wynikających z wykonywania obowiązków służbowych”. Roszczenia takie mają być przedmiotem „konsultacji” ale, jak pamiętamy, Amerykanie sami określą kiedy ich żołnierze i personel cywilny wykonuje obowiązki służbowe, a kiedy nie. Zresztą dla tego przypadku umocowano to dodatkowo w art. 18.3, zapisując w nim, że „rozstrzygającym dowodem tego faktu [pełnienia obowiązków służbowych przez domniemanego sprawcę] jest zaświadczenie wydane przez biuro do spraw roszczeń sił zbrojnych USA”.
Przepisy o nieodpowiedzialności Amerykanów zostały rozciągnięte także na sferę ochrony środowiska bowiem zgodnie z art. 31.6 „Stany Zjednoczone nie ponoszą odpowiedzialności za nieumyślne uwolnienie istniejących wcześniej odpadów niebezpiecznych, materiałów niebezpiecznych, lub zanieczyszczeń”.
Przepływ ludzi i towarów bez kontroli i opłat
W art. 9.1 Polska generalnie „zrzeka się swojego uprawnienia do wymagania kontrasygnaty rozkazów wyjazdu zgodnie z umową NATO SOFA” – kolejne ograniczenie uprawnień państwa polskiego co do ruchu obcych oddziałów na naszym terytorium. Tym bardziej, że zgodnie z artykułem 9.3 nawet cywile z personelu armii USA „nie podlegają przepisom dotyczącym rejestracji i kontroli cudzoziemców” i nie muszą posiadać wiz.
Zgodnie z art. 11.2, organy RP mają bezpłatnie wydawać tablice rejestracyjne bez badań technicznych pojazdów wymienionych kategorii osób nie tylko w przypadków pojazdów służbowych ale i prywatnych. Art. 13. 2 zwalnia samoloty i okręty sił zbrojnych USA z wszelkich opłat nawigacyjnych, lotniskowych i portowych. Art. 19.2 stanowi, że z wszelkich podatków i opłat zwolnione są nie tylko towary importowane przez siły zbrojne USA, ale też wszelkie towary i usługi nabywane przez siły zbrojne USA. Zwrot podatku ma następować w terminie do 30 dni. Przy czym nie nałożono żadnych ograniczeń co do ilości i rodzaju nabywanych towarów oraz usług pozostawiając to w art. 18.4 do uzgodnienia w przepisach wykonawczych. Czy nie jest to otwieranie drogi do nieograniczonego ruchu towarów przez naszą granicę celną? Tym bardziej, że zgodnie z art. 21.1-4 z wszelkich ceł i opłat zwolnione są wszelkie materiały dowolnej ilości zadeklarowane przez siły zbrojne USA i jako takie nie podlegają one inspekcji celnej.
Zgodnie z art. 20.7 do zwrotu podatku VAT mają prawo członkowie sił zbrojnych USA, ale także personel cywilny oraz członkowie rodzin. W dodatku jak stanowi art. 22.2 z wszelkich ceł i opłat zwolnione są nie tylko te materiały i towary, które dla osobistego użytku żołnierze, personel cywilny i członkowie rodzin wwiozą wraz ze sobą, ale także te, które będą nabywać z zagranicy już w czasie pobytu.
Kwestię wwozu wyrobów alkoholowych i tytoniowych pozostawiono do uzgodnienia w porozumieniach wykonawczych. Zgodnie z art. 22.6 wszystkie wymienione kategorie osób są zwolnione także z ewentualnych ceł eksportowych. Na postawie art. 34.2 z opłat tych zwolnieni są też wykonawcy kontraktowi USA. Zwolnieni są także z wszelkiego opodatkowania. Dodatkowo art. 22.5 ustala, że już sam raport policyjny o kradzieży lub utracie mienia lub rejestr sporządzony przez siły zbrojne USA „zwalnia te osoby z jakiejkolwiek odpowiedzialności za uiszczenie podatków i należności celnych” od mienia mającego być przedmiotem przestępstwa, co otwiera dodatkową furkę dla przepływu towarów poza wszelką kontrolą państwa polskiego. Połączyć to warto także z art. 26.3 w którym zapisano, że „poczta służbowa nie podlega kontroli celnej ani przeszukaniu” tylko po to, by art. 26.4 rozciągnął możliwość wyłączenia spod polskiej kontroli celnej także pocztę prywatną, co zostawia się do dalszych ustaleń.
Zgodnie z art. 24.1-3 zwolnieniom z podatków, opłat i licencji podlega też wszelka „usługowa działalność wspierająca”, czyli działalność na terenie baz i tylko dla członków sił zbrojnych, personelu cywilnego, członków rodzin, osób na kontrakcie. Art. 25.1-7 stanowi natomiast, że w bazach sił zbrojnych USA dla obsługi wymienionych kategorii ludzi będą mogły powstawać instytucje typ bankowego podlegające prawu i organom USA. Może to oznaczać, że polskie instytucje finansowe nie zarobią na obsłudze tysięcy Amerykanów. Przy czym zgodnie z Art. 29.1 siły zbrojne USA mogą używać dolara w każdej transakcji w której obie strony zaakceptują jego użycie.
Brak bezpieczeństwa epidemiologicznego
Art. 32.2 ustala, że „członkowie personelu cywilnego, członkowie rodzin i pracownicy wykonawców kontraktowych USA są zachęcani do przeprowadzania badań zdrowotnych przed przybyciem na terytorium Polski” – to wręcz szokujące, że polskie władze akurat w trakcie pandemii koronawirusa zgodziły się podpisanie umowy nie nakładającej na wymienione kategorie Amerykanów przybywające do Polski żadnego twardego obowiązku w zakresie kontroli i prewencji epidemiologicznej, ograniczając się do zachęty, co jest sformułowaniem wręcz nie licującym ze statusem umowy międzynarodowej, nie wspominając o powadze kwestii.
Dodatkowo zgodnie z Art. 27.2-3 „w wyjątkowych sytuacjach” siły zbrojne USA mogą poprzez swoje środki telekomunikacji powodować „szkodliwe zakłócenia” i „niezwłocznie eliminują takie zakłócenia”, ale tylko wtedy „jeśli będzie to konieczne”. Kolejne ogólnikowe określenie podatne na niemal dowolne rozciąganie jego zakresu.
Umowa nie tylko nie daje żadnych gwarancji czy choćby preferencji dla polskich przedsiębiorców w kooperacji z amerykańską armią, ale ustala jako słabą także pozycję ewentualnych polskich pracowników. Zgodnie z art. 35.5 polscy pracownicy zatrudniani przez amerykańską armię „nie mają prawa do strajku”.
Dodajmy w końcu, że zgodnie z art. 37.2 wypowiedzenie tej umowy zakłada aż dwuletni okres w którym nabiera ono mocy prawno-międzynarodowej.
Aneks A załączony do umowy obejmuje jej obowiązywaniem szeroki zasięg 19 obiektów wojskowych. Wszystkie te szerokie uprawnienia, jakie nabywają na mocy porozumienia Amerykanie, dotyczą nie tylko ich baz ale także ważnych obiektów Wojska Polskiego, z których siły zbrojne USA mają tylko korzystać logistycznie lub ćwiczeniowo, takich jak baza lotnicza w Dęblinie, czy lotniska Katowice-Pyrzowice, Kraków-Balice i Wrocław-Strachowice. Amerykanie mogą stać się współgospodarzem krytycznej dla bezpieczeństwa narodowego infrastruktury, jak kluczowe lotniska wojskowe i poligony. Współgospodarzami na zasadach dających im bardzo szerokie uprawnienia.
Aneks B ustala możliwość nie tylko wkładu rzeczowego strony polskiej w budowę lub adaptację infrastruktury oraz logistykę, ale też wkładu finansowego w „wyjątkowych przypadkach”, których określenie pozostaje w gruncie rzeczy kompetencją strony amerykańskiej. W praktyce ma ona też możliwość wyboru wykonawcy/dostawcy amerykańskiego nie polskiego, co kwestionuje zawarte w innych miejscach umowy i w samym aneksie zapisy o korzyściach ekonomicznych dla polskich przedsiębiorców. W dodatku strona polska pokrywa na wniosek Amerykanów nawet koszty wyżywienia czy wywozu śmieci, mediów, 75 proc. kosztów paliwa i utylizacji odpadów przemysłowych medycznych przypadających na amerykańskich żołnierzy (Pkt 2a).
W końcu, w toku przygotowywania tej umowy całkowicie ignoruje się ewentualne skutki społeczne. W preambule mówi się tylko o korzyściach ekonomicznych dla lokalnej przedsiębiorczości, jednak doświadczenie funkcjonowania licznych garnizonów amerykańskich, wyjętych właściwie spod jurysdykcji władz państwowych, rodzi zachowania patologiczne i przestępcze prowadzące do napięć społecznych, o czym świadczy przykład japońskiej Okinawy, gdzie mieszkańcy od lat protestując przeciwko obecności amerykańskich żołnierzy i gdzie do pierwszych zamieszek przeciw nim doszło jeszcze w 1970 r. Jakie mechanizmy przystosowania się amerykańskich żołnierzy do norm życia w lokalnej społeczności i jakie mechanizmy mediacji w przypadku konfliktów społecznych zostały przygotowane? Tego od rządu Prawa i Sprawiedliwości, jak do tej pory, się nie dowiedzieliśmy.
Narzędzie wpływu i kontroli
Umowa, jaką związał Polskę rząd PiS oznacza w praktyce pełne finansowanie ze strony Polski dla infrastruktury, ale też bieżącego funkcjonowania kosztów egzystencjalnych żołnierzy amerykańskich, personelu cywilnego, ich rodzin, a nawet pracowników kontraktowych, w której to definicji zmieszczą się także funkcjonariusze sił najemniczych. Umowa ta oznacza też zakwestionowanie polskiej suwerenności, udzielenie przedstawicielom obcych sił zbrojnych daleko idącego faktycznego immunitetu wobec polskich organów władzy sądowniczej oraz szerokich kompetencji z zakresu władzy wykonawczej i administracji na polskich terytorium.
Oznacza ona pogorszenie polskiej pozycji w stosunku do poprzedniej umowy, regulujące współpracę sił zbrojnych obu państw z 2009 r. Po co więc kolejna umowa? Wzięła się pewnie stąd, że, jak zapisano w preambule „strona amerykańska wskazywała potrzebę znowelizowania bazy prawnej”. I przeforsowała to z korzyścią dla własnych interesów. Wbrew preambule umowa ta jest umową nie wytwarzającą nowych zobowiązań prawno-międzynarodowych strony amerykańskiej, zwiększających poziom odstraszania Polski, zwiększających poziom zabezpieczenia naszych interesów nawet w tej perspektywie, w jakie definiują je środowiska popierające protektorat USA, bo też nie zwiększa znacząco zakresu liczbowego i charakteru, nadal rotacyjnego, obecności sił amerykańskich w Polsce. W tym charakterze łatwych do wycofania dla Amerykanów w sytuacji zmiany układu sił i sytuacji geostrategicznej, a co za tym idzie priorytetów politycznych Waszyngtonu i jego strategii. A znajdujemy się w momencie radykalnych zmian układu sił i stosunków międzynarodowych, uwarunkowanych przez gwałtowny wzrost potęgi chińskiej i narastanie rywalizacji globalnej między nią, a relatywnie słabnącymi Stanami Zjednoczonymi.
W takim kontekście, wyznaczanym także przez całkowicie inną perspektywę strategiczną USA, globalną, nie regionalną jak nasza, usprawiedliwianie podpisania tak nierównoprawnej umowy „strategicznym” charakterem relacji z USA jest całkowicie nieuprawnione. Nasze relacje nie są strategiczne bo całkowicie odmienne są nasze perspektywy. Europa Środkowowschodnia ma dla nas znaczenie egzystencjalne, dla Stanów Zjednoczonych w dobie obecnej staje się już nie drugorzędnym, lecz trzeciorzędnym teatrem strategicznym, po priorytetowo traktowanym przez Amerykanów teatrze Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej i nawet po Bliskim Wschodzie. I ta umowa, udzielająca tak wiele przywilejów za rotacyjną obecność, tej amerykańskiej perspektywy odpowiadającej globalnym amerykańskim interesom, nie zmieni. Udzieli natomiast USA kolejnego
KAROL KAŹMIERCZAK