Jeśli Kaczyński będzie konsekwentny, PiS właśnie stracił większość: 38 posłów przeciwko prezesowi

Solidarna Polska nie uległa ultimatum Jarosława Kaczyńskiego i zagłosowała przeciwko przyjęciu tzw. ustawy futerkowej. Przeciwko prezesowi PiS zagłosowali również m.in. bliscy Konfederacji byli członkowie ruchu Kukiz’15. Jarosław Gowin się wstrzymał. Czy to koniec koalicji rządzącej od 6 lat Polską?

W czwartek 17 września nieoczekiwanie prawo zakazujące hodowli zwierząt futerkowych stało się zarzewiem wielkiego konfliktu w łonie Zjednoczonej Prawicy. Zarówno Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry, jak i Porozumienie Jarosława Gowina zapowiedziały, że ustawy forsowanej przez Jarosława Kaczyńskiego nie poprą, co spotkało się ze zdecydowaną reakcją PiS, który natychmiast zawiesił negocjacje dotyczące rekonstrukcji rządu i nowej umowy koalicyjnej.

„Negocjacje koalicyjne zostały zawieszone w związku z sytuacją, jaką mamy dzisiaj w Sejmie. Jeżeli nasi koalicjanci poskromią swoje oczekiwania i zastosują się do decyzji, które podejmuje kierownictwo partii, Zjednoczonej Prawicy, to będzie można do nich wrócić” – powiedział w czwartek 17 września w Sejmie wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS).

Terlecki otwarcie zagroził zerwaniem koalicji przez PiS: „Jeżeli sytuacja do tego zmusi, to rekonstrukcja nastąpi jakby bez uzgodnień z naszymi koalicjantami” – stwierdził. I dodał: „Rząd mniejszościowy nie jest możliwy. Jeżeli zajdzie taka sytuacja, to pójdziemy na wcześniejsze wybory. Oczywiście sami”.

Na posiedzeniu klubu PiS Jarosław Kaczyński miał też stwierdzić, że „ogon nie może machać psem”. Wobec posłów, którzy zagłosują niezgodnie z rekomendacją kierownictwo klubu zapowiedziano daleko idące konsekwencję, z usunięciem z klubu włącznie.

Tym razem jednak groźby wszechmogącego dotychczas prezesa nie zadziały: aż 53 posłów i posłanek zagłosowało wbrew jego woli: 38 przeciw, a 15 wstrzymało się od głosu.

Przeciw była cała Solidarna Polska ze Zbigniewem Ziobrą na czele oraz posłowie PiS, którzy przyszli do partii rządzącej z ruchu Kukiz’15, m.in. Tomasz Rzymkowski i Anna Maria Siarkowska. Wstrzymało się Porozumienie Jarosława Gowina, ale uwaga – zgodnie z zaleceniami PiS zagłosowała wicepremier Jadwiga Emilewicz, wiceprzewodnicząca Porozumienia.

Co zrobi Kaczyński? Trudno mu będzie być konsekwentnym

Co dalej? Jeśli Jarosław Kaczyński będzie konsekwentny, nieuchronne są przyspieszone wybory. Jeśli Solidarna Polska i Porozumienie oraz nieposłuszni członkowie PiS zostaną usunięci z klubu, obóz władzy straci większość, a inna koalicja rządząca w Sejmie IX kadencji jest praktycznie niemożliwa. Trudno też uwierzyć, by PiS wyciągnął z opozycyjnych ugrupowań kilkudziesięciu posłów.

Ba, nawet jeśli z klubu zostaną wyrzuceni jedynie członkowie PiS głosujący przeciw – Jan Krzysztof Ardanowski, Henryk Kowalczyk, Lech Kołakowski, Tomasz Rzymkowski, Anna Maria Siarkowska, Bartłomiej Wróblewski – obóz władzy również traci większość nawet bez zrywania koalicji z Ziobrą i Gowinem: zostałoby mu tylko 229 posłów, o dwóch za mało.

Jednak jak pisaliśmy wieczorem 17 września, najbardziej radykalny scenariusz jest prawdopodobny, ale bardziej realna jest sytuacja długich uporczywych negocjacji w obozie władzy, w których wcześniejsze wybory będą straszakiem wobec Solidarnej Polski i Porozumienia.

Inna możliwość to utworzenie własnych klubów przez obu mniejszych koalicjantów – wtedy układanka rządowa musiałaby zostać stworzona od nowa.

Pewne byłoby również, że w przyszłych wyborach wszystkie trzy partie tworzące obecnie obóz władzy wystartują oddzielnie, choć spróbują dotrwać w koalicji do końca obecnej kadencji.

Jeśli jednak zapadnie decyzja polityczna o wcześniejszych wyborach ścieżki, które do nich prowadzą są dwie.

Konstytucja w obecnej sytuacji wskazuje dwie drogi skrócenia kadencji Sejmu:

  • uchwały Sejmu o skróceniu kadencji podjętej przez 2/3 ustawowej liczby posłów;
  • nieotrzymania przez prezydenta ustawy budżetowej w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia projektu ustawy Sejmowi. Prezydent ma wtedy 14 dni za zdecydowanie o skróceniu kadencji Sejmu.

Żeby uchwała o samorozwiązaniu Sejmu (automatycznie następuje wówczas skrócenie kadencji Senatu) weszła w życie potrzeba głosów 307 posłów. A więc samo Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie przeforsować takiego rozwiązania.

Trudno jednak sobie wyobrazić, żeby opozycja zagłosowała przeciwko możliwości odebrania władzy PiS-owi, więc odpowiednia większość zapewne bez trudu by się znalazła.

Wtedy prezydent wyznacza wybory w terminie nie późniejszym niż 45 dni od momentu decyzji o skróceniu kadencji. Zakładając, że stałoby się to jeszcze we wrześniu, nowe wybory mielibyśmy najpewniej 22 listopada.

Scenariusz „budżetowy” skrócenia kadencji zakładałby funkcjonowanie przez kilka miesięcy rządu mniejszościowego, i dawałby szansę PiS-owi na wyłuskiwanie pojedynczych posłów i odtworzenie koalicji większościowej, ale już bez Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Gdyby to się nie udało nowe wybory mielibyśmy najwcześniej wiosną 2021 roku.

Czy opozycja jest gotowa na wybory?

Po przegłosowaniu nocą ustawy futerkowej zarówno Koalicja Obywatelska jak i Lewica odtrąbiły sukces, ogłaszając wypełnienie obietnicy wyborczej. Klub Lewicy jako jedyny w całości głosował za ustawą. Ale czy obie formacje są gotowe na ewentualne przyspieszone wybory? Przede wszystkim mało kto w nie wierzy.

„Rząd właśnie stracił większość” – mówił jeszcze przed głosowaniami Borys Budka. „Panie prezesie, proszę się nie bać złożyć wniosku o samorozwiązanie Sejmu”. Po przyjęciu ustawy przewodniczący PO powiedział na konferencji prasowej, że nie wierzy, aby koalicja rządowa się rozpadła, bo jest oparta na chęci władzy, a Kaczyński pamięta, czym skończyły się przedterminowe wybory w 2007 roku (wygrała wtedy Platforma Obywatelska).

We wcześniejsze wybory nie wierzą też inni politycy opozycji, z którymi rozmawialiśmy.

Włodzimierz Czarzasty z Lewicy stwierdził: „To jest po prostu bujanie łódką. Coś, na co nie mamy wpływu, możemy tylko obserwować to przeciągnie liny. Przedterminowe wybory to za szybkie wnioski. Jestem zwolennikiem poczekania dwa, trzy dni z oceną”.

„Wiele się dziś wydarzyło i wydarzy, żeby nie zmieniło się nic” – żartował w rozmowie z OKO.press polityk opozycji. Jego zdaniem groźba przedterminowych wyborów nie jest realna.

„Przegrają na tym Ziobro i Gowin. Kaczyński zrobił przegląd posłów, zobaczył, kto z Solidarnej Polski i Porozumienia jest lojalny wobec prezesa PiS, a nie Ziobry i Gowina. Będzie tymi posłami grał do końca kadencji” — ocenia jeden z polityków opozycji.

„Jestem przekonana, że wyborów w tej chwili nie będzie. To jest tylko straszenie, okres przełamania, dyscyplinowania koalicjantów” – ocenia w rozmowie z OKO.press Katarzyna Lubnauer. „PiS mógłby stracić władzę, ale Ziobry i Gowina może po wyborach w ogóle nie być. Nie mam wrażenia, żeby Porozumienie i Solidarną Polskę było stać na samodzielny start, a wszyscy nie chcą zabrania konfitur w SSP”.

„Kaczyński podejmuje w tej chwili decyzję najtrudniejszą dla elektoratu wsi. Ci, którzy protestowali przeciwko ustawom o prawach zwierząt – PSL, Ziobro i Konfederacja – mogliby mu przejąć elekt wiejski. Kaczyński musi to przeczekać.

W tym czasie może zniszczyć Ziobrę, utrzymując rząd mniejszościowy, odcinając Solidarną Polskę od pieniędzy, spółek skarbu państwa, mediów. A w codziennym zarządzaniu państwem PiS może mieć nawet mniejszość parlamentarną” – słyszymy.

„To, co oglądamy, to tylko negocjacje. Dotychczasowe, jak widać, były czystą stratą czasu i spektaklem PR-owskim. Do niczego nie doszli i teraz Kaczyński postanowił zagrać ostrzej. A Ziobro zalicytował za wysoko. Jednak prawdopodobieństwo szybkich przedterminowych wyborów jest bardzo małe. W tzw. Zjednoczonej Prawicy są skazani na dogadanie się, ryzyka są dla nich zbyt duże” – ocenia w rozmowie z nami Michał Kobosko z ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni.

I dalej tłumaczy:

„Wybory to bardzo realne ryzyko utraty władzy. Widzieliśmy wynik wyborów prezydenckich: PiS położył na stole wszystko, ale przy ogromnym nakładzie sił i środków Andrzej Duda wygrał tylko minimalnie. Kaczyński wie, że nie jest w stanie zaoferować więcej prezentów, zwłaszcza w obecnej, coraz trudniejszej sytuacji budżetu państwa. A PiS zostałby odsunięty od rządzenia na długie lata. Nastąpiłyby też rozliczenia – w sektorze publicznym, w spółkach skarbu państwa.

Prawda o rządach PiS i jej koalicjantów wyszłaby na jaw, a tego nie chcą Kaczyński, Ziobro ani Gowin.

Nie widzę więc realnej szansy na rozpad koalicji rządzącej, choć jedyne, co ich dziś łączy, to chęć utrzymania władzy za wszelką cenę”.

Agata Szczęśniak

Więcej postów