Warszawski Wojewódzki Sąd Administracyjny nikogo nie zaskoczył, stwierdzając nieważność decyzji premiera, który zlecił Poczcie Polskiej organizację „wyborów kopertowych” z 10 maja. I nie ma znaczenia, że nie doszły one do skutku. Podobnego zdania byli wszyscy eksperci niezwiązani z obozem rządowym. Ta brzemienna w finansowe skutki decyzja podjęta została przez premiera rzekomo po to, by walczyć z koronawirusem. W imię tego wykluczono z procesu wyborczego PKW, nie baczono też na inne procedury gwarantujące prawidłowość wyborów. Tyle że rządzący muszą działać na podstawie prawa i w jego granicach. Póki nikt nie zmieni konstytucji, obowiązuje ona wszystkich, którzy władzę sprawują.
To, że WSA zajął się tą sprawą, zawdzięczamy wolnemu od nacisków rzecznikowi praw obywatelskich.
Wyrok jest nieprawomocny i oczywiście może być jeszcze zaskarżony do Naczelnego Sądu Administracyjnego, a na jego orzeczenie pewnie poczekamy co najmniej rok. Testem niezależności dla systemu dyscyplinarnego sędziów WSA będzie, czy orzekający w tej sprawie doczekają się wszczęcia jakiegoś postępowania.
Wyrok w przeddzień sejmowej debaty nad kolejną nowelizacją ustaw antycovidowych, jeszcze mocniej gwarantującą bezkarność urzędnikom, zapewne odbije się echem, ale raczej nie pohamuje przed ich uchwaleniem. Wątpliwe też, czy wpłynie na prokuraturę badającą, czy polecenie premiera i wydanie 70 mln zł na kopertowe wybory było przestępstwem. Nie po to bowiem szuka się legislacyjnych sposobów na unikanie odpowiedzialności i próbuje się ubezwłasnowolnić sądy, które o wszystko mają pytać Trybunał Konstytucyjny, by tę odpowiedzialność na końcu ponosić.