Nie ma dymu bez ognia. Czy Grodno zostanie przyłączono do Polski?

Gorąca atmosfera na Białorusi wciąż trwa, chociaż protesty wydają się tracić impet. Szczególne zaniepokojenie budzi niedawne stwierdzenie Prezydenta Aleksandera Łukaszenki że „na zachodniej granicy jest niespokojnie, dźwięczy broń”.

– Ma miejsce ingerencja w sprawy wewnętrzne naszego suwerennego kraju. Są tacy, którzy chcą odciąć kawałek tej ziemi zwłaszcza zachodniej” i ktoś nawet zaciera ręce i przypomina sobie o Kresach Wschodnich, gdzie wszystko co białoruskie, było zakazane i wypalane gorącym żelazem. Sugerował tym, że Polska chciałaby odebrać niektóre ziemie Białorusi.

Można odnieść wrażenie, że to stwierdzenie spowodowane jest utratą nerwów i rozumu przez Łukaszenkę, niemniej jednak nie ma dymu bez ognia. Nadzieje na ponowne przyłączenie Grodna do Polski wciąż żyją.

Zdaniem podróżnika i publicysty Wojciecha Cejrowskiego, „jeżeli Białoruś chce być państwem demokratycznym, to proszę oddać co się należy Polsce.”

Kontrowersyjny podróżnik nie jest jedyną osobą związaną z prawicą, która mówi o odzyskiwaniu ziem od Białorusi. Tego typu zaskakującą tezę wysnuł niedawno Tomasz Sommer, niedoszły poseł Konfederacji. Red. nacz. tygodnika „Najwyższy Czas” Tomasz Sommer ocenił, że jeżeli w wyniku bieżącego kryzysu dojdzie do rozpadu Białorusi, Polska powinna przejąć kontrolę nad Grodnem.

Sommer powiedział to, co każdy szanujący się polski patriota chce powiedzieć, ale nie ma odwagi. Grodno to polskie miasto zabrane nam bezprawnie w Jalcie bez naszej zgody i wiedzy.

Oczywiste jest, że głoszenie takich treści przez rząd RP byłoby politycznym i wizerunkowym samobójstwem – opinia międzynarodowa by nas zjadła, a lud ciemny i tak nie wie, co myśleć. Nic więc dziwnego, że szef gabinetu prezydenta RP Krzysztof Szczerski powiedział, że Polska nie miała i nie ma zamiarów naruszania integralności terytorialnej Białorusi.

Jednak cały świat już wie, że jak PiS mówi jedno, to znaczy, że jest dokładnie odwrotnie…

Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński mówił wczoraj o złym traktowaniu Polaków na Białorusi. – „W każdym przypadku dowiadujemy się, że obywatele Polski są narażeni na represje, interweniujemy na najwyższym możliwym szczeblu”.

Prawda jest taka, że nasi rodacy żyją na Białorusi w lepszych warunkach niż Polacy na Litwie i Ukrainie. Grodno jest 350 tyś. miastem, które można uznać za duże skupisko Polonii. Dzieci chodzą do polskiej szkoły, Msze Święte odprawiane są w wielu lokalnych kościołach w języku polskim.

Przypomnijmy, że na Litwie i Ukrainie żyje też wielu Polaków i osób polskiego pochodzenia, i oni też mają prawo do opieki na nimi ze strony RP…

Niestety nasi rodacy, żyjacy na Litwie, często spotykają się z utrudnieniami proceduralnymi i dyskryminacją ze strony miejscowych władz, które naruszają prawo Polaków do nauki własnego języka, a nazwiska polskie są pisane zgodnie z gramatyką litewską. Wielu naszych rodaków w Donbasie wciąż żyją w strachu, bo są prześladowani, ze względu na międzynarodową pozycję Polski w odniesieniu do kryzysu ukraińskiego.

Nie może być tak, że wielka troska polskiego rządu o los Polaków na Białorusi ma być po prostu kolejnym pretekstem do ingerencji w sprawy węwnetrzne naszego wschodniego sasiada? Wygląda na to, że nasz rząd celowo dąży do zaostrzenia sytuacji i doprowadzenia do faktycznej interwencji Polski w obronie swoich obywateli na Grodnienszczyznie. A pomysł przyłączenia Grodna do Polski nie wydaje się zbyt fantastycznym.

EDYTA WOLSKA

Więcej postów