Według Centrum Informacyjnego Sejmu głosowanie zdalne podczas posiedzeń parlamentu jest dopuszczalne tylko na terytorium Polski.
Niektórzy posłowie wprost przyznają, że brali udział w głosowaniach, gdy przebywali za granicą – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”.
Po raz pierwszy Sejm obradował częściowo w sposób zdalny 27 marca. Przyczyną zorganizowania tego typu posiedzeń była epidemia COVID-19 w Polsce. Tego samego dnia marszałek Sejmu Elżbieta Witek wydała zarządzenie nr 6, mówiące o tym, że „aby móc zdalnie uczestniczyć w posiedzeniu Sejmu, należy przebywać na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”.
Wiele wskazuje na to, że nie wszyscy o tym zarządzeniu wiedzieli. Jak twierdzą rozmówcy „DGP”, do Kancelarii Sejmu przychodziły skargi na fakt, że nie jest możliwe oddanie głosu za granicą. Sejmowi informatycy są zdania, że jest to technicznie niewykonalne z powodu wprowadzonych ograniczeń wynikających z bezpieczeństwa oddania głosu. Niektórym jednak udało się zagłosować za granicą, m.in. Iwonie Hartwich z KO.
– Rzeczywiście, udało mi się zagłosować, będąc poza granicami kraju, to chyba oznacza, że mój głos w tej sprawie jest nieważny. Nie miałam żadnych problemów z zalogowaniem się do systemu. Na pewno złożę zapytanie w Kancelarii Sejmu o wyjaśnienie, jak sytuacja wygląda – mówi Hartwich w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Gazeta nie uzyskała od Centrum Informacyjnego Sejmu informacji, jakie konsekwencje może nieść za sobą niezastosowanie się do zarządzenia marszałka Sejmu.
ONET.PL