Wszędzie, tylko nie do Polski. USA redukują siły w Niemczech i przebijają polską bańkę

200 żołnierzy, z kategorii takich, którzy walczą klawiaturą i Power Pointem. Tak naprawdę tyle obecnie wiadomo na temat dodatkowych sił wojska USA, które mają trafić do Polski. Zgodnie z zapowiedziami rządu można się spodziewać jeszcze 800-1000 innych, ale tu konkretów brak. Natomiast bańka pod tytułem „dodatkowi żołnierze USA z Niemiec”, pękła i nic po niej nie zostało.

W całej historii pod tytułem „wojska USA w Polsce” coraz trudniej się orientować ze względu na zalew często sprzecznych informacji i spekulacji. Pewnym można być obecnie jednego. W Polsce znajduje się około 4,5 tysiąca amerykańskich wojskowych i nie są tu na stałe. Przyjechali tu na zazwyczaj dziewięciomiesięczną zmianę, po której wrócą do USA i zostaną zastąpieni przez innych, pełniących taką samą funkcję.

Zgodnie z podpisaną w 2018 roku deklaracją Donalda Trumpa i Andrzeja Dudy, do Polski ma trafić jeszcze dodatkowy tysiąc żołnierzy amerykańskich. Jakich dokładnie i kiedy, to już nie jest pewne. Można się natomiast spodziewać, że na podobnych zasadach co ci wcześniejsi.

Na razie wiadomo o takich, co siedzą za biurkiem

Póki co można być niemal pewnym co do grupy około 200 żołnierzy, nazywanych „wysuniętym elementem sztabu V Korpusu US Army”. Amerykanie reaktywowali ów sztab w tym roku, po siedmiu latach niebytu. Jego zdaniem ma być gotowość do dowodzenia wszystkimi siłami wojsk lądowych USA na froncie w Europie. Chodzi o stworzenie na zapas struktury, która w wypadku kryzysu czy wojny mogłaby szybko obejmować kontrolę nad siłami US Army przerzucanymi na Stary Kontynent. Jak deklarują już od wiosny Amerykanie, 200 żołnierzy owego dowództwa, umieszczonego w Kentucky, ma trafić do Polski. Tu stworzą i będą utrzymywać infrastrukturę na wypadek przeniesienia nad Wisłę całego sztabu. Będą to więc żołnierze z kategorii tych, którzy służbę spędzają głównie za biurkiem. Ich rola jest ważna, ale nie stanowią sami w sobie siły bojowej. Nie są też całym dowództwem, co sugeruje na Twitterze minister Mariusz Błaszczak. Chyba że to, co dotychczas deklarowali Amerykanie, jest już nieaktualne.

Nie ma jasności, czy tych 200 żołnierzy mieści się w tysiącu z prezydenckiej deklaracji z 2018 roku, czy też są czymś ponad to. W czerwcu ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher sugerowała, że pierwotne plany zostały rozbudowane.

Nie wiadomo jeszcze, co konkretnie Amerykanie planują umieścić w Polsce. Wiadomo jednak, że Waszyngton jakiekolwiek ruchy uzależniał od podpisania z rządem w Warszawie nowego porozumienia, regulującego prawne zasady stacjonowania żołnierzy USA w Polsce, oraz współfinansowania przez Polaków ich obecności. Negocjacje miały się skończyć w ostatnich dniach. Co znamienne, jako pierwsza poinformowała o tym Mosbacher. Nie wiadomo, co uzgodniono, choć pojawiły się przecieki. Jak pisaliśmy, Amerykanie już mają w Polsce lekko poluzowane warunki względem standardu NATO.

Z Niemiec nie będzie nic

Jeszcze przed wyborami prezydenckimi pojawiły się w mediach sugestie, że do Polski mogą trafić dodatkowe oddziały wojska USA w związku z niespodziewaną deklaracją prezydnta Trumpa. Nakazał on Pentagonowi wycofać kilkanaście tysięcy wojskowych z Niemiec. Choć polscy politycy nie deklarowali, że część z nich trafi do Polski, to wygłaszali ogólnikowe deklaracje jak premier Mateusz Morawiecki.

Mam głęboką nadzieję, że w wyniku wielu rozmów, które odbyliśmy i poprzez pokazanie tego, jak solidnym partnerem jesteśmy w ramach NATO, że część tych żołnierzy stacjonujących dzisiaj w Niemczech i wycofywanych przez Stany Zjednoczone rzeczywiście trafi do Polski.

O spodziewanym częściowym przeniesieniu wojsk USA z Niemiec na wschód pisała też między innymi agencja Reutera, która wymieniała wręcz konkretne jednostki, które zostaną skierowane do Polski. Na przykład dywizjon myśliwski z bazy Spangdahlem. Dzisiaj już wiemy, że nic z tego nie będzie. Pentagon ujawnił już swoje ogólne plany odnośnie wycofania części sił z Niemiec. Większość ma trafić do Belgii, Włoch, Wielkiej Brytanii i gdzieś nad Morze Czarne, prawdopodobnie do Rumunii. Reszta wróci do USA. Polski nie ma w planach.

Nie na stałe, ale elastycznie

Podobnie nie ma w planach tworzenia stałych baz wojsk USA. Poza tą w Redzikowie, gdzie jest obecnie budowany system obrony przeciwrakietowej Aegis Ashore. Nie ma już mowy o żadnym „Fort Trump”. Amerykanie jednoznacznie dają do zrozumienia, że czasy budowania wielkich baz minęły. Teraz preferują wspomnianą już obecność rotacyjną, która jest znacznie bardziej elastyczna. W razie potrzeby żołnierzy zawsze można wycofać, nie przysłać i skierować w inną część świata, gdzie akurat USA będą miały ważniejszy interes.

W tym duchu Amerykanie budują w Polsce raczej infrastrukturę przydatną takim rotacyjnie przysyłanym oddziałom. Pisaliśmy już w przeszłości o tym, jakie mają plany w tym zakresie. Widać wyraźnie, że Pentagon ma przemyślaną długofalową strategię odnośnie obecności w naszym państwie i całym regionie. Kolejne medialne spekulacje tego nie zmieniają.

W Polsce już stacjonuje i będzie stacjonować znaczna część brygady zmechanizowanej oraz dodatkowo batalion zmechanizowany w ramach wysuniętej obecności NATO. Na lotnisku w Mirosławcu stacjonuje kilka dużych maszyn bezzałogowych MQ-9 Reaper. Przy bazie lotniczej Powidz jest już budowany magazyn uzbrojenia dla drugiej brygady zmechanizowanej. Jest ona ogólnie zmieniana w ważne centrum logistyczne wojska USA, mogące sprawnie obsługiwać samoloty i śmigłowce wysyłane z baz w USA i na zachodzie Europy. Jednocześnie na lotnisku we Wrocławiu trwa rozbudowa infrastruktury, pozwalającej sprawniej obsługiwać ciężkie samoloty transportowe. Na poligonie w Drawsku Pomorskim są prowadzone inwestycje, mające go zamienić w nowoczesne centrum szkoleniowe dla wojska amerykańskiego i polskiego. Podobnie w Żaganiu. W Poznaniu rozmieszczono wysunięty element dowództwa 1. Dywizji US Army. Teraz ma jeszcze dojść analogicznie V. Korpus.

Ogólnie widać, że Amerykanie nie rozmieszczają w Polsce mas wojska z ciężkim sprzętem. Raczej tworzą warunki do jego możliwie szybkiego przerzutu z zachodu, w wypadku wojny czy kryzysu. Nie chcą się uwiązać na stałe nad Wisłą, ale mieć możliwość zjawienia się tutaj, kiedy w ich ocenie będzie to potrzebne.

GAZETA.PL

Więcej postów