Opozycja kopie w stolik: „Nie będziemy grać w grę Kaczyńskiego”

Trwa jakiś teatr wokół wyborów prezydenckich” – stwierdziła marszałek Witek i miała rację. Na opozycji nikt bowiem nie zakłada, że poprawka o organizacji wyborów po 6 sierpnia przejdzie. Pytanie, kto na opozycji zyska na kolejnym sezonie debat o tym, kiedy zrobić wybory.

We wtorek 26 maja znów zawrzało wokół ustawy o wyborach prezydenckich. A wydawało się, że drugie podejście do zorganizowania wyborów przebiegnie we względnej zgodzie. Plan ustalony przy „okrągłym stole” zainicjowanym przez Lewicę był taki, że we wtorek i środę Senat kończy prace nad ustawą, wysyła poprawki do Sejmu, ten ustawę głosuje w czwartek. A my wszyscy wybieramy prezydenta 28 czerwca.

A jednak wydarzyło się kilka nieoczekiwanych rzeczy, które tym planem zachwiały.

Witek: „Grodzki mnie oszukał”

Zaczęło się od tego, że marszałek Tomasz Grodzki podważył możliwość zorganizowania wyborów w czerwcu. „Im dłużej pracujemy nad tą ustawą, tym więcej senatorów zaczyna być przekonanych, że jedyne w pełni konstytucyjne sposoby przeprowadzenia wyborów prezydenta to albo ścieżka poprzez stan klęski żywiołowej, albo poprzez dymisję bądź zakończenie kadencji pana prezydenta Dudy i rozpisanie przez marszałka Sejmu następnych wyborów” – mówił.

W ten sposób argumentuje wielu prawników, wśród nich prof. Ewa Łętowska: wybory zorganizowane tak, jak opozycja i PiS umówili się przy okrągłym stole, będą niekonstytucyjne.

Zgodnie z tym tokiem rozumowania wicemarszałkini Gabriela Morawska-Stanecka (Lewica) i wicemarszałek Michał Kamiński (Koalicja Polska – PSL) zgłosili poprawkę. Zakłada ona, że ustawa wyborcza weszłaby w życie dopiero po zakończeniu kadencji Andrzeja Dudy, czyli po 6 sierpnia. Grodzki zaś przesunął posiedzenie Senatu na przyszły tydzień (1-3 czerwca).

Na taki rozwój wydarzeń emocjonalnym wystąpieniem zareagowała Elżbieta Witek. Zarzuciła Grodzkiemu, że ją oszukał. Obiecał bowiem, że Senat odeśle ustawę do Sejmu już w czwartek. Mówiła, że jest zaniepokojona tym, co dzieje się w Senacie i pytała: „Co się takiego zmieniło od piątku ubiegłego tygodnia?”. To samo pytanie zadawało sobie we wtorek wielu obserwatorów.

„Jestem wychowany w polskiej tradycji, gdzie kobiety się bardzo szanuje, a szczególnie matki. Nie miałem zamiaru i nie oszukałem pani marszałek Sejmu” – odpowiedział jej Grodzki wieczorem w Polsat News.

Teatr wokół wyborów

„Trwa jakiś teatr wokół wyborów prezydenckich” – stwierdziła marszałek Witek i miała rację. Na opozycji nikt bowiem nie zakłada, że poprawka o organizacji wyborów po 6 sierpnia przejdzie. „Nikt nie będzie zwlekał 30 dni. Ale nie będziemy realizowali planu Kaczyńskiego” – deklaruje poseł Koalicji Obywatelskiej.

„Opozycja nie jest w stanie przesunąć wyborów” – studził nastroje senator Marek Borowski. „Możemy wykonać gest z vacatio legis, co zostanie odrzucone przez PiS, ale trzeba poza tym zgłosić wszystkie niezbędne poprawki i szykować się na 28 czerwca”.

Wtorkowy teatr miał kilka planów.

Pokaz siły opozycji wobec PiS-u

„Nie ma powodu, żebyśmy grali w grę Jarosława Kaczyńskiego” – mówi nam poseł Koalicji Obywatelskiej. Skończyła się opozycja, która gra tak jak Kaczyński jej zagra. W poprzedniej kadencji komentatorzy i zwolennicy wytykali opozycji, że jest bezwolna i reaktywna. A PiS był mistrzem politycznej sprawczości: robił, co chciał. Tym razem to PiS nie może doprowadzić do końca tego, co chce. I to po raz drugi, bo już raz wyborów nie przeprowadził w zaplanowanym terminie.

Opozycja może liczyć, że PiS znów się zakiwa i straci w oczach swojego elektoratu.

Z taką strategią może być jednak kłopot. We wtorek komentatorzy mieli trudności z wytłumaczeniem, o co właściwie opozycji chodzi. Z pewnością część wyborców chce, by opozycja tak jak PiS działała w logice „słychać wycie? znakomicie!” i cieszą ją złośliwości Tomasza Grodzkiego pod adresem Elżbiety Witek. Inni jednak widzą chaos, niedotrzymywanie wspólnych uzgodnień, a przede wszystkim opozycyjnych polityków, którzy znów wypowiadają się przede wszystkim na temat wyborów, a nie gospodarki czy zdrowia.

Powrót do bojkotu?

Politycy opozycji przekonywali, że PiS może podważyć wynik wyborów, gdyby wygrał Trzaskowski, Hołownia lub Kosiniak-Kamysz. Sąd Najwyższy miałby wtedy uznać, że ustawa, na podstawie której przeprowadzono wybory, jest niezgodna z Konstytucją. „Nie możemy przyłożyć do tego ręki” – mówi polityk Koalicji Obywatelskiej.

Taka strategia grozi powtórzeniem drogi Małgorzaty Kidawy-Błońskiej: skoro wybory są niekonstytucyjne i powinny się odbyć po 6 sierpnia, to czemu opozycja bierze w nich udział? W ten sposób odbiera się powagę i wiarygodność własnemu zaangażowaniu wyborczemu. W tym przypadku – startowi Rafała Trzaskowskiego.

„Jestem przeciwny ponownemu bojkotowi wyborów” – zapewniał OKO.press senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Jednocześnie jednak z Senatu idzie przekaz: wybory 28 czerwca są niekonstytucyjne.

Wtorkowe senackie manewry znów uruchomiły nastroje sprzyjające bojkotowi wyborów u części zwolenników opozycji. A to może doprowadzić do demobilizacji części wyborców. Jak dużej? Nikt tego nie wie. Wiadomo jednak, że to maksymalna mobilizacja „swoich” może zapewnić zwycięstwo jednemu z kandydatów opozycji. A w drugiej turze rozstrzygnąć może niewielka liczba głosów.

Nowa układanka na opozycji

W tle zapewnień, że wybory muszą być jak najbardziej zgodne z prawem, toczy się walka o ustawienie pola dla własnego kandydata. Chodzi nie tylko o to, ile będzie czasu na zebranie podpisów i na prowadzenie kampanii wyborczej. Kto jest dziś liderem opozycji? Trzaskowski czy Hołownia? Kto stoi na podium? Kto przestał się liczyć w prezydenckim boju?

PiS chce przeprowadzić wybory jak najszybciej. W prorządowym portalu wPolityce Jacek Karnowski doradzał, żeby wybory przeprowadzić wcześniej niż 28 czerwca (na antenie TVP Info mówił o 14 czerwca). Andrzej Duda traci bowiem poparcie. „Stał się kandydatem starym, ma niemrawą kampanię, niewiele proponuje” – uważa poseł Lewicy.

Koalicja Obywatelska chce stworzyć wrażenie, że Rafał Trzaskowski jest jedynym liczącym się rywalem Andrzeja Dudy. „Odległość między Trzaskowskim a Hołownią rośnie. Teraz już jest tylko walka o to, żeby była jak największa” – mówi poseł KO. Temu miałoby służyć wchodzenie w ostre zwarcie z PiS-em. „Grają w starą grę, która nazywa się polaryzacja. Chcą pokazać, że liczą się tylko kandydaci PO i PiS. To zadziałało w wyborach europejskich” – komentuje poseł Lewicy.

Sztab Szymona Hołowni liczy na to, że wyborcy zmęczą się znanymi od lat przepychankami między PO i PiS-em. A jemu łatwiej będzie mówić, że wszyscy są siebie warci, bo nawet dogadać się co do terminu wyborów nie umieją.

W Koalicji Obywatelskiej jedni uważają, że bliski termin gra na korzyść Rafała Trzaskowskiego, inni – że warto ugrać choćby dodatkowych kilka dni, bo „efekt świeżości” to nie wszystko. Trzeba jeszcze dotrzeć do pozawarszawskich wyborców i uścisnąć jak najwięcej rąk.

„Najważniejsza walka rozegra się teraz o trzecie miejsce” – ocenia poseł Koalicji Obywatelskiej. „Lewicy i PSL przestało się spieszyć. Czekają na osłabienie Hołowni. A on jest nerwowy, zalicza wpadki, jak ta kiedy mówił o „truchle kampanii Kidawy-Błońskiej” i nazwał ją ciocią” – uważa polityk Koalicji Obywatelskiej. Polemizuje inny poseł KO: „Nikomu nie zależy na dłuższej kampanii. Niektórzy kandydaci nie mają już pieniędzy”.

Co się teraz wydarzy?

Senat ma się zebrać ponownie w poniedziałek. „Chodziło o to, żeby kupić kilka dni i dogadać się w ramach opozycji” – mówi poseł Koalicji Obywatelskiej.

Opozycja będzie uzgadniać poprawki. O jednej z nich mówił OKO.press senator Krzysztof Brejza: chodzi o to, by wszyscy kandydaci jeszcze raz zbierali podpisy. Z naszych rozmów wynika, że los tej poprawki we wtorek nie został przesądzony.

Inny zapis, o którym dyskutuje opozycja, to wpisanie do ustawy sztywnych terminów na zbieranie podpisów. Kolejna: usunięcie zapisu o tym, że minister zdrowia może wyłączyć całe regiony z głosowania tradycyjnego.

Pewne jest tylko jedno: czeka nas kolejne 10 dni dywagacji o tym, kiedy będziemy głosować na prezydenta Rzeczypospolitej.

OKO.PRESS

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Sejm od prawie pięciu lat zmienił się za sprawą pisowskiej sekty w coś niesamowicie dziwacznego nie mającego nic wspólnego z Parlamentem. Każda głupota zgłoszona przez pisowska większość jest przepychana kolanem w nocy. Praktycznie zero merytorycznej debaty. Poprzedni marszałek latający Kuchciński był tak samo beznadziejny jak obecna Witek. Na dobrą sprawę tylko posłowie większości mogą ględzić swoje banialuki bez żadnych ograniczeń. Witek podobnie jak poprzednio Kuchciński knebluje usta opozycji.
    W normalnym kraju odbyłaby się debata na temat dziwnych interesów Szumowskiego i jego rodziny. W normalnym kraju minister do czasu wyjaśnienia sprawy podałby się do dymisji. Ale to nie jest normalny kraj, to państwo PIS gdzie króluje nepotyzm, kolesiostwo i lewe interesy.

Komentowanie jest wyłączone.