Niemcy chcą porzucić nuklearne odstraszanie. Polska w nuclear sharing?

W Niemczech na nowo wybuchła dyskusja dotycząca wycofania z Niemiec amerykańskiej broni jądrowej. Obie strony przywołują argumenty związane z Polską, jej relacjami z USA oraz możliwością zabiegania o rozlokowanie na terenie naszego kraju broni jądrowej w systemie Nuclear Sharing.

Prominentni przedstawiciele niemieckiej partii SPD nawołują do wycofania z terytorium Niemiec amerykańskiej broni jądrowej. W wywiadzie dla „Tagesspiegel” wezwał do tego Rolf Mützenich, szef frakcji socjaldemokratów w niemieckim parlamencie. Miało to miejsce tuż po tym jak szefowa resortu obrony Annegret Kramp-Karrenbauer, wywodząca się z partii CDU, koalicjanta SPD, ogłosiła plan zakupów następców samolotów Tornado, uwzględniający obok niemieckich Eurofighterów także amerykańskie Growlery i Super Hornety. Te ostatnie między innymi po to, by mogły taktyczną przenosić broń jądrową, należącą do USA i rozmieszczoną w Niemczech w programie NATO Nuclear Sharing.

Deklaracja szefa frakcji SPD wywołała ożywioną dyskusję, także wewnątrz partii socjaldemokratycznej. I tak, Mützenicha poparła przewodnicząca SPD Saskia Esken, która stwierdziła, że pieniądze lepiej przeznaczyć na walkę z nierównościami społecznymi i edukację, a broń masowego rażenia nie stanowi wkładu do pokoju. Powiedziała też, że od ponad 40 lat protestowała przeciwko „podwójnemu” podejściu NATO polegającym na rozmieszczeniu w Europie broni jądrowej oraz na negocjacjach z Rosją. Dodała, że „nic nie rozumie ten, kto myśli, że Głasnost i Pierestrojka stały się możliwe dzięki odstraszaniu nuklearnemu zachodu”. 

Zakwestionował ją natomiast szef niemieckiego MSZ Heiko Maas, również wywodzący się z SPD. Wskazał w rozmowie z Der Spiegel, że „jednostronne kroki”, które podkopywałyby zaufanie do Niemiec najważniejszych sojuszników osłabiają Sojusz i nie przybliżają do świata bez broni jądrowej. Deklaracje opowiadających się za wycofaniem broni jądrowej socjaldemokratów ostro skrytykowali też przedstawiciele koalicyjnej partii CDU/CSU, kierowanej przez Angelę Merkel, którzy popierają udział Niemiec w NATO Nuclear Sharing.

Najciekawsze są jednak przytaczane, również przez ekspertów, argumenty. Co najmniej kilku niemieckich ekspertów stwierdziło, że wycofanie z Niemiec broni jądrowej mogłoby skłonić Polskę do zabiegania o rozmieszczenie jej na swoim terytorium. Ulrich Speck, Senior Visiting Fellow w niemieckim German Marshall Fund stwierdził: “Niemcy mogą porzucić nuklearne odstraszanie. To zmusza Polskę do tego, by ponownie przemyśleć kwestię nuklearnego odstraszania. I to motywuje Rosję, by intensyfikowała swoją strategię wpływu w Europie Środkowej i Wschodniej. Wynik: więcej konfliktów na Wschodzie, Europa osłabiona”.

W podobnym, ostrym tonie wypowiedział się też rzecznik frakcji CDU/CSU Roedrich Kiesewetter do spraw polityki zagranicznej i obronnej: „SPD stawia pod znakiem zapytania wspólną transatlantycką przestrzeń bezpieczeństwa, skłania kraje takie jak Polska do żądania rozmieszczenia (broni jądrowej – red. u siebie)”.

O możliwości dążenia Polski do rozmieszczenia broni jądrowej, w wypadku jednostronnego wyjścia z NATO Nuclear Sharing mówił też Tobias Bunde z Munich Security Conference. Co ciekawe, o Polsce wspomniał również sam zainteresowany – przewodniczący parlamentarnej frakcji SPD, który stwierdził w odpowiedzi na jedno z pytań, że Polska już oferowała, aby „rozmieścić amerykańskie wojska w Fort Trump oraz przyjąć taktyczną broń jądrową”.

Niemcy, atom i Polska

Nie jest żadną tajemnicą, że rozmieszczenie w Niemczech broni jądrowej w systemie Nuclear Sharing ma wielu przeciwników. Lewicowi politycy pamiętają, że kilka lat po tym jak rząd kanclerza Helmuta Schmidta, wywodzącego się właśnie z SPD, zgodził się na rozmieszczenie w Europie pocisków Pershing II w ramach systemu odstraszania NATO, jego rząd upadł, między innymi w wyniku protestów pacyfistycznie nastawionego społeczeństwa.

O postaci Schmidta mówią jednak również krytycy dążeń SPD do wycofania amerykańskiej broni jądrowej, twierdząc że kanclerz – którego postawa była przecież fundamentem do skłonienia ZSRR do rozmów rozbrojeniowych, w wyniku których podpisano złamany niedawno przez Rosję traktat INF – „przewraca się w grobie”. Trzeba też pamiętać, że w przyszłym roku w Niemczech są wybory parlamentarne. Duża część SPD chciałaby lewicowej koalicji z postkomunistyczną Lewicą Die Linke oraz Zielonymi, a oba te stronnictwa są zaciekłymi przeciwnikami udziału Berlina w programie Nuclear Sharing.

Wszystko to nie powinno jednak przesłaniać faktu, że SPD – jedna z głównych niemieckich partii jest gotowa kwestionować sojusznicze zobowiązania w imię doraźnych korzyści politycznych. Zobowiązania, dodajmy, potwierdzone nie tylko w dokumentach NATO, ale też w wewnętrznych dokumentach niemieckich, np. Białej Księdze w 2016 roku, przyjętej właśnie przez koalicję CDU/CSU i SPD.

Polska w nuclear sharing?

Ewentualny udział Polski w NATO Nuclear Sharing to na razie raczej kwestia dyskusji eksperckiej. O możliwości rozważenia takiego rozwiązania mówił ówczesny wiceszef MON, a obecny ambasador Polski przy kwaterze głównej NATO Tomasz Szatkowski w grudniu 2015 roku. Oficjalnie jednak Warszawa nie zabiega o takie rozwiązanie i wskazuje na konieczność umacniania sojuszniczych mechanizmów odstraszania oraz kontroli zbrojeń. Polskie F-16, choć nie są przystosowane do przenoszenia broni jądrowej, kilkakrotnie uczestniczyły w ćwiczeniach odstraszania nuklearnego NATO pod kryptonimem Steadfast Noon, gdzie wykonywały zadania wspierające maszyny przeznaczone do przenoszenia broni jądrowej.

Nie jest też tajemnicą, że sprzeciw wobec takiego rozwiązania wyraziłyby na pewno kraje zachodniej Europy. Nie wiadomo również, czy USA byłyby chętne wziąć je pod uwagę, choć z drugiej strony wątek udziału Polski w systemie Nuclear Sharing czasem pojawiał się w opracowaniach amerykańskich ośrodków analitycznych.

Trzeba przy tym pamiętać, że Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 roku zawiera deklarację, że kraje członkowskie Sojuszu nie planują rozmieszczenia sił nuklearnych na terytorium „nowych” członków i nie przewidują żadnych potrzeb w tym zakresie. To nieco inne sformułowanie, niż w wypadku deklaracji o powstrzymaniu od rozlokowania znacznych sił wojskowych i infrastruktury, bo ta ostatnia była warunkowana słowami „w obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa”.

Na razie wspomniany dokument jest uznawany za wciąż obowiązujący. Co więcej, powoływało się na niego wielu krytyków dążeń niemieckich socjaldemokratów do jednostronnego wycofania broni jądrowej z terytorium Niemiec. Ewentualne rozlokowanie tego rodzaju uzbrojenia – o ile będą nadal funkcjonować mechanizmy sojusznicze, w tym system Nuclear Sharing, w którą kluczową rolę odgrywają Niemcy – byłoby bardzo mało prawdopodobne.

Jednakże, w wypadku gdyby te mechanizmy przestały funkcjonować, z pewnością  terenie Polski amerykańskiej broni jądrowej mogłaby potencjalnie zostać rozważona, o ile oczywiście takim rozwiązaniem byłyby zainteresowane Stany Zjednoczone. Do tego dziś jednak droga jest bardzo daleka.

Samo przystąpienie Polski do programu Nuclear Sharing byłoby bardzo trudne i wymagało szeregu działań politycznych, technicznych oraz odpowiedniego przygotowania wojskowego. Warto jednak zastanowić się, jak mogłoby to – czysto hipotetycznie – wyglądać, skoro o takim rozwiązaniu dyskutowali niemieccy eksperci.

Przypuszczalnie, już po pokonaniu wszystkich polityczno-prawnych przeszkód (o ile byłoby to możliwe) konieczne byłoby zlecenie USA dostosowania i certyfikacji do przenoszenia tych bomb przyszłych polskich maszyn F-35A. Mniej prawdopodobne byłoby zlecenie modernizacji F-16, bo te maszyny są gorzej dostosowane do przełamywania obrony powietrznej przeciwnika.

Oczywiście dostosowanie samych myśliwców musiałoby odbyć się równolegle wraz z pozyskaniem odpowiedniej, specjalnej infrastruktury, a także np. zapewnieniem dodatkowej osłony miejsc składowania bomb i przenoszących je samolotów przed bardzo szeroko pojmowanym oddziaływaniem przeciwnika. Nie ma wątpliwości, że w wypadku decyzji o akcesji Polski do Nuclear Sharing należałoby się liczyć z ostrą reakcją Moskwy, obejmującą np. działania informacyjne, cyberataki, a także grą na podział w polskim społeczeństwie jak i wśród sojuszników.

NATO Nuclear Sharing – możliwości techniczne

Dziś system NATO Nuclear Sharing opiera się na bombach typu B61, których mniej niż 200 jest rozmieszczonych w kilku bazach Niemczech, Belgii, Włoszech, Turcji oraz Holandii. Do ich przenoszenia dostosowane są samoloty „podwójnego zastosowania” (tzw. Dual Capable Aircraft, DCA) – F-16 należące do USA oraz państw uczestniczących w programie, amerykańskie F-15E Strike Eagle oraz część niemieckich i włoskich Tornado. Bomby są własnością Stanów Zjednoczonych, jednak część z nich mogłaby być w wypadku konfliktu przekazana państwom uczestniczącym. Taki kształt wspólnego systemu odstraszania w założeniu powoduje, że jest ono bardziej wiarygodne, bo odpowiada za nie większa grupa państw, a nie tylko USA.

Duża część samolotów uczestniczących w Nuclear Sharing (F-16AM/BM i właśnie Tornado) musi jednak zostać wkrótce wycofana i zastąpiona. Włosi, Belgia i Holandia, oraz oczywiście USA zdecydowały się na wprowadzenie myśliwców F-35A, które będą dostosowane do przenoszenia broni jądrowej i staną się przyszłym typem DCA. Same ładunki również podlegają modernizacji, do wersji B61-12 z układem korekcji, pozwalającym na zwiększenie zasięgu i precyzji trafienia.

Niemcy a Nuclear Sharing

Z kolei dalszy udział Niemiec, w związku ze starzeniem się maszyn Tornado, stoi pod znakiem zapytania. Eurofightery, które przejmą większość zadań Tornado, nie są dostosowane do przenoszenia bomb B61, Berlin nie chce też F-35, z uwagi na troską o interesy własnego przemysłu. Kanclerz Angela Merkel i jej frakcja CDU/CSU opowiadają się za zakupem niewielkiej liczby amerykańskich myśliwców Super Hornet, które mogłyby zostać szybko certyfikowane do przenoszenia broni jądrowej. Jednakże, nawet to kompromisowe rozwiązanie jest w Niemczech krytykowane. Wskazuje się na przykład na możliwość podjęcia starań o pozyskanie F-15 (lub F-35), czy integrację z bronią jądrową Eurofighterów.

Przedstawiciele SPD posunęli się jednak dalej i zażądali jednostronnego wycofania z Niemiec broni jądrowej, co może im przysporzyć kilku „kresek” w przyszłorocznych wyborach, biorąc pod uwagę pacyfizm dużej części niemieckiego społeczeństwa oraz antypatię do USA w ogóle i Donalda Trumpa w szczególności.

Z polskiego punktu widzenia ważniejsze jest jednak z pewnością to, że jedna z głównych sił politycznych kluczowego sojusznika jest w stanie kwestionować podstawowe zobowiązania ze względu na sytuację wewnętrzną. Choć nic nie jest przesądzone, zwłaszcza dopóki na czele niemieckiego rządu stoi Angela Merkel, to tego rodzaju deklaracje są niebezpieczną polityczną „grą w ruletkę”, w której stawką jest wiarygodność sojuszniczego odstraszania. A to może mieć swoje konsekwencje zarówno dla sytuacji bezpieczeństwa, jak i przyszłych kryteriów, jakimi będą kierować się sojusznicy Niemiec, w tym Polska, przy ocenie i wyborze różnego rodzaju rozwiązań obejmujących współpracę międzynarodową w zakresie bezpieczeństwa.

JAKUB PALOWSKI

Więcej postów