Kwestia pozyskania przez Polskę amerykańskich czołgów podstawowych M1 Abrams jako potencjalnego nowego, podstawowego typu wozu bojowego tej klasy w Wojsku Polskim (WP) wraca regularnie stając się wyjątkowo medialnym tematem. Jak dotąd czynniki wojskowe ani MON nigdy nie rozważały w żaden oficjalny sposób tej możliwości. Aczkolwiek, w związku z rosnącym zbliżeniem amerykańsko-polskim i licznymi zakupami amerykańskiego uzbrojenia w przeciągu kilku najbliższych lat, sytuacja ta może ulec zmianie. W związku z tym warto zastanowić się, czy legendarny wręcz Abrams byłby obecnie właściwym wyborem właśnie dla WP.
W październiku br. MON zatwierdził nowy Plan Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej na lata 2021-2035. Jednym z nich jest pozyskanie czołgu podstawowego nowej generacji dla Wojska Polskiego (WP) w ramach programu „Wilk”. Ma on docelowo zastąpić obecnie używane, przestarzałe czołgi podstawowe T-72, które w najbliższym czasie mają zostać poddane ograniczonej modyfikacji. Ta ostatnia ma pozwolić na przedłużenie ich eksploatacji w perspektywie najbliższych kilkunastu lat. Oznacza to, że w ciągu najbliższych kilku lat musi zostać podjęta wiążąca decyzja w sprawie pozyskania następcy czołgów T-72M1/PT-91 Twardy, który w perspektywie po 2035 roku stanie się podstawowym typem czołgu w siłach zbrojnych tuż obok obu wersji obecnie używanych Leopardów 2.
Proponowanych rozwiązań w kwestii nowego czołgu podstawowego dla Polski jest wiele i każda z nich ma swoją grupę zwolenników i przeciwników. Jedną z nich jest pozyskanie z amerykańskich zapasów zmagazynowanych w składnicy Sierra Army Depot w Kalifornii odpowiedniej liczby skorup czołgów podstawowych M1 Abrams. Tak, aby po odpowiedniej „regeneracji” i dostosowaniu do wymagań klienta przez amerykański przemysł zbrojeniowy mogłyby one trafić na wyposażenie kolejnego klienta eksportowego – w tym przypadku Polski. Ostatnio o możliwości zakupu Abramsów przez Polskę pisał w Defense News dr Dan Goure z Instytutu Lexingtona. Warto jednak przyjrzeć się szczegółom tego możliwego rozwiązania pod kątem jego zalet oraz wad, a przede wszystkim oceny trzech związanych z tym podstawowych kryteriów: korzyści dla rodzimego przemysłu, kosztów pozyskania i eksploatacji oraz parametrów taktyczno-technicznych.
Korzyści dla rodzimego przemysłu
Głównym beneficjentem potencjalnego pozyskania przez Polskę czołgów M1 Abrams z pewnością zostałby głównie amerykański przemysł zbrojeniowy. W szczególności producent tych czołgów – koncern General Dynamics Land Systems (GDLS) wraz partnerami i podwykonawcami. Sytuacja ta jest spowodowana dwoma głównymi czynnikami. Pierwszym z nich jest realna konieczność wykonania wszystkich prac rewitalizacyjnych i modernizacyjnych w USA przez wyżej wspomnianego producenta tych czołgów. Tylko on, jako jedyny posiada odpowiednie kompetencje i prawa do ich przeprowadzenia. Drugim realna konieczność pozyskania tych maszyn podobnie jak wszyscy inni dotychczasowi klienci eksportowi w ramach procedury Foreign Military Sales (FMS), która zakłada pośrednictwo amerykańskiego rządu w zakupie danego systemy uzbrojenia w amerykańskim przemyśle zbrojeniowym przez państwo sojusznicze.
Jedynym udziałem polskiego przemysłu zbrojeniowego byłaby możliwość powierzchownej polonizacji przyjętego wariantu modernizacji bazowej wersji czołgu poprzez montaż polskich systemów łączności czy elementów systemu kierowania ogniem. To jednak znacząco zwiększyłoby ich koszty, ze względu na konieczność integracji tych podzespołów przez amerykańskiego wykonawcę – co w procedurze FMS jest wyceniane z reguły drożej, niż zakup standardowej „amerykańskiej” konfiguracji. Oczywiście teoretycznie istnieje możliwość większego zaangażowania polskiego przemysłu, ale biorąc pod uwagę specyfikę procedury FMS będzie to i trudne i kosztowne (choćby doświadczenia z programem Homar/HIMARS, czy rezygnację z offsetu za F-35 powinny stanowić ważny punkt do analizy). Z powyższych powodów swoista polonizacja Abramsa jest praktycznie nierealna i zupełnie nieefektywna w relacji koszt-efekt.
Kosztów pozyskania i eksploatacji
Na łączną cenę zakupu amerykańskich czołgów podstawowych M1 Abrams składa się kilka różnych elementów składowych. Pierwszym jest koszt samych skorup tych czołgów, które są ogołocone ze wszelkie wyposażenia są składowane we wspomnianym wcześniej magazynie rezerwowego uzbrojenia U.S. Army i są własnością amerykańskiego rządu. Drugim jest koszt przywrócenia tych wozów do pełnej sprawności przez zakłady GDLS, co jest nazywane „regeneracją”, a w praktyce polega na zbudowaniu takiego czołgu od nowa w oparciu o istniejącą, gołą skorupę. Trzecim jest wybór docelowej wersji, która będzie z pewnością odbiegała dalece od reprezentującego poziom techniczny lat 80 i 90 wariantu bazowego. Czwartym i ostatnim składnikiem jest koszt potencjalnej polonizacji oraz offsetu. Na chwilę obecną ciężko oszacować w sposób wiążący szacowany koszt takiej transakcji polsko-amerykańskiej jednak można w pewnym przybliżeniu określić je na podstawie zawartych już kontraktów eksportowych.
Jako przykład mogą posłużyć dwa wybrane kontrakty na dostawy Abramsów dla dwóch regionalnych sojuszników USA w Afryce i Azji: Maroka i Tajwanu, prowadzone w ramach procedury FMS. Maroko otrzymało partię czołgów Abrams w ramach programu Excess Defense Articles (a więc z nadwyżek sił USA). Wartość pakietu modernizacyjnego do wersji M1A1 SA (Special Armor) dla 200 czołgów M1A1 wraz z przywróceniem sprawności została oceniona, jeszcze w 2012 roku, na maksymalnie 1,015 mld USD. Program został zrealizowany przez przemysł amerykański, bez offsetu. W końcu 2018 roku agencja DSCA wydała zgodę na realizację kolejnego pakietu modernizacyjnego, obejmującego 162 czołgi M1A1 pozyskane w ramach programu EDA za maksymalnie 1,259 mld USD, przy czym uwzględniono trzy możliwe wersje (M1A2M, M1A1SA, i M1 w konfiguracji USMC).
W wypadku Tajwanu wartość pakietu zatwierdzonego w 2019 roku, który obejmuje potencjalną możliwość dostarczenia 108 egzemplarzy M1A2T Abrams za kwotę maksymalnie 2 miliardów USD. Oznacza to, że koszt jednostkowy w przypadku Maroka (które zakupiło zubożoną, eksportową wersję Abramsa z przestarzałej już rodziny M1A1) wyniósł ok. 5 miliona USD na egzemplarz. Z kolei przypadku Tajwanu (który zakupił nieco udoskonaloną wersję z rodziny M1A2, prawdopodobnie dostosowaną do lokalnych warunków, wraz z szerokim pakietem wsparcia) maksymalna cena została oszacowana na 18,5 mln USD. To daje obraz kosztów, jakie trzeba by ponieść przy zakupie Abramsów, nawet jeśli ostateczna cena była nieco niższa.
Warto też popatrzeć na to, ile za modernizację swoich czołgów (nowe nie są produkowane) płaci armia amerykańska. Zgodnie z projektem budżetu Pentagonu na rok fiskalny 2021, amerykańska armia za modernizację 89 czołgów do standardu M1A2 SEPv3 ma zapłacić – bagatela – 1,03 mld USD. Oznacza to, że modernizacja pojedynczego wozu do tego – niewątpliwie bardzo zaawansowanego – standardu kosztuje 11,6 mln USD za sztukę. Do wymienionej wyżej kwoty trzeba by z drugiej strony doliczyć koszty budowy całego zaplecza, pozyskania części, amunicji, wreszcie samych czołgów z nadwyżek US Army. Koszty zakupu to zresztą tylko początek, bo należy również pamiętać o nakładach na wsparcie logistyczne pojazdów, uznawanych powszechnie za drogie w eksploatacji.
Ostatnią kluczową kwestią przy pozyskaniu nowego czołgu podstawowego dla Wojska Polskiego są jego parametry taktyczno-techniczne, czyli jego zalety i wady w porównaniu do innych konstrukcji konkurencyjnych. M1 Abrams jest otoczony od wielu lat legendą, która swój początek ma w czasie I i II wojny w Zatoce Perskiej, kiedy to przylgnęło do niego miano ,,niezniszczalnego” czołgu w związku z różnymi incydentami w czasie tych dwóch konfliktów i wysokie przeżywalności samego pojazdu, a w szczególności jego załogi. Od tamtego czasu Abrams stał się jednym z symboli potęgi U.S. Army oraz amerykańskiej techniki wojskowej. Mimo tego, jak każda konstrukcja, ma ona swoje wady i zalety. W przypadku Abramsa podobnie jak każdego innego czołgu do jego oceny mogą posłużyć trzy podstawowe kryteria: poziom ochrony, siła ognia i mobilności.
Przeżywalność Abramsa, na podstawie obserwacji toczonych w ostatnich 30 latach konfliktów, stała się już legendarna. Wozy te jako jedyny typ czołgu podstawowego III generacji miały okazję wziąć udział w kilku wysoce zróżnicowanych konfliktach zbrojnych. Chodzi przede wszystkim o I i II wojnę w Zatoce Perskiej oraz wojny domowe w Iraku i Jemenie. Abramsy były tam wykorzystywane zarówno przez U.S. Army i U.S. Marine Corps, ale też armię iracką i saudyjską. Szacunkowo blisko 700 egzemplarzy tych czołgów zostało porażonych w wyniku działań na polu walki, czego skutkiem była utrata od 50 do 60 z nich, czyli mniej niż 10%.
Przy czym warto podkreślić, że wiele z nich to wozy porzucone przez załogi z powodu braku możliwości ewakuacji lub czynnika psychologicznego (w wypadku państw arabskich). W przypadku USA większość, z faktycznie zniszczonych Abramsów, została jednak wyremontowana jako „uszkodzone”. A raczej zbudowana od nowa, przy całkowitym nie liczeniu się z kosztami takiego procesu, który jest często droższy od wyprodukowania nowego czołgu.
Poziom osłony balistycznej i przeciwminowej czołgu Abrams stawia go w czołówce najnowocześniejszych czołgów podstawowych, różni się jednak w zależności od konkretnej wersji tego czołgu, począwszy od bazowej M1 z początku lat 80, na najnowszym M1A2C (M1A2 SEP v3) kończąc. Kluczem do niezwykłej przeżywalności tego czołgu jest jednak sposób przechowywania amunicji. W konstrukcji magazynu amunicji zdecydowano się na jego całkowitą izolację od przedziału załogi poprzez jego odgrodzenie pancerną żaluzją, a także instalacje tzw. słabego ogniwa w postaci stropu, który w wypadku penetracji i zapłonu amunicji zostaje odrzucony siłą wybuchu i pozwala na jego uwolnienie poza wieże przy całkowitym wypaleniu jej tylnej części. De facto oznacza to jednak całkowitą bezbronność i wyeliminowanie z walki z powodu braku amunicji jednak bez szkód dla załogi i pozostałej części pojazdu.
Wysoka przeżywalność tego czołgu na tle innych, zbliżonych konstrukcji, została jednak osiągnięta kosztem radykalnego wzrostu masy w kolejnych wersjach rozwojowych. W przypadku pierwszej, bazowej wersji M1 Abrams było to ok. 54,5 tony, czyli podobnie jak Leopard 2A4. W kolejnych wersjach jednak masa ta uległa drastycznemu zwiększeniu, a w przypadku najnowszej wersji M1A2C wynosi już 65-67 ton (bez opancerzenia dodatkowego). Co czyni go jednym z najcięższych i najpotężniejszych, używanych liniowo wozów bojowych na świecie i niesie za sobą określone konsekwencje.
W przypadku Polski nabycie jednego z najnowszych, a co za tym idzie najlepszych pod kątem zdolności bojowych wersji Abramsa wiązałoby z się z koniecznością całkowitej zmiany (transformacji) dotychczasowej infrastruktury. Przede wszystkim w celu jej dostosowania do zwiększonych wymagań w zakresie nośności i dopuszczalnej szerokości środków transportu drogowego i kolejowego, a co za tym idzie wielkich nakładów pieniężnych.
Główne uzbrojenie czołgu Abrams, czyli armata gładkolufowa M256 kal. 120 mm o długości 44 kalibrów (taka sama jak w Leopardach 2A4/A5) plasuje go na w światowej czołówce. Jednak ustępuje już najnowszym, światowym konstrukcjom. Amerykanie nie zdecydowali się jak dotąd na instalacje nowszej armaty o długości 55 kalibrów, co rekompensują przy pomocy cały czas rozwijanej rodziny pocisków podkalibrowych z rdzeniem ze zubużonego uranu, która nie jest jednak chętnie eksportowanym towarem. W przypadku odbiorców eksportowych tych czołgów głównym typem używanej amunicji są więc różne typy amunicji z rdzeniem wolframowym. Jeśli chodzi o system kierowania ogniem, dużo zależy od wersji czołgu. W wersji M1A1 SA (najtańszej dostępnej) dysponuje on dość prostym SKO, odbiegającym jednak od światowej czołówki. Nowsze mają dużo większe zdolności, ale też są znacznie droższe.
Główny napęd, którym jest silnik turbowałowy Honeywell AGT-1500 o mocy 1500 KM w układzie power-pack zastosowany w tej konstrukcji jest rozwiązaniem unikalnym na skalę światową i został wykorzystany równolegle jedynie w sowieckich T-80BW/U (z czego ostatecznie zrezygnowano w jego ostatniej seryjnie produkowanej wersji T-80UD). Rozwiązanie to ma swoje plusy takiej jak wysokie przyśpieszenie, prosta budowa, cicha praca czy możliwość stosowania różnego rodzaju paliw jednak równolegle niesie za sobą bardzo wiele problemów.
Wśród nich wymienić można: ogromne zużycie paliwa (z obniżeniem sprawności eksploatacyjnej w przypadku stosowania innych rodzajów paliw niż paliwo lotnicze JP-8) i powietrza (co powoduje konieczność częstej wymiany filtrów), utrudnione pokonywanie przeszkód wodnych w bród oraz niską żywotność. W przypadku USA kwestie te nie stanowią wielkiego problemu ze względu na rozbudowany system logistyczny amerykańskiej armii niejako dostosowany od początku do tej konstrukcji. W przypadku odbiorców eksportowych te cechy Abramsa mogą okazać się bardzo poważną przeszkodą w sprawnym funkcjonowaniu tego wozu.
Podsumowanie
Zakup czołgów podstawowych M1 Abrams pozornie wydaje się szybkim i dobrym sposobem na rozwiązanie palącego i ciągnącego się od wielu lat problemów z pozyskaniem następcy dla przestarzałych, posowieckich czołgów podstawowych T-72M1 i w dalszej kolejności ich polskiej modernizacji PT-91 Twardy. Szczególnie w świetle obecnej koniunktury politycznej na arenie międzynarodowej. Mimo niewątpliwie imponujących parametrów technicznych tej konstrukcji zakup ten pochłonąłby jednak ogromne środki pieniężne (szczególnie w przypadku wyboru wersji najbardziej spełniającej wszystkie polskie wymagania), które musiały by zostać wydane nie tylko na zakup i wprowadzenie do służby tej zupełnie nowej konstrukcji, ale także budowę całkowicie nowego zaplecza i infrastruktury dla niej. Udział polskiego przemysłu obronnego z wymienionych wyżej powodów zostałby ograniczony do minimum lub spowodowałby kolejne zwiększenie kosztów.
Dodatkowo, nawet w przypadku całkowitego wycofania konstrukcji obu czołgów o sowieckim rodowodzie, w SZ RP eksploatowane byłby dwa zupełnie różne typy „dojrzałych” czołgów podstawowych III generacji, co z powodu oczywistych różnic między nimi powodowałoby kolejny wzrost kosztów ich eksploatacji w całym cyklu ich służby. Wojsko Polskie stanęłoby także w obliczu wielu poważnych problemów spowodowanych specyfiką tej konstrukcji, z którymi dotąd w przyzwoity sposób radziła sobie jedynie amerykańskie siły zbrojne.
Pytaniem dotyczącym przyszłości, które warto w tym kontekście postawić jest realny sens wdrażania od zera nieperspektywicznej w dłuższej perspektywie konstrukcji. Wszystkie te kwestie zdają się przemawiać przeciwko temu pomysłowymi, który na razie pozostaje jedynie jedną z wielu koncepcji.
Złom to tylko do Polski i niech się martwią
Bardzo merytoryczny artykuł z licznymi „literówkami”. Chwilami miałem wrażenie że czytam SMS-a.