Szef tureckiej dyplomacji Mevlut Cavusoglu powiedział w sobotę, że Ankara niemieckiej propozycji utworzenia w północno-wschodniej Syrii międzynarodowej strefy bezpieczeństwa nie uważa za realistyczną. A Erdogan znów grozi.
Ze scenariusza opracowanego przez ministerstwo obrony RFN wynika, że Niemcy mogliby wysłać do Syrii ok. 2,5 tys. żołnierzy, gdyby na północy tego kraju powstała tzw. strefa bezpieczeństwa. Niemcy przejęliby też odpowiedzialność za jeden z sektorów takiej ewentualnej strefy.
Propozycję utworzenia pozostającej pod międzynarodową kontrolą strefy bezpieczeństwa w północnej Syrii przedstawiła w czwartek niemiecka minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer na spotkaniu szefów resortów obrony państw NATO w Brukseli. Wyjaśniała, że w celu deeskalacji sytuacji na tym obszarze Syrii w projekcie tym uczestniczyłyby także Turcja i Rosja.
Stany Zjednoczone pozytywnie oceniły niemiecką inicjatywę, ale nie wezmą w niej udziału, co oznacza, że ewentualna misja nie mogłaby działać pod szyldem NATO. Jedności nie ma też w samej niemieckiej koalicji rządowej. Ideę Kramp-Karrenebauer, która jest jednocześnie przewodniczącą CDU, skrytykował m.in. szef dyplomacji RFN Heiko Maas z SPD.
Turcja pomysł odrzuca. Tym samym erdoganowska tzw. strefa bezpieczeństwa – czyli cel inwazji na tereny kontrolowane przez siły kurdyjskie – nie będzie podlegać żadnej kontroli międzynarodowej. Zdaniem ekspertów rodzi to możliwości nadużyć, włącznie z czystkami etnicznymi. Oficjalnie Turcja mówi, że nie będzie tolerować żadnego łamania praw człowieka w północno-wschodniej Syrii i zbada wszelkie oskarżenia, mówiące o takich przypadkach. A tych już nie brakuje
Turcja łamie prawa człowieka
O podejrzeniu popełnienia zbrodni wojennych przez Turcję pisało m.in. Amnesty International. Doniesienia potwierdzają pracownicy Kurdyjskiego Półksiężyca. Mowa jest o atakach na terenach zamieszkałych przez cywilów, w tym na domy, szkoły, czy piekarnie.
AI zebrała także relacje świadków oraz przeanalizowała materiały wideo i raporty medyczne dotyczące śmierci Hewrin Khalaf, kurdyjskiej liderki politycznej. Wynika z nich, że Khalaf została wywleczona z auta, pobita, a następnie zastrzelona przez bojowników Ahrar al-Sharqija – syryjskiej milicji działającej w sojuszu z Turcją i oskarżanej o inne egzekucje na Kurdach.
ONZ wezwało Turcję do przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie.
Jednocześnie Erdogan ponawia swoje groźby, zarówno wobec kurdyjskich żołnierzy, jak i Europy.
Erdogan zagroził, że Turcja oczyści przygraniczny obszar na północy Syrii z bojowników kurdyjskich milicji YPG, jeśli Rosja nie wypełni swoich zobowiązań w ramach porozumienia z Soczi.
W ramach porozumienia zawartego w Soczi w tym tygodniu przez Erdogana i prezydenta Rosji Władimira Putina, rosyjska policja wojskowa i syryjska straż graniczna mają w ciągu 150 godzin, począwszy od godz. 9 rano w środę 23 października, oczyścić z bojowników YPG szeroką na 30 km strefę przygraniczną w północno-wschodniej Syrii.
„Jeśli terroryści nie wycofają się w terminie 150 godzin przejmiemy kontrolę” i będziemy ścigać YPG – oświadczył prezydent Turcji w telewizyjnym wystąpieniu w Stambule. Ankara traktuje YPG jako organizację terrorystyczną.
YPG to trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) i do niedawna sojusznik USA w walce z tzw. Państwem Islamskim. SDF, przy wsparciu USA doprowadziły do obalenia samozwańczego kalifatu ISIS. Atak Turcji na kurdyjskie siły był możliwy dzięki wyprowadzeniu wojsk USA z regionu. Kurdowie uznają ruch Trumpa za zdradę. USA są też szeroko krytykowane przez świat zachodni.
Amerykanie – już po wyprowadzeniu swoich wojsk – doprowadzili do wstrzymania ognia przez Turcję. Porozumienie, które zawarto bez udziału Kurdów, stanowiło że YPG ma dokładnie 5 dni na wyprowadzenie swoich sił z regionu. Dalsze ustalenia dotyczące przyszłości regionu zawarto na linii Rosja-Turcja w Soczi.
Erdogan powtórzył także swoją wcześniejszą pogróżkę, że jeśli kraje europejskie nie poprą planów Ankary w sprawie strefy bezpieczeństwa w północno-wschodniej Syrii, Turcja otworzy granice dla syryjskich uchodźców. To doprowadziłoby najprawdopodobniej do powtórki z tzw. kryzysu migracyjnego 2015 roku, który Europa rozwiązała, dogadując się właśnie z Turcją.
Porozumienie z Turcją podpisano w marcu 2016 roku. Na jego mocy Turcja zobowiązała się do przeciwdziałania w przedostawaniu się uchodźców do Europy, Grecja mogła odsyłać migrantów z powrotem do Turcji, a w zamian Ankara miła otrzymać sześć miliardów euro pomocy i wprowadzenie ruchu bezwizowego dla swoich obywateli.
Tym samym Erdogan trzyma dziś Europę w szachu, a jego pogróżki nie są czcze.