Czekają nas prawdopodobnie kolejne cztery lata „dobrej zmiany”. Ale obywatele mogą budować państwo poza strukturami władzy politycznej.
Wygrana opozycji w Senacie jest przede wszystkim zwycięstwem moralnym tych wyborców, którzy chcieli przerwać dobrą zmianę à la PiS. Pokazuje, że jednak mają (mamy) siłę. Że kartka wyborcza się liczy. Takie podbudowanie moralne będzie potrzebne wiosną przyszłego roku, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. Są podobne – cała Polska staje się „okręgiem jednomandatowym”.
Tyle że opozycja i popierający ją obywatele mają poważny problem – nie widać kandydata. Donald Tusk, do niedawna pewniak, może wybrać karierę europejską. Robert Biedroń, który jeszcze rok temu uzyskiwał w sondażach prezydenckich obiecujące notowania, sam sobie odebrał wiarygodność, nie dotrzymując słowa o kandydowaniu do Sejmu, gdy zdobył mandat europejski. Adam Bodnar? Zaprzecza takim ambicjom. Ale bywają sytuacje ostateczne. Odbicie urzędu prezydenta oznaczałoby zatrzymanie machiny legislacyjnej PiS, bo partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma w Sejmie dwóch trzecich głosów koniecznych do odrzucania prezydenckiego weta.
Nawet PiS nic tu nie wykugluje
Zwycięstwo w Senacie daje opozycji możliwość spowolnienia o 30 dni maszynki legislacyjnej PiS. Tyle bowiem ma izba na zajęcie stanowiska w sprawie sejmowych ustaw. Nic tu się nie da wyczarować – jeśli stanowiska nie zajmie, ustawę uznaje się za zaakceptowaną.
Przejęcie Senatu daje niebagatelny z moralnego, ale i praktycznego punktu widzenia wpływ na wybór Rzecznika Praw Obywatelskich. Żaden kandydat nie zostanie RPO bez zgody Senatu, tak stanowi konstytucja i nawet PiS nic tu nie wykugluje. Rzecznik nie ma co prawda twardej władzy – nie może wydawać decyzji administracyjnych, ale może żądać wyjaśnień i dokumentów. Na przykład dzięki nagraniom, jakie uzyskał od władz więziennych, wiemy, że strażnik wbrew przepisom nie zaglądał do celi Dawida Kosteckiego, a przed jego celą wyłączono oświetlenie. To ma znaczenie przy ocenie winy organów państwa w dopuszczeniu do śmierci Kosteckiego – ważnego świadka seksafery podkarpackiej z udziałem polityków.
To dzięki działaniom RPO wiemy, co dzieje się w ośrodku w Gostyninie, „czarnej dziurze”, do której państwo wrzuca tzw. niepoprawnych przestępców. To RPO przygotowuje stanowiska dla międzynarodowych organów badających stan praworządności w Polsce. To od RPO dyskryminowane czy prześladowane przez władze mniejszości – np. osoby LGBT – mogą oczekiwać obrony i solidarności.
To wszystko wyjątkowo sumiennie i odważnie robił Adam Bodnar. Jego kadencja kończy się we wrześniu przyszłego roku. Przejęcie urzędu przez PiS oznaczałoby jego zwasalizowane. Tak jak skończyło się przejęcie Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa czy Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Pierwszą decyzją polityka PiS Jana Nowaka po nominacji na szefa UODO było bezprawne zablokowanie wykonania orzeczenia NSA nakazującego ujawnienie podpisów na listach poparcia dla kandydatów do neo-KRS. Gdyby PiS samodzielnie decydował, kogo obsadzić na urzędzie RPO, obsadziłby na nim kogoś podobnego.
Partia Kaczyńskiego jak szatniarz z Barei
Ale teraz PiS musi wysunąć kandydata, który będzie miał szansę w Senacie. Może się to okazać zadaniem niewykonalnym. A wtedy Adam Bodnar nadal będzie pełnił funkcję RPO – tak stanowi art. 3 par. 6 ustawy o rzeczniku.
Niestety, PiS może bez trudu tę ustawę zmienić i wpisać automatyczne wygaśnięcie kadencji RPO po upływie pięciu lat od zaprzysiężenia. Wtedy będziemy mieli sytuację braku RPO. PiS stworzy jakieś przepisy o wyznaczeniu – np. przez marszałka Sejmu – p.o. Rzecznika, tak jak napisał absurdalne przepisy o p.o. prezesa Trybunału Konstytucyjnego (w tej roli obsadzono Julię Przyłębską), pomijając przepisy, że w razie braku prezesa jego obowiązki przejmuje wiceprezes TK (wtedy był to prof. Stanisław Biernat).
Brak konstytucyjnego organu narusza konstytucję. Mamy sytuację szatniarza z komedii Barei: „nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobi?”. W tej sytuacji nawet nie byłoby kogo postawić przed Trybunałem Stanu. Bo kogo? Posłów, bo wybierają kandydata na RPO, na którego nie zgadza się Senat, czy senatorów – bo się nie zgadzają?
Przejmą Trybunał Konstytucyjny do końca
A co oznacza dominacja PiS w Sejmie – oprócz, oczywiście, dalszego uchwalania często niekonstytucyjnych ustaw i dalszego łamania praw sejmowej opozycji? Całkowite kadrowe przejęcie Trybunału Konstytucyjnego. W ciągu tej kadencji zwalnia się bowiem kolejnych pięć miejsc, w tym cztery do stycznia przyszłego roku. A więc TK w 100 proc. będzie obsadzony przez PiS.
Takiej sytuacji nigdy – poza okresem PRL – nie było. Wprawdzie już dziś partia Kaczyńskiego w pełni kontroluje orzecznictwo w ważnych dla siebie sprawach, ale przejęcie tej instytucji w tym kluczowym momencie oznacza, że nie da się jej przez wiele lat „odbić”, nawet jeśli opozycja przejmie władzę. Jako organ kontrolujący zgodność z konstytucją TK przez wiele lat pozostanie bezużyteczny. Nawet jeśli PiS przejdzie do opozycji, będzie go mógł wykorzystywać do obalania prawa, które mu się nie spodoba, co może znacząco utrudnić przywracanie praworządności.
Minął okres heroiczny, gdy broniliśmy konstytucji na ulicach. Wraz z wyborem prezydenta w przyszłym roku skończy się możliwość przywrócenia praworządności za pomocą kartki wyborczej. Ale nie zamyka się pole manewru. Jakikolwiek byłby wynik wyborów prezydenckich – można działać. Mogą działać samorządy lokalne, które mają olbrzymie kompetencje (gorzej z pieniędzmi). Mogą działać organizacje obywatelskie. I można je wspierać materialnie. Przecież w kilka dni udało się zebrać ponad 6 mln zł na Europejskie Centrum Solidarności. Obywatele mogą budować państwo poza strukturami władzy politycznej. Jeśli zechcą.
EWA SIEDLECKA