Budżet na 2020 rok wpłynie na najbiedniejszych Polaków. Planowane są zmiany w strukturze emerytalnej, które mogą mieć dosyć niecodzienny skutek. Okazuje się, że najbiedniejsi Polacy będą musieli wziąć na siebie brzemię emerytalne tych najbogatszych osób w społeczeństwie.
Budżet na przyszły rok może uderzyć w najuboższych – donoszą specjaliści. Zapis dotyczący zniesienia limitu podstawy składek ZUS może mieć wpływ na poziom życia najbiedniejszych Polaków. Federacja Przedsiębiorców Polskich oraz Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej donoszą, że może on doprowadzić do powstania tak zwanych kominów emerytalnych.
Budżet na przyszły rok może zagrozić kieszeniom niezamożnych
Obecnie limit podstawy składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe w skali roku wynosi trzydziestokrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Budżet zapowiadany na nadchodzący rok uwzględnia jego zniesienie. Załącznik do Wieloletniego Planu Finansowego informuje, że zniesienie tego limitu dla sektora finansów publicznych mogłoby w przyszłym roku przynieść budżetowi dodatkowe 5,2 mld zł netto.
Przy takich zyskach co może wzbudzać niepokój? Otóż budżet zawiera pewne niebezpieczne zapisy. Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP) oraz Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE) ostrzegają, że oszczędzanie na składkach ZUS może przynieść wiele różnych konsekwencji i nie wszystkie z nich będą dobre. Taka strategia może prowadzić bowiem do powstania tzw. kominów emerytalnych i do pogłębienia rozwarstwienia świadczeń – a dobrze wiemy, że takie podziały nie służą ani jednostkom, ani społeczeństwu.
– Oznaczałoby to, że wszyscy podatnicy – włącznie z osobami uzyskującymi bardzo niskie dochody – zostaliby obarczeni ciężarem finansowania wypłaty emerytur i rent dla najlepiej zarabiających w przeszłości osób, w kwotach sięgających kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie – informuje raport FPP i CALPE.
To nie pierwszy raz, kiedy budżet przewiduje taki manewr. Likwidację limitu składek ZUS PiS zasugerował po raz pierwszy już w 2018 roku. Ze względu na ostrą krytykę rząd był zmuszony z niej zrezygnować, a reforma za sprawą prezydenta trafiła do Trybunału Konstytucyjnego. Ograniczenie składek miało zabezpieczyć państwo przed wypłacaniem zbyt wysokich emerytur, na które po prostu go nie stać.
Kolejną kontrowersją towarzyszącą powstawaniu nowego budżetu – który przecież do czasu wyborów może przejść radykalne zmiany – jest nieuwzględnienie tzw. 13-tej emerytury, która była sloganem wielokrotnie powtarzanym przez polityków w ramach zachęty dla wyborców.