Ursula von der Leyen chciała być następczynią Angeli Merkel, ale posada szefowej Komisji Europejskiej też byłaby dla niej wielkim sukcesem. Zwłaszcza że jej kariera polityczna zdawała się zmierzać ku końcowi.
Na papierze wszystko wygląda świetnie. Urodzona w Brukseli, świetnie mówi po angielsku i francusku, może się pochwalić ogromnym doświadczeniem politycznym, jest od lat bliską współpracowniczką Angeli Merkel. Ursula von der Leyen od 2005 r. nieprzerwanie pełni funkcje ministerialne. Najpierw kierowała resortem rodziny, potem pracy i polityki socjalnej, a od 2013 r. jest ministrem obrony. Lata na wysokich szczeblach zaowocowały świetnymi kontaktami z politykami w całej Europie. To właśnie pomogło von der Leyen wczoraj, gdy okazało się, że jest do przyjęcia dla wszystkich w Unii. Także populistów z Polski, Węgier czy Włoch.
Najbardziej nielubiana minister w niemieckim rządzie
Ursula von der Leyen zawsze miała duże ambicje, ale te najważniejsze urzędy pozostawały dla niej niedostępne. Przegrała wewnątrzpartyjną rywalizację z Christianem Wulffem o fotel prezydenta Niemiec, a chociaż od lat była bardzo blisko kanclerz Merkel, nie miała szans zostać nową przewodniczącą CDU. Bo chociaż życiorys von der Leyen jest z jednej strony imponujący, to rzeczywistość wygląda już dla niej znacznie gorzej.
Nigdy nie przodowała w rankingach popularności, ale teraz jest najbardziej nielubianą minister w rządzie. Niemcy kojarzą ją z nieustannymi wpadkami resortu obrony, obarczanego winą za marną kondycję niemieckiej armii. To oczywiście efekt wieloletnich zaniedbań i zrzucanie całej winy na panią minister wydaje się mało sprawiedliwe. Jednak ciągnie się za nią także inny skandal. Komisja śledcza Bundestagu ma wyjaśnić, dlaczego lukratywne kontrakty doradcze w resorcie obrony były przydzielane niezgodnie z przepisami.
Głosowanie nie jest formalnością
Nie tylko z tego powodu zatwierdzenie tej kandydatury przez Parlament Europejski nie będzie wcale formalnością. Szefem Komisji ma zostać osoba źle oceniana we własnym kraju, która nawet nie była kandydatką w ostatnich wyborach europejskich. Sukces von der Leyen symbolizuje tak naprawdę wszystko, co wpływa na brak zaufania do Unii – zakulisowe rozgrywki, gdzie bardziej liczą się wzajemne kontakty niż rzeczywiste osiągnięcia.
Zatem chociaż to przedstawicielka Niemiec ma zająć najważniejszą funkcję we Wspólnocie, trudno w niemieckich mediach znaleźć pochwalne tony. Przeciwnie, dominuje poczucie straconej szansy i obawa przed jeszcze większym rozczarowaniem obywateli Europą. Dla Niemców von der Leyen w ten sposób pozbywa się coraz większego ciężaru, jakim był dla niej resort obrony, a wysłanie niepopularnego polityka do Brukseli to praktyka stosowana w Unii od dawna. Nieśmiało w komentarzach przebija się nadzieja, że chaos ostatnich dni skłoni część państw, aby wreszcie zmienić reguły gry i wprowadzić jasne zasady nominacji na najważniejsze stanowiska.
Nas powinno szczególnie interesować, jak von der Leyen będzie traktować walkę o praworządność w Polsce. Czy po ewentualnym wyborze stanie się w pełni niezależna i nie będzie już zabiegać o to, żeby wszyscy ją lubili? Komisja Europejska z jej powodu nie przestanie istnieć, ale z pewnością zasługuje ona na polityka innego kalibru, który stawiłby czoła Amerykanom i Chińczykom. To chyba oni mogą się najbardziej cieszyć z wyboru von der Leyen.
CEZARY KOWANDA