Natura nie ma szacunku dla militarnej potęgi USA. Seria huraganów i powodzi spowodowała w ciągu ostatniego roku olbrzymie straty w kilku ważnych bazach. Naprawa tylko trzech z nich ma kosztować 8,5 miliarda dolarów, czyli dla porównania większość budżetu polskiego wojska. Amerykanie mają duży problem z wojskową infrastrukturą. Jedna trzecia jest w złym stanie albo wręcz się rozpada.
Natura w natarciu
Amerykańscy wojskowi przyznają, że natura, a konkretniej zmiany klimatu, są dla nich zagrożeniem. Potwierdzają to ostatnie ataki wiatru i wody na bazy. Według raportu Pentagonu z początku tego roku, zmiany klimatyczne są „kwestią bezpieczeństwa narodowego”. Spośród 79 wybranych „kluczowych” baz 53 są zagrożone przez powodzie, 43 przez suszę, a 36 przez pożary. Kongres uznał raport za bardzo powierzchowny i jest prawdopodobne, że będzie żądał bardziej szczegółowego.
Całkowicie zrujnowana baza F-22
W ostatnim czasie najpoważniejsze straty poniosło lotnictwo wojskowe, USAF. Około trzech miliardów dolarów ma pochłonąć odbudowa bazy Tyndall na Florydzie zniszczonej przez huragan Michael w listopadzie 2018 roku. Wojsko deklaruje, że będzie lepsza niż wcześniej. Padają takie slogany jak „baza przyszłości”. Dotychczas stacjonowały w niej myśliwce piątej generacji F-22 Raptor, jedne z najdroższych maszyn w całym lotnictwie USA. Wstępne plany zakładają, że po odbudowie od 2023 roku będą tam stacjonować nowsze F-35 i drony. Na razie brakuje jednak pieniędzy. Sprzątanie po huraganie pochłonęło już 200 milionów dolarów i kończą się dostępne fundusze.
Centrum nerwowe arsenału jądrowego w środku powodzi
Drugie drogie sprzątanie i odbudowa to baza Offutt w Nebrasce, częściowo zalana w minionym tygodniu przez wezbraną po roztopach rzekę Missouri. Skala zniszczeń nie jest tak duża, jak w Tyndall, ale i tak wstępnie jest mowa o około dwóch miliardach dolarów koniecznych na usunięcie skutków kataklizmu. Uszkodzone zostało 80 budynków, w tym dużo warte warsztaty lotnicze i zgromadzone w nich części zamienne.
Marines mają swoje problemy
Do listy kosztownych napraw dopisuje się też Korpus Piechoty Morskiej, USMC. We wrześniu 2018 roku huragan Florence zniszczył jedną z jego najważniejszych baz, Camp Lejune. Koszty napraw są wyceniane na 3,5 miliarda dolarów.
Prośby o dodatkowe pieniądze
Zarówno USAF jak i USMC apelują teraz do Pentagonu o przyznanie im dodatkowych nadzwyczajnych pieniędzy na odbudowę baz. Łączne koszty wynoszą bowiem 8,5 miliarda dolarów, co stanowi dla porównania budżetu polskiego MON. Dowództwo USMC twierdzi, że jeśli nie dostanie dodatkowych pieniędzy, będzie musiało ostro ciąć szkolenia oraz przez najbliższe cztery lata nie będzie finansować żadnych innych projektów infrastrukturalnych. Podobnie USAF prosząc o dodatkowe fundusze stwierdza, że inaczej będzie musiało mocno zredukować zaplanowane treningi dla pilotów, uziemić część samolotów i zawiesić wszystkie inne projekty infrastrukturalne.
Konkurencja w postaci muru na granicy
Nie wiadomo jeszcze, jak Pentagon zareaguje na apele służb o pieniądze. Problem w tym, że sam musi się zmagać z obcięciem funduszy na infrastrukturę. Po długich przepychankach w Waszyngtonie zdecydowano, że mur na granicy z Meksykiem – będący idee fixe Donalda Trumpa – będzie finansowany właśnie z nadzwyczajnej rezerwy Pentagonu na prace budowlane. Na razie zarządzono przekazanie na ten cel miliarda dolarów, ale docelowo może to być 2,5 miliarda, podczas gdy cała rezerwa to cztery miliardy.
Za dużo do utrzymania
Nowe problemy spowodowane przez naturę tylko pogłębią narastający od lat poważny problem z pogarszającym się stanem infrastruktury wojska USA. Supermocarstwo nie jest w stanie utrzymać w zadowalającym stanie wszystkich swoich baz. W 2018 roku Pentagon ujawnił, że ma zaległe prace remontowe na nieco ponad sto miliardów dolarów. 23 procent infrastruktury wojskowej ma być w „kiepskim” stanie, a dziewięć procent „rozpadać się”. Wojskowi chcieliby zamykać więcej baz i ograniczać rozmiary infrastruktury, jednak napotykają przy tym na opór polityków, którzy walczą o utrzymanie miejsc pracy w swoich okręgach wyborczych.
Wrażliwe na atak
Dodatkowym problemem jest to, że po latach redukcji i „optymalizacji kosztów” większość zagranicznych baz wojska USA to wielkie molochy. Dla oszczędności starano się jak najwięcej sił umieszczać na jak najmniejszej powierzchni. Teraz sam Pentagon przyznaje, że w ten sposób stworzono bardzo atrakcyjne cele dla chińskich i rosyjskich rakiet dalekiego zasięgu. Pojawiają się pomysły na ponowne „rozproszenie” sił w Europie czy Azji, jednak nie ma na to pieniędzy.
MACIEJ KUCHARCZYK, WIADOMOSCI.GAZETA.PL