Triumf zbrodniarzy UPA – na bohaterów kreują bandytów

Ukraińska Werchowna (Najwyższa) Rada nadała status weteranów i tym samym uprawnienia kombatanckie członkom oddziałów UPA (Ukraińskiej Armii Powstańczej), czyli bandytom mordującym Polaków na Kresach Rzeczpospolitej.

Ukraiński prezydent Petro Poroszenko z satysfakcją zapowiedział, że niezwłocznie podpisze specjalną ustawę. Głośno protestuje ambasador Izraela, wypominając udział UPA w Holokauście. Polskie MSZ milczy, za nic mając setki tysięcy zamordowanych przez UPA Polaków. To zakrawa na szyderstwo. To ukraiński cios w polską dumę, godność i pamięć o ofiarach Rzezi Wołyńskiej.

Z przyzwoleniem władz

O uhonorowanie bandytów z UPA zabiegał ukraiński Instytut Pamięci Narodowej. Budowana w pośpiechu i na siłę nowa polityka historyczna wymagała znalezienia bohaterów. A z tymi na Ukrainie krucho. Wybór padł na twórców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i członków jej zbrojnego ramienia Ukraińskiej Powstańczej Armii. To nic, że kolaborowali z Niemcami, to nic, że mordowali Polaków i Żydów. Najważniejsze, że czynili to dla niepodległej Ukrainy. Idea miała rozgrzeszyć zbrodniarzy. Ich winy miały się skryć w kłamstwie, niepamięci i propagandowej papce. Tuż po Majdanie, rosyjskiej aneksji Krymu i wybuchu konfliktu w Donbasie szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wjatrowycz pisał: „Działalność UPA spełnia kryteria ruchu narodowo-wyzwoleńczego – różnorodne formy działalności organizacji i poszczególnych osób skierowane były na odrodzenie państwowej niezależności narodu ukraińskiego. Dlatego jej weterani, jak i uczestnicy analogicznych formacji w Polsce i krajach nadbałtyckich, powinni otrzymać od państwa ukraińskiego status uczestników ruchu narodowo-wyzwoleńczego”. Ukraińscy politycy znaleźli swoich żołnierzy „przeklętych”. Na ich historii i życiorysach postanowili budować nowy, ukraiński patriotyzm. Tak potrzebny w czasie niewypowiedzianej wojny z Rosją. Na początku prac nad ustawą kombatancką, wtedy gdy było potrzebne silne polskie wsparcie, łudzono Polaków obietnicą wykluczenia zbrodniarzy. Honorów weteranów i praw kombatanckich mieli być pozbawieni bandyci, którzy dopuścili się zbrodni przeciwko ludzkości i pokojowi, w tym wypadku sprawcy rzezi wołyńskiej i holokaustu. Oszukano nas. Gdy poparcie Polski straciło na znaczeniu, ukraińscy nacjonaliści zaczęli wznosić obok antyrosyjskich także antypolskie hasła. I to przy cichym, a czasami wręcz bezpośrednim zaangażowaniu władz. Symbolem upokorzenia nas jest deputowany, który złożył wniosek o wykreślenie klauzuli wykluczenia morderców. To Jurij Szuchewycz, polityk Partii Radykalnej, a prywatnie syn Romana Szuchewycza, ostatniego dowódcy UPA, zbrodniarza odpowiedzialnego za rzeź Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Na jego wniosek uprawnienia kombatanckie przyznano wszystkim członkom zbrojnych formacji nacjonalistycznych, w tym również skazanym za zabójstwa w czasach sowieckich i niezrehabilitowanych po 1991 roku. Mordercy triumfują. A jest ich jeszcze sporo. Według twórców ustawy na Ukrainie żyje ponad tysiąc byłych bandytów z UPA. Kilkuset jest też w Kanadzie… i w Polsce.

Po wejściu ustawy w życie upowcy, obok prestiżu weteranów, będą mieli prawo do takich samych państwowych gwarancji socjalnych jak uczestnicy działań bojowych. Choć już teraz wiele samorządów, szczególnie na zachodniej Ukrainie, funduje im specjalne bonusy i zniżki. W Łucku upowcy mogą bezpłatnie podróżować komunikacją miejską. We Lwowie, z okazji 75 rocznicy powstania UPA, specjalne jednorazowe zapomogi wypłacono byłym członkom zbrodniczej formacji i wdowom po bandytach. 213 upowców otrzymało po półtora tysiąca hrywien, czyli po około 215 złotych, a 78 wdów po tysiąc hrywien, czyli po ponad 140 złotych. Kwoty nie są oszałamiające. Ale nie o pieniądze tu chodziło, a o symbol. „Ważne jest, abyśmy pamiętali o tych, którzy poświęcili swe życie w walce za naszą wolność”, podkreśliła przedstawicielka władz Lwowa Natalia Demkowycz.

Werchowna Rada przywileje dla zbrodniarzy uchwaliła miażdżącą przewagą głosów. Za głosowało 236 deputowanych, tylko 14 było przeciw. Entuzjastycznie zareagował prezydent Ukrainy Petro Poroszenko: „Podpiszę tę ustawę, jak tylko dotrze ona do mnie z parlamentu, natychmiast!”.

To zniewaga prawdy i pamięci. Hrywny dla upowców palą polską duszę jak judaszowe srebrniki, a honorowanie członków zbrodniczej formacji przypomina upiorny taniec ukraińskich polityków nad prochami polskich ofiar. Nad prochami, których zakazano nam poszukiwać i czcić. Do dziś w zasypanych studniach, jarach i bezimiennych dołach Wołynia leżą szczątki Polaków. Zamordowani czekają na swój grób, modlitwę i prawdę.

Kult zbrodniarza

Swój grób ma za to Stepan Bandera. Spoczywa na cmentarzu w Monachium. Mało kto tam się modli, a i do prawdy jest daleko. Mimo że prochami w Niemczech, to duchem Bandera wciąż straszy na Ukrainie. Stał się symbolem ukraińskiego „odrodzenia” jako twórca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i główny ideolog UPA. To na niego spada odpowiedzialność za zbrodnie ludobójstwa i czystki etniczne. Ukraińskim politykom i nacjonalistom jawi się jednak jako „niezłomny bojownik o niepodległość”. Masowo stawiane są jego pomniki, imieniem nazywane ulice, place, a nawet szkoły. Banderowskie czerwono-czarne flagi powiewają obok narodowych. Mało tego. Deputowani Werchownej Rady postanowili przywrócić Banderze tytuł „Bohatera Ukrainy”. Przywrócić, bo już raz go otrzymał, ale na krótko. W 2010 roku tytuł mu przyznał prezydent Wiktor Juszczenko. Jednak już po trzech miesiącach sąd w Doniecku uznał prezydencki dekret za niezgodny z prawem i cofnął wyróżnienie. Teraz politycy podważają sądowe orzeczenie, bo przecież nie wypada, aby „symbol niepodległości” nie posiadał bohaterskiego tytułu. Szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wjatrowycz idzie jeszcze dalej: „Najlepszym uhonorowaniem Bandery będzie nie nadanie mu częściowo skompromitowanego tytułu Bohatera Ukrainy, ale wprowadzenie odznaczenia imienia Bandery, dla tych, którzy dziś bronią naszej niepodległości”. To ma być najwyższe odznaczenie bojowe, w Polsce możliwe do porównania jedynie z orderem Virtuti Militari. Na Ukrainie banderyzacja i gloryfikacja upowców zaczyna wkraczać niemal we wszystkie dziedziny życia publicznego. W październiku zmieniono oficjalne powitanie w armii i policji. Zawołanie: „Czołem żołnierze!” i odzew: „Życzę zdrowia!” zastąpiło hasło: „Chwała Ukrainie!” z odpowiedzią: „Bohaterom chwała!”. Prezydent Petro Poroszenko na Twitterze nie krył dumy: „Nasi sławni przodkowie mogli o tym tylko marzyć! Święte dla każdego Ukraińca słowa „Chwała Ukrainie – chwała bohaterom!” od teraz są oficjalnym powitaniem Sił Zbrojnych Ukrainy. Dziękuję deputowanym, którzy podjęli tę historyczną decyzję, popierając mój projekt. Pozdrawiam wszystkich wojskowych. Chwała Ukrainie!”.

Nowe zawołanie bezpośrednio nawiązuje do hasła Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów przyjętego w 1941 roku uchwałą II Wielkiego Zboru OUN. To był banderowski odpowiednik „Heil Hitler!”. Hasłu miał towarzyszyć gest podniesienia „wyprostowanej prawej ręki w prawo skos wyżej wysokości czubka głowy”. W 1943 roku OUN oficjalnie zrezygnowała z gestu podniesienia ręki. Ale słowa „Sława Ukrajini!” i „Herojam sława!” pozostały. Jako pierwsza nowe powitanie miała usłyszeć, nomen omen, kanclerz Niemiec. Angela Merkel złamała jednak protokół i zwróciła się do żołnierzy kompanii reprezentacyjnej „Witajuwojiny!”, czyli „Czołem żołnierze!”. W odpowiedzi usłyszała jednak banderowski odzew „Herojam sława!”. Inni zagraniczni politycy nie są już tak poprawni politycznie i historycznie. W zeszłym tygodniu prezydent Litwy Dalia Grybauskajte bez oporów zakrzyknęła „Sława Ukrajini!”. Polscy politycy nie przeszli jeszcze banderowskiego testu powitalnego. W tym wypadku mają powód, by milczeć.

Haniebne milczenie

Nie wolno jednak milczeć wobec zakłamywania historii i gloryfikacji zbrodniarzy w przestrzeni publicznej. Lwowska rada obwodowa, czyli odpowiednik naszego sejmiku wojewódzkiego ogłosiła 2019 rok Rokiem Stepana Bandery i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Plan oficjalnych, kulturalnych i propagandowych obchodów zakłada uczczenie 110. rocznicy jego urodzin oraz 90. rocznicy powstania OUN. To już przelało czarę goryczy izraelskich dyplomatów. „Zszokowany” decyzją ambasador Joel Lion oficjalnie zaprotestował: „Nie mogę zrozumieć, jak gloryfikowanie bezpośrednio zaangażowanych w straszliwe antysemickie zbrodnie ma pomagać w zwalczaniu antysemityzmu i ksenofobii. Ukraina nie powinna zapominać tych zbrodni popełnionych przeciwko ukraińskim Żydom, ani w żaden sposób celebrować ich poprzez upamiętnianie sprawców”. Izraelczycy umieją walczyć o swoje, wiedzą, co to polityka historyczna i pamięć o ofiarach narodu. Tam dyplomaci działają. A polscy zapomnieli o Golgocie Wołynia, o naszej świętej pamięci. Milczą wtedy, kiedy powinni krzyczeć, a mówią, gdy lepiej zamilknąć. Wystraszeni i zmęczeni wstawaniem z kolan nie spostrzegli, że ktoś im napluł w twarz.

STANISŁAW KLESZCZEWSKI

Więcej postów