Czy inwestowanie w prysznice dla US Army zwiększy naszą obronność?

US Army zwiększy naszą obronność?

Historia obecności obcych wojsk w Polsce jest bogata, a nawet bardzo bogata i urozmaicona. Terytorium nad Wisłą interesowało już Rzymian, bursztyn był tak poszukiwany, a przez to tak drogi, że opłacało się podejmować ryzyko. Okres wieków średnich to wizyta Tatarów i stała presja rycerstwa zachodniego. Musieliśmy ją powstrzymać w 1410 roku. W okresie gospodarki feudalnej utrzymanie wojska jakoś się sprawdzało, a od czasów Unii z Litwą w kraju pojawiły się większe pieniądze, wynikające z możliwości agregowania olbrzymiego potencjału. Polska żywiła Europę, nie ma w tym przesady.

Jak możnowładcy w Polsce zaczęli mieć pieniądze, to było nas stać nawet na import zaawansowanych usług wojskowych z Zachodu. Kilka razy zachodnie najemnicy się przydali w wojnach z Rosją, jak również w budowaniu twierdz, czy tworzeniu cekhauzów. Import kapitału ludzkiego był bardzo owocny, jak również to były po prostu czasy, kiedy najemni Żołnierze bardzo często po prostu walczyli tam, gdzie się im płaciło. Później było już zupełnie inaczej. Obcy żołnierze przybywali rabować i władać. Do dziś minęło sporo czasu, ale skali szkodliwości najazdu Szwedów tak na prawdę nie udało się nam odrobić nigdy. Ten cios wówczas zaważył na naszych zdolnościach do akumulacji kapitału w gospodarce feudalnej.

Rzeczpospolita wyhodowała sobie na własnym gardle Prusy, które stały się twórcą mechanizmów inicjujących jej zgubę. Wraz ze wzrostem potęgi tego kraju nasze społeczeństwo ponosiło koszty ich rozwoju (fałszowanie monety, ściąganie podatków i ceł, porywanie rekrutów). Jednak cierpieliśmy nie tylko przez zagranicę. Prawdziwym przekleństwem były własne wojska, przeważnie należące do magnatów i Kozacy. To było realne przekleństwo, w kraju bez administracji i silnej władzy zwierzchniej. W każdym innym kraju, gdzie władza miała władzę, a nie fikcję – jak np. w Rosji, Kozacy to była potęga, której potencjał można było bardzo dobrze wykorzystać.

W okresie zaborów to wiadomo, po prostu byliśmy niewolnikami. Płaciliśmy na inne państwa i ich armię. W pewnym sensie było nawet lżej ludności, bo po słabej Rzeczpospolitej każdy chodził jak i gdzie chciał. Aprowizacja obcych wojsk była przez wieki dramatem naszej ludności, miasta stale płaciły kontrybucje (opłatę za odstąpienie od zdobycia i obrabowania). Zaborcy pilnowali swoich podwórek, co było dużą zmianą w realiach przetrwania ludności. Lepiej jest bowiem płacić podatki, nawet duże i mieć ochronę istotnej siły, przepędzającej zbirów, niż ciągle być rabowanym przez kolejnych zbirów. Niestety na to nasi przodkowie wpadli dopiero za Napoleona, kiedy to Księstwo wystawiło imponującą armię i jeszcze utrzymywało wojska Cesarza! Niestety ten cały potencjał poszedł na zmarnowanie, służył pod obcą flagą i mieliśmy z wielkiej awantury tylko kłopoty.

Kolejne Powstania to kolejne dramaty, w których społeczeństwo wytraciło resztki zakumulowanego kapitału, majątki należące od pokoleń i wszystko co udało się zarobić. Koszty Powstań były szokujące, straty są nie do odrobienia w tym te w kulturze i sztuce, ale przede wszystkim w zakresie nie odniesionych korzyści. Inni budowali metro, tworzyli przemysł i zdobywali kolonie – korzystając z przewagi jaką dawały zdobycze rewolucji przemysłowej. U nas była bieda, nieszczęścia i rozwój zależny. Przecież to widać nawet do dzisiaj w rozwoju układu sieci kolejowej. Trzy zabory, to trzy różne rzeczywistości.

Wraz z niepodległością pojawiła się nadzieja, że nowe państwo będzie przywiązywać właściwą wagę do spraw obronnych. Rzeczywiście u kresu istnienia II RP wydawała praktycznie połowę dostępnych środków publicznych na obronność (plus kredyty – niestety głównie przejadane, chociaż kilka osiedli oficerskich w kraju udało się zbudować za francuskie pożyczki). Niestety było to mało wobec potrzeb, zacofany i biedny kraj nie mógł sprostać wyzwaniom swojego otoczenia. Skutek znamy wszyscy.

W okresie PRL nie ponosiliśmy bezpośrednich kosztów utrzymania wojsk radzieckich. Trzeba pamiętać, że teren na którym się zainstalowały same sobie zdobyły, a po okresie użytkowania nam te obszary przekazano.

Na pewno jednak ponosiliśmy koszty w ramach rozliczeń wewnątrz sojuszy – RWPG i Układu Warszawskiego. One nie zawsze były korzystne, jednak faktem jest to że rozwinęliśmy bazę przemysłową dzięki tym zamówieniom. Warto jednak pamiętać, że w okresie jeszcze wojny koreańskiej ponosiliśmy olbrzymie koszty na produkcję wojskową tam przekazywaną. Generalnie ponosiliśmy koszty uczestnictwa w Układzie Warszawskim, tylko pośrednio. Koszty były, ale były też korzyści, w tym realne bezpieczeństwo, oczywiście w ramach ówczesnego układu zależności i odniesienia.

W tej chwili zaś jest mowa o tym, że w ujęciu generalnym wyślemy „czek” do Waszyngtonu, za obecność ich wojsk na naszym terenie? Pamiętajmy słowa pana Trumpa na temat zwiększenia obecności wojskowej USA w Polsce „If they’re willing to do that, it’s something we will certainly talk about (…).” To coś niebywałego. Po prostu kupowanie bezpieczeństwa jako usługi w stylu pamiętającym czasy najemnych kondotierów! W ogóle czy znamy z nowożytnej historii sytuację, w której państwa handlowałyby obecnością wojskową?

Za opcjonalne 2 mld USD o których mowa w dostępnych w spekulacjach komunikatach, można kupić 20 nowych samolotów F 16 na pniu (z podstawowym zapleczem techniczno-eksploatacyjnym). Warto się zastanowić co bardziej zwiększy nasz potencjał obronny? Wybór jest prosty budowa „kilku” baraków i pryszniców dla amerykańskich Żołnierzy, czy zwiększenie potencjału naszego lotnictwa prawie o połowę?

Problem tego, jak pan Andrzej Duda Prezydent RP podpisywał deklarację sobie odpuśćmy, bo elementarny szacunek wobec władzy trzeba wykazywać. Nigdy nie pluje się we własne gniazdo.

OBSERWATORPOLITYCZNY.PL

Więcej postów