Polski rząd odtrąbił w ubiegłym tygodniu sukces w Brukseli w sprawie imigrantów. Oficjalnie kraje Unii Europejskiej wreszcie zgodziły się z polską polityką dobrowolnego przyjmowania uchodźców. W cieniu tego wydarzenia pozostają jednak ustalenia tajnego szczytu imigracyjnego w Marrakeszu z początku maja bieżącego roku. Ów tajny szczyt uznał imigrację za podstawowy sposób zapewnienia wzrostu gospodarczego, a Polska poparła tę konkluzję.
Po ostatnim unijnym szczycie (odbył się 28–29 czerwca) polski rząd komunikuje, że był on naszym wielkim sukcesem. W czasie długich i burzliwych negocjacji w sprawie polityki wobec imigrantów polska delegacja z premierem Mateuszem Morawieckim na czele miała podobno zaprezentować niezwykle twardą postawę, co przyniosło bardzo wymierne efekty. Ustalono bowiem, że relokacje uchodźców będą się teraz odbywały wyłącznie na zasadzie dobrowolności. Krótko mówiąc, nikt nie będzie już nas zmuszał do przyjmowania uchodźców i nikt nie będzie nas szantażował zablokowaniem unijnych środków dla Polski z tego powodu. Premier Morawiecki, podsumowując osiągnięcia szczytu, z dumą zakomunikował, że zakończył się bardzo dobrym kompromisem. Jak podkreślił: „osiągnęliśmy na nim to, co zakładaliśmy” i „jesteśmy z tego bardzo zadowoleni”. Jednak ten obraz Polski, broniącej Europy przed zalewem imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, zaczyna wyglądać inaczej, gdy zaczynamy się mu przyglądać z bliska. Wtedy przestaje on być już taki ładny, jak twierdzi premier Morawiecki.
Najważniejsze jest to, co wydarzyło się przed dwoma miesiącami w Marrakeszu. Otóż 2 maja odbyła się tam konferencja na temat migracji i rozwoju, zorganizowana pod patronatem Komisji Europejskiej (KE). Wzięli w niej udział przedstawiciele rządów państw Unii Europejskiej oraz Afryki. Pierwsza taka konferencja miała miejsce w lipcu 2006 r. w marokańskim Rabacie. Jej uczestnicy przyjęli wówczas plan działania w sprawie imigrantów. Jego istotą miało być powstrzymanie napływu imigrantów z Afryki do Europy. Jednak w trakcie kolejnych konferencji cel ten uległ całkowitemu wypaczeniu. Okazało się bowiem, że państwa afrykańskie traktują migracje jako coś, co stymuluje ich wzrost gospodarczy, a w konsekwencji zmniejsza gospodarczą przepaść dzielącą je od państw Europy. To przekonanie zaczęły podzielać w ostatnich latach także państwa unijne, nie bacząc nawet na rosnące zagrożenia ze strony imigracji. Podczas ostatniej konferencji w Marrakeszu podpisały deklarację, która imigrację jako taką gloryfikuje. Biorący w niej udział minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó nazwał ją „ekstremalnie proimigracyjną deklaracją”, która ma jedynie na celu „dalsze inspirowanie imigracji” i tworzenie nowych tras imigracji, zamiast koncentrować się na tym, jak można ją powstrzymać. W ocenie szefa węgierskiego MSZ ugruntowano w ten sposób stanowisko, że migracja jest siłą napędową wzrostu gospodarczego i podstawą globalnego dobrobytu. Jak podkreślił Szijjártó, teraz chodziło będzie wyłącznie o to, aby imigracja była procesem lepiej zarządzanym. Same Węgry oczywiście uznały deklarację za sprzeczną z ich interesami i jej nie podpisały. Polska jednak zachowała się w Marrakeszu zupełnie inaczej niż Węgry.
Czyny inne niż słowa
Polska bez najmniejszych zastrzeżeń podpisała deklarację końcową konferencji imigracyjnej w Marrakeszu. Cała sprawa została okryta wielką tajemnicą przez nasz rząd. Informacji o tym, że tak właśnie się stało, nie można znaleźć ani na stronach internetowych polskiego MSZ, ani nawet w polskiej prasie. Gdyby nie to, że tekst deklaracji z Marrakeszu został opublikowany w sieci wraz z listą jej sygnatariuszy, nie mielibyśmy szansy, aby się o tym dowiedzieć. Polski rząd, polski MSZ nadal milczą w tej kwestii, a jest ona bardzo interesująca z jednego zasadniczego powodu. Oficjalnie bowiem słyszymy, że Polska przeciwstawia się unijnej polityce odnośnie do imigracji. Nasze stanowisko w tej sprawie zawsze jest rzekomo takie samo jak Węgier. Jednak niewiele ma to wspólnego z prawdą.
Ale to niejedyny przejaw tego, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego okłamuje Polaków odnośnie do naszej polityki imigracyjnej. Takich sprzeczności pomiędzy deklaracjami premiera a tym, co w rzeczywistości robi nasz rząd w sprawie imigrantów, jest znacznie więcej. Warto jedynie wspomnieć o kilku z nich. Otóż kilka tygodni temu do Polski przybyła delegacja Agencji do spraw Migracji Zewnętrznych i Stosunków Pracowniczych Ministerstwa Pracy i Stosunków Pracy Uzbekistanu. Efektem polsko-uzbeckiego spotkania było podpisanie porozumienia, na mocy którego przybędzie do naszego kraju około 3 tys. uzbeckich imigrantów, mających dostać u nas zatrudnienie. Jak można nieoficjalnie usłyszeć, podobnego rodzaju porozumienia miały zostać zawarte przez nasz MSZ także z kilkoma innymi krajami azjatyckimi. Od kilku miesięcy nasz rząd pracuje nad dalszym zliberalizowaniem przepisów prawa, które dotyczą imigrantów. Chce m.in., aby imigranci mogli otrzymywać kartę pobytu nie na trzy lata jak do tej pory, ale na lat pięć. Co ciekawe, w innych unijnych krajach taką kartę pobytu imigranci otrzymują jedynie na rok. Ale nasz rząd chce również, aby imigranci mieli możliwość sprowadzania swoich rodzin do Polski. Planuje także wprowadzić zapisy, które będą pozwalały imigrantom na pobieranie wszystkich świadczeń socjalnych, włącznie z programem 500+. Jednak kwestią niepokojącą najbardziej jest to, że w naszym kraju działa dzisiaj co najmniej kilkaset wyspecjalizowanych agencji, które zajmują się legalizowaniem pobytu imigrantów w Polsce. Wykorzystują one luki w polskim prawie i czerpią z tego procederu spore zyski. Dlatego właśnie imigranci tak chętnie przybywają do Polski.
Politycy PiS się buntują
Dotychczasowe działania rządu w sprawie imigrantów, a jeszcze bardziej plany w tym zakresie budzą coraz większy niepokój wśród polityków PiS. Wielu z nich uważa, że to, co robi Mateusz Morawiecki, jest sprzeczne z tym, co partia Jarosława Kaczyńskiego głosiła już w czasie kampanii wyborczej 2015 r., kiedy zdołała przyciągnąć swoim programem znaczącą część Polaków i wygrać wybory. Wskazują również na to, że działania rządu w kwestii imigrantów są nieuczciwe wobec tych, którzy popierają PiS. Politycy podkreślają, że może to w przyszłości doprowadzić partię do przegranej w wyborach.
Jednym z polityków PiS, który wyraził swoje poważne wątpliwości w sprawie prowadzonej przez rząd polityki imigracyjnej, była posłanka Krystyna Pawłowicz. Posłanka postawiła w swoim liście do premiera Morawieckiego wiele istotnych pytań dotyczących działań i planów rządu w sprawie imigrantów. Jedno z nich dotyczyło imigrantów, którzy przybędą z Uzbekistanu. Swoje zaniepokojenie co do imigrantów wyraziła także posłanka Anna Sobecka, która złożyła interpelację do ministra spraw zagranicznych, ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz ministra pracy i polityki społecznej w sprawie działalności agencji zajmujących się legalizacją pobytu imigrantów w Polsce. Jednak do tej pory ani Pawłowicz, ani Sobecka nie otrzymały żadnych odpowiedzi ze strony premiera i ministrów jego rządu.
WARSZAWSKA GAZETA