4-letni Seweryn umierał w męczarniach. „W szpitalu zabili nam synka!”

-letni Seweryn umierał w męczarniach

Zrozpaczeni Michalina i Damian Jacyno z Rybnika (woj. śląskie) wciąż nie mogą dojść do siebie po tragedii, która ich spotkała. Małżeństwo trafiło do szpitala ze swoim synkiem Sewerynem (4 l.), bo chłopca bolał brzuszek i miał problemy z wypróżnieniem. – Zawieźliśmy do szpitala dziecko, a wróciliśmy do domu z samymi bucikami i skarpetkami – mówią zrozpaczeni. Winą za śmierć ukochanego synka obarczają lekarzy.

Gdy w nocy z 2 na 3 września czteroletni Seweryn z Rybnika zaczął uskarżać się na ból brzuszka, jego rodzice nie zlekceważyli sprawy.

– Była godzina pierwsza w nocy, syn obudził się z bólem brzucha. Zrobiliśmy mu kąpiel, żeby popuścić ten brzuszek. Żona zabrała go na ubikację, żeby zrobił siku. Ja pojechałem w tym czasie do apteki po jakieś leki – opowiada Damian Jacyno, tata czterolatka, w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”.

Wszystkie apteki były jednak zamknięte, a stan chłopca pogarszał się. Miał problemy z wypróżnianiem, sine usta, twardy brzuszek i ciężko oddychał. Gdy tata chłopca wrócił do domu, małżeństwo pojechało z Sewerynem do miejskiego szpitala.

– Pani w okienku nam powiedziała, że mamy na SOR w lewo iść i tam do tych drzwi pukać. No i pukamy tam, dzwonimy, nic, nikt nie otwiera. Walimy do tych drzwi, nic. Pobiegłam jeszcze raz do okienka, wołam: Niech pani coś zrobi, bo nikt nie otwiera. W końcu otworzyli, tacy zaspani byli, tak się poprawiali – opowiada Michalina, mama chłopca.

Po przyjęciu Seweryna na oddział lekarz zebrał wywiad i chłopcu pobrano krew. Zrobiono mu także lewatywę, by ułatwić wypróżnienie. – Ja poszłam z tą pielęgniarką czy lekarką, żeby zrobić lewatywę do łazienki. Położyliśmy go. On tyle czasu leżał i ciężko oddychał. Oczy miał zamknięte, sine usta. I nic mu z odbytu nie wyleciało. Przyszedł lekarz, który nas przyjmował, i badanie mu zrobił palcem. Troszeczkę kupki wyleciało, żółtej – bez krwi była, bez niczego – wspomina mama Seweryna.

Po zrobieniu prześwietlenia lekarz poinformował rodziców chłopca, że jego stan jest ciężki i prawdopodobnie konieczna będzie operacja, bo dziecko ma zatkane jelito. Seweryn został przyjęty na oddział chirurgii dziecięcej, a operację wyznaczono na godzinę 8 rano.

Z relacji rodziców wynika, że chłopcu podano następnie kroplówkę, leki przeciwbólowe oraz kontrast. Wtedy z nosa chłopca zaczęła lecieć krew.

– Pobiegłem do pielęgniarki, mówię, że mu leci krew z nosa, ona przybiegła: To normalne po tym kontraście. Dali mu maseczkę tlenową, niedobrze mu się zrobiło, zaczął wymiotować krwią, wszystko wypuszczać… Tyle krwi! On wybuchł! – opowiada zrozpaczony tata Seweryna.

– Syn parsknął na pielęgniarkę krwią. Ona go puściła i poleciał na plecy. Druga pielęgniarka latała, nie wiedziała co robić, była w takim szoku. „Boże dzwońcie po ordynatora, lekarza – dziecko mi umiera!” – wrzeszczałam, ile wlezie. Gdy Seweryn poleciał na plecy, wtedy prawdopodobnie się zadławił. Waliłam go w te plecy, żeby go ocucić. Mówię: Synu wstań. On już nie żył – mówi z płaczem Michalina Jacyno.

Pielęgniarki i lekarze podjęli reanimację chłopca i kontynuowali ją przez kolejne dwie godziny. Niestety, Seweryna nie udało się uratować. – Lekarz powiedział, że jak się nie poprawi, o 8 rano zrobią operację. W szpitalu byliśmy o godzinie 3. Zabili nam synka! Zawieźliśmy do szpitala dziecko, a wróciliśmy do domu z samymi bucikami i skarpetkami – mówią zrozpaczeni rodzice 4-latka.

Sprawą śmierci Seweryna zajęła się rybnicka prokuratura. 5 września odbyła się sekcja zwłok, podczas której u Seweryna stwierdzono silne zapalenie jelita cienkiego. – Jelito było zakrwawione. To jednak wstępna informacja, pełne wyniki sekcji poznamy za dwa tygodnie – informuje Rafał Łazarczyk, rzecznik Prokuratora Rejonowego w Rybniku.

Rodzice chłopca oskarżają personel szpitala o opieszałość i zbagatelizowanie złego stanu zdrowia dziecka. Dlatego w najbliższym czasie prokuratura przesłucha pielęgniarki i lekarzy, którzy feralnej nocy pełnili dyżur w szpitalu.

Dyrekcja szpitala w Rybniku odpiera jednak zarzuty Michaliny i Damiana Jacyno.

– Dziecko otrzymało wszystko to, co mogliśmy tu, w szpitalu, uczynić. Było przyjęte na SOR we wczesnych godzinach, nad ranem w sobotę. A ponieważ było chyba jedynym pacjentem, więc tak naprawdę od razu personel się nim zajął, bez żadnej zwłoki czy oczekiwania – mówi rzecznik WSS nr 3 w Rybniku Michał Sieroń.

– Wyrażamy bardzo głęboki żal z powodu śmierci dziecka i będziemy dokładać wszelkich starać, by przyczyna śmierci tego dziecka została dobrze określona. Rodzina może być pewna, że ze strony szpitala będzie udzielona wszelka pomoc. Jeśli zdaniem rodziny, zachowanie personelu było nieodpowiednie, to również wyrażamy głębokie ubolewanie, ale chcemy podkreślić, że szpital jest cały czas poddawany w tym zakresie procesom szkoleniowym i wiemy, jak w takich sytuacjach się zachować. Taka wstrząsająca sytuacja, jak śmierć dziecka na oddziale chirurgii dziecięcej, budzi zawsze wiele emocji, także wśród personelu. Wiemy, że personel płakał. Pielęgniarki były bardzo wzruszone tą sytuacją, była to wstrząsająca sytuacja – dodaje z kolei dyrektor Wojciech Kreis, zastępca dyrektora ds. medycznych w WSS nr 3 w Rybniku.

FAKT.PL

Więcej postów