Angelika (+16 l.) zginęła, wracając z pasterki w Kobyłce (woj. mazowieckie). Grzegorz W. (22 l.) rozpędzonym autem potrącił ją i dwie inne kobiety na przejściu dla pieszych. Wszystkie zginęły na miejscu.
Ostatnie wspólne chwile z Angeliką rodzina wspomina ze łzami w oczach. Dziewczynka cały dzień pomagała mamie Katarzynie (36 l.) w przygotowaniu świątecznej kolacji. Po wieczerzy pożegnała się z bliskimi. Choć pogoda nie sprzyjała, nastolatka o północy poszła do kościoła położonego kilkaset metrów dalej.
– Żeby przystąpić do bierzmowania w przyszłym roku, musiała mieć podpis z każdej mszy. Także z pasterki – mówi mama Angeliki, pokazując książeczkę córki. W środku nocy rodzina zorientowała się, że 16-latka nie wróciła.
– Poszedłem jej szukać. Na skrzyżowaniu zobaczyłem radiowozy, parawan. Już wtedy wiedziałem, że stało się coś strasznego – mówi Mariusz Chrzanowski ( 38 l.), ojczym zabitej nastolatki.
Angelika, a także Wioletta O. (+43 l.) i Jadwiga K. (+70 l.) zostały potrącone na przejściu dla pieszych. Kobiety weszły na zebrę, bo zbliżający się z lewej strony samochód ustąpił im pierwszeństwa. Ale nadciągający z prawej 22-letni Grzegorz W. się nie zatrzymał. Jego citroen berlingo mógł jechać nawet 150 km/h! Rozjechał piesze, nie dając im szans na ucieczkę.
Policja natychmiast go dorwała, nie próbował uciekać. W Boże Narodzenie usłyszał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku i umyślnego naruszenia przepisów. Wczoraj sąd aresztował 22-latka na miesiąc. W tym czasie śledczy powinni dostać wyniki badań toksykologicznych, bo w moczu kierowcy wykryto marihuanę. Jeśli jechał naćpany, grozić mu będzie nie osiem, a 12 lat odsiadki.
SE.PL