W tej sprawie mamy na razie słowo przeciwko słowu. Faktem jest, że 17-latek z licznym obrażeniami leży w szpitalu. Według jego wersji zdarzeń został pobity przez strażników miejskich, gdy przechodził przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Wersja straży jest zupełnie inna.
Młody, przerażony chłopak za kratami, zatrzymany przez straż miejską. Już sam powód zatrzymania nie jest jasny.
– Dlatego, że nie przeszedł po pasach – mówi Jerzy Wojciech Wróblewski, dziadek chłopca. – Był agresywny, nie stosował się do poleceń i groził funkcjonariuszom i ich rodzinom – tłumaczy Monika Niżniak ze Straży Miejskiej w Warszawie.
O wiele gorsze jest to, co miało wydarzyć się później. – Najgorsze w tym wszystkim, że mnie uderzali, jak byłem skuty kajdankami na ziemi – relacjonuje 17-letni Kacper Stępień.
Dwie wersje zdarzeń
Chłopak przebywa w szpitalu z obrażeniami głowy, kręgosłupa, miednicy i genitaliów. Tak wynika z obdukcji. – Rozerwali mu spodnie i najpierw spryskali gazem, a później wyrywali genitalia – mówi dziadek Kacpra.
Straż miejska ma swoją wersję tego, w jaki sposób powstały obrażenia siedemnastolatka. Do zdarzenia doszło w nocy z piątku na sobotę, na warszawskiej Pradze, trzysta metrów od domu, do którego wracał chłopiec.
– Będąc zamknięty w radiowozie, uderzał głową i kopał w kratę. Funkcjonariusze próbowali go uspokoić, bezskutecznie – tłumaczy Monika Niżniak.
Policja prowadzi śledztwo
Jak było naprawdę, próbuje ustalić policja, która po przyjeździe na miejsce poleciła rozkuć nastolatka i zawieźć nie do izby zatrzymań, a do szpitala. Śledztwo prowadzi w sprawie napaści na funkcjonariuszy straży miejskiej. Jeden ze strażników ma uszkodzone oko po interwencji i poszedł na zwolnienie lekarskie.
– W momencie, kiedy pojawią się nowe okoliczności, będziemy je badać – informuje kom. Joanna Węgrzyniak z Komendy Rejonowej Policji w Warszawie.
Matka chłopca zapowiada, że złoży doniesienie o ciężkim pobiciu syna przez funkcjonariuszy na służbie, jak tylko będzie mogła odejść od łóżka syna. – Gdyby policja nie przyjechała na miejsce zdarzenia, to nie wiem, czy moje dziecko by przeżyło – mówi.
DARIUSZ ŁAPIŃSKI