Kolejna rozprawa ws. śmierci Ewy Tylman zakończona. Przesłuchano m.in. „nocnego łowcę”

Kolejna rozprawa dotycząca śmierci Ewy Tylman zakończona. W środę najważniejszym świadkiem mogła być radca prawny Magdalena S., która miała kontakt z Adamem Z., jeszcze zanim został aresztowany. Ostatecznie na czas jej przesłuchania sąd wyłączył jednak jawność rozprawy. Łącznie tego dnia przesłuchanych zostało siedem osób.

Środowa rozprawa nie przyniosła żadnych nowych wiadomości na temat śmierci Ewy Tylman i ewentualnego udziału w tej tragedii Adama Z. Najważniejsze zeznania mogła złożyć Magdalena S., radca prawny, która miała kontakt z oskarżonym po zaginięciu Ewy Tylman, jeszcze zanim został aresztowany. To z nią Adam Z. poszedł na przesłuchanie do Krzysztofa Rutkowskiego, po którym były detektyw narzekał, że nie mógł spokojnie porozmawiać z mężczyzną.

Mimo że mecenas Magdalena S. została przesłuchana, to nie wiemy, co dokładnie zeznała. Na czas jej przesłuchania sąd wyłączył jawność rozprawy. Wnioskowała o to sama Magdalena S. powołując się na fakt, że została zwolniona z tajemnicy zawodowej. I chociaż za pierwszym razem sąd nie przychylił się do jej wniosku, po ponownej naradzie, zdecydował o wyłączeniu jawności. – Te zeznania coś wniosły do sprawy, ale nie były przełomowe – komentował po rozprawie mecenas Wojciech Wiza, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.

Największym zaskoczeniem tego dnia były zeznania Krzysztofa M., kierowcy samochodu dostawczego, którego mecenas Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, określił mianem „nocnego łowcy”. – Mówimy tak o nim na potrzeby tego postępowania. To historia, która przy okazji tego postępowania, ujrzała światło dzienne – opowiadał mecenas Paplaczyk.

Chociaż sam Krzysztof M. w sądzie powiedział niewiele, sporo czasu zajęło za to odczytanie jego zeznań, które składał jeszcze w prokuraturze. Feralnej nocy, kiedy zaginęła Ewa Tylman, mężczyzna był w okolicach mostu Rocha. Z zeznań, które składał prokuratorom wynikało, że w nocy często proponował kobietom wracającym z imprez, że odwiezie je do domu. W praktyce mężczyzna praktycznie co tydzień odwoził jakąś kobietę. Robił to w czasie pracy, kiedy rozwoził do różnych miejsc przetwory rybne.

Jeszcze podczas postępowania w prokuraturze Krzysztof M. był bardzo dokładnie przesłuchiwany przez śledczych, co mogłoby wskazywać, że był brany pod uwagę jako jeden z ewentualnych podejrzanych. Mężczyzna dokładnie opisywał śledczym jakie trasy pokonywał z różnymi kobietami. A feralnej nocy miał podwozić z klubu Blue Note pewną 25-latkę z Konina. Ostatecznie jednak śledczy wykluczyli go z kręgu podejrzanych. – W tym postępowaniu od początku braliśmy pod uwagę różne wątki. Wszystkie staramy się traktować poważnie. Czasami można mieć wrażenie, że idziemy w złym kierunku, ale gdybyśmy nie sprawdzali wszystkiego, to narazilibyśmy się na zarzut, że tego nie robimy – wyjaśniała prokurator Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej. Podczas środowej rozprawy przesłuchane zostały także dwie pracowniczki stacji paliw naprzeciwko AWF, w pobliżu której po zaginięciu Ewy Tylman przebywał Adam Z. Obie kobiety feralnej nocy były w pracy. – Przed godziną czwartą rano zauważyłyśmy chodzącego mężczyznę na podjeździe. Zachowywał się nerwowo. Dzwonił do kogoś i cały czas rozmawiał. Chodził chaotycznie od początku podjazdu do końca. Na pewno nie był pijany, ale wydawało mi się, że bardzo zdenerwowany – opowiadała w sądzie Wioletta Ch. Z kolei jej koleżanka z pracy, Arleta M., dodawała: – Ten mężczyzna chyba był bardzo zdenerwowany. Mocno gestykulował. Obawiałam się, że może wejść do budynku w którym pracuję, dlatego zamknęłam drzwi.

W trakcie rozprawy sąd przesłuchał także barmankę z klubu Mixtura, w którym przed zaginięciem była Ewa Tylman. Przypomnijmy, że to właśnie z Mixtury Ewa Tylman i Adam Z. wyruszyli w stronę mostu św. Rocha. – Pamiętam Ewę i Adama Z. Ewa siedziała z Adamem przy barze i pili alkohol. Siedzieli tam sami, a nie razem z całą ekipą przy loży. Spędzili może godzinę, półtorej i wyszli. Początkowo sądziłam, że są parą, ale potem Ewa zachowywała się wobec niego obojętnie – opowiadała Weronika L.

I dodawała: – Było widać, że alkohol dał się we znaki. Ewa, wychodząc z klubu, miała problem z utrzymaniem równowagi. Po Adamie nie widziałam aż takiego wpływu alkoholu. Ewa łącznie zamówiła kilka kieliszków wódki, Adam może dwa. Jako ostatni przesłuchiwany w środę był Przemysław M., który feralnej nocy na ul. Wrocławskiej natknął się na Ewę i Adama. – Zainteresowałem się nimi, bo wychodzili z klubu (Mixtura – dod. red.). Zachowywali się głośno i oboje się przewrócili. Dziewczyna uderzyła głową w bruk tak, że było słychać nawet huk. Podszedłem i spytałem się czy w czymś pomóc, ale dziewczyna zaczęła się śmiać. Przez moment szedłem za nimi, ale w pewnym momencie skręciłem w ul. Szkolną, wsiadłem w taksówkę i pojechałem do domu. Ewa i Adam wyglądali na pijanych i wyglądali na parę. Obejmowali się wzajemnie – opowiadała Przemysław M. Po rozprawie mecenas Wojciech Wiza nie ukrywał, że środowa rozprawa nie przyniosła żadnego przełomu w sprawie. – Proces sądowy ma swoją dynamikę. Dzieją się na nim zarówno rzeczy bardzo ważne, jak i drugorzędne. Środowe przesłuchania na pewno nie należały do najistotniejszych – mówił po rozprawie. Jednocześnie zwracał jednak uwagę na zeznania pracowniczek stacji benzynowej. – Pracowniczki powiedziały, że zachowanie Adama Z. nie wskazywało na to, by był pijany, jak on sam twierdził, tylko że był zdenerwowany. A to podważa częściowo linię obrony Adama Z. – opowiadał mecenas Wojciech Wiza. Kolejna rozprawa odbędzie się w styczniu przyszłego roku. Podczas niej sąd planuje przesłuchać 12 świadków.

GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Więcej postów