Komisja Europejska i Rada Europejska, której przewodniczy Donald Tusk, coraz ostrzej się ze sobą spierają, a w tych sporach najbardziej widocznym bojownikiem po stronie Tuska jest szef jego gabinetu Piotr Serafin, piszą David M. Herszenhorn, Florian Eder i Bjarke Smith-Meyer z POLITICO.
Bruksela tylko na pozór jest nudna – w cichych gabinetach toczy się tam ostra rywalizacja o kontrolę nad Unią
Tę wojnę na zewnątrz uosabiają Piotr Serafin, szef gabinetu Donalda Tuska, i Martin Selmayr, kierujący biurem szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera
Rada Europejska odrzuciła ostatnio projekt Komisji, który miał zacieśnić współpracę w strefie euro – i bitwę w tej sprawie prowadzili właśnie Serafin i Selmayr
Ostra rywalizacja pomiędzy Komisją Europejską, swego rodzaju rządem Unii, a Radą Europejską, w której zasiadają przywódcy państw członkowskich i ich stali brukselscy przedstawiciele, znów w tym tygodniu dała o sobie znać, kiedy obie instytucje wdały się w zacięty spór na temat przyszłości strefy euro.
W najnowszej odsłonie coraz ostrzejszej rywalizacji o kontrolę nad Unią Rada bez ogródek odrzuciła projekt Komisji – zwany „mapą drogową pogłębienia unii gospodarczej i walutowej Europy” – jako niepotrzebną ingerencję w kwestie polityki fiskalnej (czyli na przykład pobory podatków) krajów członkowskich.
– W gruncie rzeczy to kwestia interesów różnych instytucji, zarówno jeśli chodzi o treść projektu, jak i moment jego zgłoszenia – powiedział pewien wysoko postawiony urzędnik, wyrażając w ten sposób opinię podzielaną przez większość członków gabinetu wykonawczego Rady, mieszczącego się na 11. piętrze brukselskiego biurowca Europa.
Wojny między dwiema instytucjami nie ucieleśniają ich szefowie – Jean-Claude Juncker i Donald Tusk – którzy prywatnie pozostają na przyjacielskiej stopie, ale dyrektorzy ich gabinetów: Martin Selmayr, znany ze swej apodyktyczności, makiaweliczny Niemiec (po stronie Junckera) i cichy urzędnik z Polski, Piotr Serafin (po stronie Tuska).
Selmayr nadzoruje pracę ogromnej, składającej się z około 30 tysięcy urzędników biurokracji. Natomiast Serafin przewodzi niewielkiej, kilkudziesięcioosobowej grupie wspierającej Tuska przy zwoływaniu posiedzeń 28 szefów państw i rządów unijnych.
Kiedy jednak reprezentują swoich szefów, stają się gladiatorami, broniącymi swoich interesów, prerogatyw i wizerunków w Brukseli, mieście, w którym trwa nieustanna walka o wpływy.
Jak twierdzą ich współpracownicy, Selmayr i Serafin – obaj z wykształcenia prawnicy i doświadczeni urzędnicy służby cywilnej – niespecjalnie się lubią i nie bardzo też sobie ufają.
Serafin uważa mającego obsesję na punkcie szczegółów Selmayra za osobę, do której europejskie stolice nie mają zaufania – a zatem za źródło napięć i nieprzewidywalnych zdarzeń.
Selmayr z kolei jest przekonany, że nieustannie zaciągający się e-papierosem Serafin działa w sposób zbyt mało uporządkowany i że czasami pozwala niektórym krajom członkowskim na zbyt wiele – blisko szczytu listy tych krajów plasuje się Polska, ojczyzna Tuska i Serafina, która jest w nieustannym sporze z Komisją Europejską.
Do tych sporów doszła teraz potyczka o politykę fiskalną Unii.
Projekt kontra projekt
W samym centrum tej rywalizacji leżą dwa konkurencyjne – choć niemal niemożliwe do rozróżnienia – projekty dotyczące przyszłości Unii Europejskiej: wrześniowa mowa Junckera o stanie Unii i „Program przywódców” Tuska, który rzeczeni przywódcy zatwierdzili na szczycie w październiku.
Między tymi wizjami jest jedna, ale zasadnicza różnica: w swoim przemówieniu Juncker formalnie wezwał do połączenia funkcji przewodniczących Komisji i Rady w jedno stanowisko – jego własne, oczywiście.
Zrobił to zresztą nie po raz pierwszy. Kiedy obaj panowie w maju szykowali się do zdjęcia z Donaldem Trumpem, Tusk powiedział: – W Unii mamy dwóch prezydentów. Na co Juncker zareagował, wskazując na Tuska: – O jednego za dużo.
Ta rywalizacja między dwoma przywódcami naznaczona jest rozdrażnieniem, próżnością i małostkowością, a używaną w niej bronią – co trudno byłoby uznać za zaskoczenie w pojedynku pomiędzy dwoma wysokiej rangi urzędnikami – są notatki i raporty sporządzane przez ich zespoły prawne.
W swojej mowie o stanie Unii Juncker wezwał do zorganizowania spotkania na szczycie w Sibiu, w Rumunii, 30 marca 2019 roku – dzień po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii. Prezydent Rumunii Klaus Iohannis wyraził na to zgodę.
Jednak to Rada, a nie Komisja decyduje o tym, gdzie i kiedy spotykają się przywódcy unijni. Miesiąc później Tusk ogłosił, że szczyt w Sibiu owszem odbędzie się, ale nie 30 marca, a 9 maja, kiedy Unia obchodzi Dzień Europy.
Zaraz po brytyjskim referendum w czerwcu 2016 roku, Rada uznała, że to ona powinna prowadzić negocjacje związane z Brexitem. Ale Selmayr zareagował wściekłością na wyznaczenie Didiera Seeuwsa, doświadczonego unijnego urzędnika, na osobę odpowiedzialną za te działania: uznał to za „przejęcie władzy” i „niepoważny ruch”.
Tę rundę wygrali prawnicy Komisji – i Juncker wyznaczył na szefa unijnych negocjatorów Francuza, Michela Barniera.
Zaledwie dwa miesiące później Tusk zwołał szczyt w Bratysławie, pisząc z tej okazji nieco mroczny list z zaproszeniem, który wielu unijnych przywódców uznało za zbyt ponury. W rezultacie „niektórzy z przywódców” – jak twierdzi Komisja – poprosili Junckera o przedstawienie listy inicjatyw i terminów ich realizacji.
Selmayr nie zawahał się przedstawić takiej listy własnych propozycji grupie najważniejszych doradców przywódców Unii we wrześniu ubiegłego roku, z radością odpowiadając na prośbę przysłaną mu e-mailem w nocy poprzedzającej szczyt.
Od tego czasu dwa kolejne przemówienia o stanie Unii były przez Selmayra używane jako rodzaj tarana, który pomagał Komisji przepychać kolejne z długiej listy celów politycznych nakreślonych przez Junckera.
Przedstawione w środę obszerne propozycje Komisji, prowadzące do reorganizacji ogólnego systemu gospodarczego i walutowego strefy euro, były tego klasycznym przykładem.
Zgonie z tymi projektami, dofinansowaniem i subwencjami dla mniej zamożnych krajów Unii miałby się zajmować nowo powstały Europejski Fundusz Walutowy, a strefa euro miałaby własnego ministra gospodarki i finansów, który pełniłby jednocześnie funkcje wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej i przewodniczył Eurogrupie – zespołowi ministrów finansów krajów należących do strefy euro.
Komisja przestawiła te plany mimo wyraźnych sygnałów, że przywódcy państw strefy euro nie mają ochoty na tak zdecydowane działania. W środowym przemówieniu Juncker nie wykazywał żadnych oznak zaniepokojenia. – Po latach kryzysu nadszedł wreszcie czas, abyśmy wzięli przyszłość Europy we własne ręce, – mówił.
W rzeczywistości miał na myśli to, że czas, aby to on wziął przyszłość Europy w swoje ręce.
A do tego Rada nie zamierza dopuścić. Starając się wyprzedzić formalne oświadczenie Komisji, opublikowała projekt dokumentu przygotowany przez Tuska przed szczytem przywódców strefy euro, w którym przedstawił on argumenty za przyjęciem znacznie węższego pakietu celów, łatwiejszego do zaakceptowania przez państwa członkowskie.
ONET.PL