Nie dość że stracił synka, to jeszcze okazało się, że do tragicznego wypadku doszło z jego winy. Prokuratura uznała, że bojler, który zmiażdżył pięcioletniego Alanka, spadł na chłopca przez niedopatrzenie ojca, który źle go zamontował. Piotr G. usłyszał już zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.
Ta tragedia wydarzyła się we wrześniu w Krośnie (woj. podkarpackie). W niedzielny wieczór Alanek kąpał się przed snem. Chłopiec wesoło pluskał się w wodzie ze swoimi ulubionymi gumowymi zabawkami. Nikt nie przypuszczał, że nad wanną, w której siedział pięciolatek, wisi śmierć. Mama Ewelina na moment opuściła łazienkę, poszła do starszego syna. Wtedy usłyszała huk. 80-litrowy zbiornik z ciepłą wodą odpadł od ściany. Runął na Alanka. Zmiażdżył dziecko. Mimo błyskawicznej pomocy rodziców i ratowników medycznych chłopiec zmarł. – To straszliwy cios dla rodziny. Byli tacy zżyci, często razem spacerowali. Trzymali się za ręce – mówi jedna z sąsiadek.
Zaledwie kilka tygodni przed tragedią rodzina wprowadziła się do nowego domu. Oszczędzając, sami go remontowali i przystosowywali do swoich potrzeb. Ojciec chłopca samodzielnie zamontował bojler. Jak się później okazało, zrobił to nieprawidłowo. – Błąd polegał na wadliwym wywierceniu otworów, zastosowaniu zbyt krótkich kołków rozporowych i haków nieodpowiednich do wagi urządzenia i wytrzymałości ściany – przytacza ustalenia śledczych i biegłych Iwona Czerwonka-Rogoś, prokurator rejonowy z Krosna.
Młodzi rodzice cierpią po tragedii, a na dodatek muszą unieść ciężar prokuratorskich oskarżeń. Piotr G. usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Przyznał się do winy i chce dobrowolnie poddać się karze sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Prokuratura przychyla się do jego wniosku.
SE.PL