ŚMIERĆ pod dyskoteką w Andrzejki. „Zabił nam syna i się śmieje”

– My mamy łzy w oczach, a on się bezczelnie uśmiecha patrząc nam prosto w twarz – mówią Faktowi roztrzęsieni Elżbieta i Leszek Kikoła z Zielonej Góry (woj. lubuskie). Ich syna – jak ustaliła prokuratura – zakatował na śmierć komandos z oddziału kawalerii powietrznej. Żołnierz stanął właśnie przed sądem. Nie wygląda na kogoś, kto ma jakiekolwiek wyrzuty sumienia.

Dramat rozegrał się w Andrzejki 2015 roku. Pod jedną z dyskotek w Zielonej Górze znaleziono pobitego i nieprzytomnego mężczyznę. Przewieziono go do szpitala. Lekarze byli bezradni – skatowany człowiek zmarł.

Ruszyło śledztwo. Szybko ustalono personalia ofiary. Okazało się, że to Tomasz K., który przyszedł na imprezę ze swoją dziewczyną Anią (29 l.) . W tym samym miejscu bawił się też zawodowy żołnierz, Ariel W. (29 l.).

Wiadomo, że między Tomkiem, a komandosem doszło do kłótni o dziewczynę. Nie wykluczone, że wojskowy podrywał Anię. Świadkowie mówią, że to Tomasz pierwszy rzucił się z pięściami na żołnierza. Ten ostatni zastosował jednak cały arsenał ciosów jaki znał ze szkoleń… Śledczy ustalili, że chwycił 35–latka za szyję i poddusił tak, że ten stracił przytomność. Potem kopnął jeszcze leżącego Tomka w głowę i uciekł. W mieszkaniu umył się, wyprał też ubrania. Został zatrzymany po paru miesiącach, na podstawie zeznań świadków i zdjęć z monitoringu.

– Nie chciałem zabić i nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji bójki – wyznał przed sądem Ariel W.

Te słowa komandosa, który brał udział m.in. w misjach w Afganistanie dziwią rodziców ofiary. – On wiedział co robić by zabić – mówi tata Tomasza, pan Leszek.

Wyrok spodziewany jest nie wcześniej, niż w połowie przyszłego roku. Oskarżony o zabójstwo komandos do tego czasu przebywać będzie na wolności.

FAKT.PL

Więcej postów