Apragmatyczny FENOMEN polskiej polityki zagranicznej

Polska polityka zagraniczna opiera się na fenomenach, mitach i postrzeganiu rzeczywistości poprzez fakty minione – historyczne. Charakterystyczne jest to, co stało się na kierunku wschodnim. Gdzie przez długie lata hołdowaliśmy polityce jagiellońskiej, a właściwie jej poronionemu rozumieniu. W jej wyniku doprowadziliśmy do sytuacji, w której jesteśmy skłóceni praktycznie ze wszystkimi na Wschodzie. Najpierw obraziliśmy się na Rosję, głównie ze względów historycznych, a wspieraliśmy tolerującą faszyzm Ukrainę. Obecnie obrażamy się na Ukrainę, równolegle dalej będąc w już realnym konflikcie politycznym z Rosją (nasi politycy mówią wprost o zagrożeniu wojennym).

Należy się więc zapytać o to, jakie cele miała nasza polityka na wschodzie? Jakie spowodowała skutki? Jaki jest trend? Celem było promowanie amerykańskich interesów, mających na celu strategiczne osłabienie Rosji. To się udało w pewnym stopniu, jednak rozgrywka trwa, nie jest jeszcze skończona. Skutkiem tej polityki jest wojna domowa na Ukrainie, cierpienie milionów ludzi, tysiące ofiar. Po prostu dramat. Najciekawszy jest jednak w tym wszystkim trend. Czas najwyższy powiedzieć sobie prawdę – mamy do czynienia z sytuacją, która nabrzmiewa jak ropień i gnije. W interesie wszystkich w pewnym momencie będzie przecięcie tego wrzodu. Jaką mamy gwarancje, że USA zaryzykuje wojnę termojądrową dla obrony tzw. przesmyku suwalskiego (bardzo zła nazwa)? Odpowiedź może być historyczna – tak, jak lubią nasze elity, otóż USA tak samo zaryzykują wojnę o tzw. przesmyk suwalski, jak Francja zaryzykowała o tzw. korytarz gdański. Mechanizm jest dokładnie ten sam, jesteśmy słabi i na łasce zewnętrznych potęg.

Wszystko można zrozumieć z prowadzeniem poronionej idei XVII-to wiecznej polityki para-jagiellońskiej w XXI wieku. Jednak nadchodzi moment, kiedy trzeba się uczciwie zastanowić nad skutkami polityki i ocenić skutki. Jeżeli wyrażamy agresywną postawę do otoczenia, mając usta pełne frazesów o bezpieczeństwie systemowym – to powiedzieć że mamy problem z wiarygodnością, to mało powiedzieć. W zasadzie nic nie powiedzieć. Co jednak z robieniem polityki zagranicznej na użytek wewnętrzny? Co z wysługiwaniem się interesom obcego mocarstwa – formalnie sojuszniczego, ale nie traktującego nas poważnie?

Realnie w naszym położeniu geograficznym musimy mieć dobre stosunki co najmniej z jednym z wielkich sąsiadów. Sytuacja, w której oby opłaca się nasz reset – to coś, czego musimy uniknąć za wszelką cenę. Rządy po 1989 roku założyły, że Niemcy są podporządkowane USA, a całe NATO obroni nas przed Rosją. To przeniesienie schematów zimnowojennych, z tą różnicą, że zmieniliśmy stronę. Niestety świat nie jest już taki prosty, nie jest dwu blokowy, a Zachód jako taki nie jest ani blokiem spoistym jak granit, ani już najsilniejszym. Realne gwarancje są takie, które możemy wymusić lub opłacić. Co takiego jest, czym moglibyśmy zmusić USA do wojny jądrowej z Rosją? Czym moglibyśmy im zapłacić – co takiego nad Wisłą jest tak cenne?

Marzenia są ważne, ale tak naprawdę liczą się czyny. Nie można opierać istnienia państwa na marzeniach. Ewentualnie marzeniach wspartych poklepywaniem po plecach i dolarami w kartonach po butach. Dobrze jest być „przyjacielem” supermocarstwa, ale jeżeli samemu się robi wrogiem innego supermocarstwa z którym się graniczy, to jest się zderzakiem, strefą buforową.

Nie jest tajemnicą że w razie wojny pomiędzy Układem Warszawskim i NATO to terytorium Polski byłoby najbardziej atakowane bronią jądrową – najpierw przez Zachód, który chciałby powstrzymać drugi rzut Armii Czerwonej idący na Zachód, potem przez Wschód, jeżeli ciężar strategiczny przesunąłby się w tym kierunku. Dzisiaj wcale nie będzie inaczej, może tylko skala byłaby mniejsza. Rosjanie nie bez powodu ćwiczyli w trakcie jednych z ćwiczeń Zapad scenariusz ataku jądrowego na Warszawę. Jak na to odpowiedziało NATO? Przysłali nam batalion? Brygadę? Jaja sobie z nas robią? Równie dobrze mogli przysłać kilka chomiczków w klatce lub rybek akwariowych. Skala dysproporcji potencjałów pomiędzy tym czym dysponujemy, a czym dysponuje Rosja, z której robimy sobie przeciwnika jest druzgocząca.

Dzisiaj jesteśmy w sytuacji, której nawet nie można byłoby napisać jako scenariusz żeby zaszkodzić naszemu krajowi, po prostu nikt nie przypuszczałby, że popełnimy tyle błędów. W ogóle, że cała nasza polityka zagraniczna będzie błędem.

Potrzebujemy chociaż odrobiny pragmatyzmu, tylko tyle, żeby była tak upragniona ciepła woda w kranie. Proszę przypomnieć sobie jak niewiele było trzeba, żeby w Syrii zrobiło się piekło. Konfliktując się z całym otoczeniem nie mamy zbyt dużych szans na przetrwanie, są równe naszym siłom. Słyszeliście państwo – lotnictwo 4 godziny, obrona lądowa kilka dni. To słowa naszych generałów, znających się na rzeczy. Sytuacja w której jesteśmy skonfliktowani na raz z Rosją i Ukrainą, a Niemcy patrzą na nas krzywo – jest majstersztykiem, prawdziwym efektem PO-PiSu i dobrej zmiany!

OBSERWATORPOLITYCZNY.PL

Więcej postów