Spokojni, normalni, uśmiechnięci – mówią o Ewie M. (+36 l.) i jej mężu sąsiedzi. – I tacy szczęśliwi – dodają przyjaciele. Dlatego to, co stało się we wtorek nad ranem przy ul. Krowoderskich Zuchów w Krakowie, jest dla nich szokiem. A stała się rzecz straszna: Ewa zasztyletowała swoje dwutygodniowe dziecko, a potem odebrała sobie życie, kilkakrotnie wbijając nóż we własny brzuch.
– Ewa i Rafał bardzo się cieszyli na to dziecko – mówią ich koledzy z urzędu, w którym oboje byli zatrudnieni. Ona pracowała za biurkiem, on w dziale technicznym. – I właśnie tu się poznali i zakochali. On był od niej dużo starszy, miał syna z pierwszego małżeństwa, ale to nie miało dla niej znaczenia. Od sześciu lat byli razem, a małżeństwem od dwóch. Teraz zostali rodzicami – dodają.
Wyczekiwany przez rodziców synek urodził się dwa tygodnie temu. Tym trudniej zrozumieć, dlaczego wczesnym rankiem w tajemnicy przed śpiącym mężem i teściową Ewa wymknęła się do piwnicy, aby dokonać tak makabrycznej zbrodni na sobie i dziecku.
– Widziałam ich przed kilkoma dniami, już z nosidełkiem. Grzecznie mówili „dzień dobry”, byli tacy promienni – mówi pani Krystyna (70 l.), sąsiadka. Podobnie jak reszta mieszkańców osiedla na Krowodrzy Górce jest wstrząśnięta tym, co się stało. – Mimo sporej różnicy wieku byli zgodnym małżeństwem. Takim z odzysku, więc tym bardziej szczęśliwym – dodają. Nie wierzą w złe intencje Ewy M. – Może po porodzie sobie nie poradziła? – spekulują.
Podobnego zdania jest bliski znajomy pary. Depresję poporodową jako przyczynę tragedii pośrednio wskazują także śledczy. – Nie zatrzymano nikogo w związku z tą sprawą, obecnie przesłuchiwani są świadkowie. Czekamy też na wyniki sekcji – mówi Janusz Hnatko, rzecznik krakowskiej prokuratury. Rodzina przebywa pod opieką psychologów.
SE.PL