Grupa myśliwych zamiast strzelać do kaczek trafiła śrutem w głowę dziewczynki, które uczyły się jazdy konnej w stadninie we Frydrychowicach (powiat wadowicki, woj. małopolskie). Jak relacjonuje właściciel stadniny, pocisk trafił także psa, który znajdował się w pobliżu. Mimo to wadowicka prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo.
Trzy dziewczynki w wieku 16, 14 i 11 lat uczyły się jeździć konno w stadninie we Frydrychowicach Nagle w okolicy pojawiło się trzech dorosłych mężczyzn. Jak opisuje na swoim profilu „Ludzie Przeciw Myśliwm”, posiadacze strzelb mieli świadomość, że w pobliżu są dzieci. Wiedzieli także, że wjechali na prywatny teren. Mimo to sięgnęli po broń, jak tylko dostrzegli kaczki pływające po pobliskim stawie. Do zdarzenia doszło 25 sierpnia 2017 roku. Według relacji przedstawicieli organizacji myśliwi mieli stanąć w odległości 92 metrów od dziewczynek i zacząć na ich oczach strzelać z broni palnej do kaczek pływających po stawie.
„Nagle jeden z mężczyzn skierował lufę swojej broni tak, że pocisk z kawałkami ołowiu którymi był wypełniony, poleciał w stronę dziewczynek. Dzieci zostały trafione śrutem w głowę, niewielkie rany odniósł też koń i pies który był na terenie stadniny. Zdezorientowany zwierzak czując uderzenie i ból zaatakował przechodzącą obok kobietę i lekko zahaczył ją zębam” – czytamy w relacji przedstawicieli ruchu Ludzie Przeciw Myśliwym. Według nich życie dzieci uratował wyłącznie fakt, że miały one na sobie kaski do jazdy konnej. Ołów z pocisków wbił się w plastik i styropian, z którego wykonane były ich kaski.
Właściciel działki wezwał policję. Był jednak oburzony, bo jak twierdzi, funkcjonariusze długo nie chcieli zająć się sprawą. Mieli to zrobić dopiero po interwencji jednego z posłów. Jak czytamy na facebookowym profilu Ludzie Przeciw Myśliwym, świadkowie, którzy widzieli sprawców, rozpoznali wśród nich znanego policjanta i lekarza.
Organizacja postanowiła złożyć w prokuraturze oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Śledztwo zostało jednak umorzone. W uzasadnieniu decyzji podano, że dzieci zostały trafione pociskami przez myśliwych, ale nic się im nie stało, więc wszystko jest w porządku.
Jak informują przedstawiciele organizacji, myśliwi znajdowali się w odległości 92 metrów od dzieci. Jednak śledczy postanowili zmierzyć dystans od dzieci do stawu, co dało wynik 200 metrów i możliwość uznania, że zachowanie myśliwych było zgodnie z przepisami.
Prokuratura: nie doszło do przestępstwa
– Postępowanie było prowadzone pod kątem nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Potwierdzam, że zostało umorzone. Proszę zwrócić uwagę, że nikt nie doznał żadnych obrażeń. Kaski miały ślady zarysowań wynikających ze zużycia. Polowanie w tym czasie było dozwolone, trwał sezon. Ustaliliśmy także, że odległość z której padły strzały przekraczała normę ponad dwukrotnie – mówi Sebastian Kiciński, prokurator rejonowy w Wadowicach w rozmowie z Fakt24. Prokurator dodaje, że śledczy prowadzili także śledztwo pod kątem znęcania się nad psem, który towarzyszył myśliwym. Uznano jednak , że pies nie doznał żadnych obrażeń, więc także pod tym kątem sprawa została umorzona.
Ruch Ludzie Przeciwko Myśliwym deklaruje, że złoży zażalenie na decyzję prokuratury.
FAKT.PL