Rutynowa podróż europarlamentarzystów na Węgry w celu kontroli wydatkowania środków unijnych stała się kolejnym pretekstem do napięć między Budapesztem a Brukselą. Wizytatorów zdziwiły unijne wydatki na kolejkę wąskotorową do rodzinnej wsi Victora Orbána, pisze Lili Bayer z POLITICO.
Uwagę kontrolerów z Unii wzbudziła sześciokilometrowa linia dwuwagonowej kolejki wąskotorowej, która łączy rodzinną wieś Orbána z inną wsią i która pusta jeździ raz dziennie, a na którą wydano 2 miliony euro z unijnych dotacji
Węgierska władza uważa, że ta wizyta jest bezpośrednią interwencją w kampanię przed wiosennymi wyborami, bo wspiera oskarżenia formułowane przez opozycję
Opozycjoniści trzymali transparent ze słowami: „Viktor Orbán został najbogatszym Węgrem, kradnąc pieniądze unijnych podatników. To Orbán jest złodziejem, nie Węgrzy”
Członkowie komisji kontroli budżetowej Parlamentu Europejskiego, dbającej o właściwe użycie pieniędzy europejskich podatników, wizytują w tym tygodniu na Węgrzech szereg projektów sfinansowanych przez Unię.
Kiedy postanowili odwiedzić także linię kolejową łączącą dwie wsie, z którymi związany jest premier Viktor Orbán, węgierski rząd zareagował oburzeniem i oskarżył ich o próbę wtrącania się w węgierską politykę przed wiosennymi wyborami.
– Jest szczególnie skandaliczne, że spośród tysięcy inwestycji współfinansowanych przez Unię, próbujecie sprawdzić projekt zrealizowany w rodzinnej wsi węgierskiego premiera – napisał w sierpniu szef gabinetu Orbána Janos Lazar do niemieckiej europosłanki Ingeborg Grässle, która kieruje pracami komisji.
Kiedy Grässle kierowała misją rozpoznawczą na Węgry w 2011 r., ministerstwo rozwoju wydało na cześć jej delegacji przyjęcie. Sześć lat później żadnych bankietów nie było, choć Grässle jest w tej samej rodzinie politycznej co Orbán (Europejska Partia Ludowa).
We wtorek rano Grässle wraz z ośmioma europosłami odbyła wizytację kolejki wąskotorowej w dolinie Vál (ok. godziny jazdy na zachód od Budapesztu). Unia wyłożyła 2 mln euro, czyli ok. 80 proc. kosztów, na budowę 5,7-kilometrowej linii łączącej wsie Felcsút i Alcsútdoboz.
Orbán dorastał we wsi Felcsút (ludność: 1600) i ma tam nadal dom. Znajduje się tam również stadion piłkarski na 3,5 tys. widzów. Alcsútdoboz liczy ok. 1400 mieszkańców.
Krytycy węgierskiego premiera twierdzą, że był to projekt czysto pokazowy. Rząd odpowiada, że chce sprzyjać rozwojowi turystyki.
Dwuwagonowy pociąg wytoczono z hangaru specjalnie dla europosłów, bowiem we wrześniu kursuje tylko po południu. Grässle, idąc w jego stronę, zatrzymała się, by sfotografować aktywistów opozycji trzymających transparent: „Viktor Orban został najbogatszym Węgrem kradnąc pieniądze unijnych podatników. To Orban jest złodziejem, nie Węgrzy”.
Ostra krytyka jej wizyty nie tylko ściągnęła uwagę działaczy opozycji, ale skłoniła też paru europosłów, którzy nie planowali udziału w wizytacji, do przyjazdu.
– Paru członków komisji się zdumiało. Uznali, że coś tu śmierdzi, skoro węgierskie władze mają aż taki problem z tym, że przyjedziemy na kontrolę – powiedział anonimowy pracownik europarlamentu. – Kolejka została wybrana, bo stanowi temat dyskusji w węgierskich mediach, które kwestionują pożytek projektu i sensowność wydatkowania pieniędzy unijnych – dodał.
Spór wokół tej wizyty to najnowsza z serii potyczek między Brukselą a Budapesztem. Komisja Europejska wdrożyła procedurę naruszenia praworządności wobec Węgier w związku z przepisami praktycznie uniemożliwiającymi działanie organizacji pozarządowych, finansowanych z zagranicznych źródeł. Węgry odmówiły także udziału w obowiązkowym programie relokacji uchodźców, wprowadziły przepisy skierowane przeciw budapeszteńskiemu Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu i rozesłały obywatelom ankietę zatytułowaną „Powstrzymać Brukselę”.
W szeregach rządzącej partii Fidesz można znaleźć różne opinie o wizytacji, która kończy się w środę. – Niektórzy sądzą, że jest to bezpośrednia interwencja w kampanię wyborczą, tzn. wsparcie dla oskarżeń formułowanych przez opozycję. Ale większość polityków Fideszu, z którymi rozmawiam, sądzi, że to przesadna reakcj – mówi anonimowo wysoki rangą działacz partii. Rzecznik węgierskiego rządu odmówił komentarza.
Zarzuty o korupcję
Węgry to jeden z największych beneficjentów unijnej pomocy rozwojowej. Z programu funduszy strukturalnych i inwestycyjnych na lata 2014-20 przyznano im 25 mld euro.
Węgierski rząd nie toleruje sugestii, że pieniądze te są wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem. W styczniu wiceprezes Fideszu Szilárd Németh powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że należałoby „wymieść z Węgier” organizację Transparency International.
– W węgierskim systemie rozdziału funduszy tkwi instytucjonalna korupcja – stwierdził działacz antykorupcyjny Gábor Vágó, którego Németh wymienił niedawno jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. – Istnieje wiele potężnych grup powiązanych z partią rządzącą, które korzystają z unijnych funduszy – dodał Vágó. Dodał też, że wiele finansowanych przez Unię projektów nie przysparza wielkiego pożytku krajowi albo nie służy mu wcale.
– Są co najmniej dwa problemy: pierwszy to zbyt wysokie wyceny – mówi József Péter Martin, dyrektor węgierskiej Transparency International, która twierdzi, że projekty z unijnym finansowaniem są wyceniane 20-25 proc. drożej w stosunku do stawek rynkowych. – Drugi to, że niektóre z tych inwestycji są całkowicie bezużyteczne albo na takie wyglądają.
W liczącym 112 stron wewnętrznym dokumencie roboczym przygotowanym dla delegacji PE, do której redakcja POLITICO miała dostęp, związek kolejki wąskotorowej do Felcsút z Orbánem jest wspomniany tylko w jednym z przypisów. Ale dokument ten w ogóle nie wspomina o związkach wizytowanych przez delegację projektów z zarzutami o korupcję pod adresem funkcjonariuszy Fideszu.
Rozmowy z prokuratorem
Kontrola głośnych projektów takich jak kolejka do Felcsút i kontrowersyjna budowa czwartej linii metra w Budapeszcie (jej finansowanie „obarczone jest poważnymi nieprawidłowościami i możliwością korupcji”, głosi unijny urząd antykorupcyjny OLAF) skupia na sobie najwięcej uwagi. Ale dla niektórych o wiele ważniejsze było poniedziałkowe spotkanie z prokuratorem generalnym Péterem Poltem.
– Naszym zdaniem urząd prokuratora generalnego został przejęty przez partię. W wielu sytuacjach nie wszczynał dochodzeń, gdy zarzuty dotyczyły wykorzystania funduszy unijnych – mówi Miklós M. Merényi z organizacji nadzorującej przestrzeganie prawa K-Monitor, który spotkał się z delegacją PE.
Polt – pełniący swój urząd od 2010 r. oraz wcześniej w latach 2000-2006 – nie zrobił dobrego wrażenia na europosłach. – Rozczarowało mnie jego oświadczenie. Udzielał skąpych, wymijających odpowiedzi – komentuje konsultant polityczny obecny podczas spotkania. Jak dodał, posłowie oczekiwali więcej szczegółów i konkretnych odpowiedzi na pytania.
Członkowie delegacji twierdzą, że ich pobyt ma głównie symboliczne znaczenie. Węgierska opozycja ma jednak nadzieję, że podróż otworzy oczy europosłom.
– Wielu posłów podchodzi sceptycznie do tego, co mówimy o korupcji na Węgrzech – mówi Péter Niedermüller, europoseł z ramienia węgierskiej opozycji (należy do Koalicji Demokratycznej, centrolewicowej partii wchodzącej w skład grupy Socjalistów i Demokratów), który podróżował wraz z delegacją. – Korupcja zaś jest podstawą tego systemu politycznego – dodał.
Członkowie delegacji ze zdumieniem przyjmują ogromne zainteresowanie mediów i władz tym, co w ich zamierzeniu miało być rutynową kontrolą. – Na każdym spotkaniu można było wyczuć, że ma silny podtekst polityczny. Staramy się ustalić jak najwięcej twardych faktów – mówi europoseł z ramienia greckich Zielonych Indrek Tarand.
LILI BAYER