To zapewne jedna z największych tajemnic Wacława Berczyńskiego (71 l.), byłego szefa komisji smoleńskiej. W 2004 r. w USA trafił do aresztu. Miał nawet odpowiadać za groźby terrorystyczne, obrazę sądu i nękanie! Stanął przed sądem i wtedy… wycofano oskarżenia. – Nic z tego nie pamiętam. Wiek robi swoje – przekonuje w rozmowie z nami Berczyński.
W kwietniu tego roku Wacław Berczyński złożył rezygnację z przewodniczenia komisji smoleńskiej i wyjechał z Polski. „Super Express” odnalazł go w Stanach Zjednoczonych. Natrafiliśmy też na zaskakujące amerykańskie dokumenty. Wynika z nich, że Berczyński został zatrzymany przez oficera policji 6 sierpnia 2004 roku w Filadelfii. Trafił do aresztu. Dzień później sąd wyznaczył kaucję w wysokości dwóch tysięcy dolarów i Berczyńskiego wypuszczono. Zarzucono mu obrazę sądu, szykanowanie oraz groźby terrorystyczne. O jaką sprawę chodziło? Policyjne i sądowe dokumenty z opisem tego zajścia zostały zniszczone. A Berczyński zasłania się brakiem pamięci.
– Nic z tego nie pamiętam. Ale z tego, co czytam, wynika, że obraziłem sąd i groziłem komuś. A na dodatek, że byłem terrorystą. Zważywszy na wysokość kaucji widocznie nie byłem aż taki groźny – komentuje profesor. Próbowaliśmy się dowiedzieć, jaka dokładnie była treść tych gróźb terrorystycznych, ale niestety Vince Lorusso, adwokat, który reprezentował profesora w sądzie, odmówił nam odpowiedzi. – W sprawach moich klientów obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, niestety, nie będę mógł udzielić informacji w tej kwestii – skwitował krótko.
Pod koniec października 2004 roku sąd umorzył postępowanie w sprawie Berczyńskiego.