W bazie lotniczej w Malborku doszło w czerwcu do pożaru samolotu MiG-29 – potwierdził w rozmowie z PAP inspektor Sił Powietrznych gen. bryg. Tomasz Drewniak. Jak poinformował, ogień wybuchł od awarii turbostartera. Nie wiadomo, czy maszyna wróci do latania.
Do tej pory Siły Powietrzne nie utraciły żadnego MiG-a-29 w wyniku wypadku czy katastrofy; spisywano ze stanu jedynie samoloty, których nie opłacało się remontować.
Do pożaru doszło w czerwcu, podczas największych po 1989 r. ćwiczeń wojskowych Anakonda-16. O zdarzeniu poinformował w ubiegłym tygodniu „Dziennik Bałtycki”, a za nim portale zajmujące się wojskowością. Gazeta, powołując się na anonimowego mieszkańca Malborka, napisała nawet, że „samolot spłonął”. Do tej pory nikt nie podawał, jakie były przyczyny zdarzenia i skala zniszczeń.
Gen. Drewniak, który jest inspektorem Sił Powietrznych w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych, powiedział we wtorek PAP, że w trakcie uruchamiania maszyny doszło do uszkodzenia turbostartera. Zasadniczą częścią tego urządzenia jest mała turbina, która uruchamia i rozpędza o wiele większe turbiny silników odrzutowych napędzających samolot. Turbostarter jest zamontowany w samolocie między silnikami.
„Niestety nastąpiło urwanie łopatek wewnątrz turbostartera, które przy dużych obrotach zaczęły wylatywać z niego, przecinając elementy konstrukcji samolotu, w tym przewody, w których było paliwo podawane do uruchomienia silników głównych. Nastąpił pożar wewnątrz samolotu” – powiedział Drewniak.
Generał podkreślił, że strażacy, którzy zgodnie z procedurami byli w pobliżu, momentalnie przystąpili do gaszenia ognia, ale pożar rozprzestrzeniał się głównie wewnątrz maszyny i dlatego trudno było go ugasić. „Płomień działał w najbardziej newralgicznych miejscach, jak przewody paliwowe, agregaty silnika, pompy. Niestety nie udało się ugasić tego w ciągu jednej sekundy” – powiedział inspektor Sił Powietrznych. Dodał, że nikomu z obecnych w pobliżu pożaru nic się nie stało.
Drewniak poinformował, że incydent bada specjalna komisja. Zaleciła ona m.in. sprawdzenie urządzeń z tej samej serii remontowej. Oddzielne śledztwo w sprawie sprowadzenia pożaru samolotu wojskowego zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów prowadzi wydział ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
„Dowództwo Generalne, Inspektorat Wsparcia i Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 w Bydgoszczy mają ocenić straty i przede wszystkim wskazać, co dalej z tym samolotem, czy jest możliwe jego odzyskanie czy nie, a jeżeli jest możliwe, to ile to będzie kosztować. Na tej podstawie podejmiemy finalną decyzję” – wyjaśnił generał.
Zdaniem Drewniaka ważna jest relacja koszt-efekt. W wariancie optymistycznym samolot będzie latał za kilka miesięcy, w najbardziej pesymistycznym – nigdy już się oderwie od ziemi. „Mamy części z MiG-ów, które pozyskaliśmy z Niemiec. Może się okazać, że w łatwy sposób zamienimy pewne elementy i samolot będzie latać. Może się okazać, że np. uszkodzone zostały elementy nośne. Wtedy naprawa będzie nieopłacalna” – powiedział.
Przed otrzymaniem finalnego raportu generał nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy doszło do uszkodzenia elementów nośnych. „Myślę, że jeśli będzie decyzja o tym, że samolot nie może latać, to niestety będzie po prostu o jeden samolot mniej” – dodał generał, dopytywany o możliwe scenariusze na przyszłość.
Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że uszkodzenia myśliwca są poważne i powstały wątpliwości, czy uda się go przywrócić do użytku. „Ja bym był ostrożny w ferowaniu wyroków. Czasami bywa tak, że ktoś zobaczy coś, co wydaje się poważną sprawą, a potem okazuje się, że można to w racjonalny sposób naprawić” – skomentował generał.
Poinformował też, że dotychczasowe badania, podczas których stopniowo eliminowano różne hipotetyczne przyczyny pożaru, wskazują, że nie było błędu po stronie wojska. „Chcemy dokładnie sprawdzić proces remontowy tego urządzenia, bo wszystkie procesy technologiczne w bazie były zrobione prawidłowo – montaż, eksploatacja itd. Tutaj nie mamy wątpliwości” – podkreślił generał.
Z informacji PAP wynika, że turbostarter był remontowany kilka lat temu przez przedsiębiorstwo z Ukrainy, będące podwykonawcą WZL nr 2.
Drewniak poinformował, że uszkodzeniu uległ samolot w wersji jednomiejscowej. Dodał też, że obecnie myśliwce MiG-29 latają normalnie.
Bartosz Głowacki z miesięcznika „Raport” ocenił, że uszkodzenie myśliwca „to duża strata, bo samolot wielozadaniowy to jest koszt nawet kilkudziesięciu milionów dolarów”. „Może MiG-i nie są aż tak bardzo drogie, ale jest to jeden samolot mniej do obrony naszej przestrzeni powietrznej” – powiedział Głowacki.
Innego zdania jest redaktor naczelny miesięcznika „Wojsko i Technika” Andrzej Kiński, który podkreślił, że MiG-i-29 będą używane jeszcze przez kilka lub kilkanaście lat, ale nie jest to sprzęt perspektywiczny, bo pochodzi z czasów Układu Warszawskiego. „Gdyby nawet trzeba było spisać ten samolot ze stanu, to jest to po prostu naturalny proces wykruszania się sprzętu” – powiedział.
Obaj zaznaczyli, że samoloty z bazy w Malborku nie przeszły w ostatnich latach modernizacji, więc ich eksploatacja zakończy się wcześniej niż MiG-ów-29 z jednostki w Mińsku Mazowieckim.
Siły Powietrzne mają na stanie 32 myśliwce MiG-29. Po połowie z nich stacjonuje w 22. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Malborku i 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Maszyny z Mińska Maz. zostały w 2014 r. zmodernizowane.
MiG-29 jest w historii polskiego lotnictwa maszyną eksploatowaną najdłużej bez jakiejkolwiek katastrofy w powietrzu. Pierwsze myśliwce tego typu przyleciały do Polski w czerwcu 1989 r. Samoloty, które stacjonują w Malborku, należą do 22 maszyn przekazanych Polsce przez Niemcy w 2003 r. w cenie 1 euro za sztukę, wraz z uzbrojeniem i częściami zapasowymi. Pierwszy samolot przybył na to lotnisko w maju 2005 r.
GAZETAPRAWNA.PL