Amerykanie wracają do “klasycznej” obrony przeciwlotniczej

US Army zamierza wprowadzić nowy system obrony powietrznej, który będzie służył nie tylko do zwalczania pocisków manewrujących czy dronów, ale też klasycznych śmigłowców – pisze Defense News. W praktyce oznacza to, że amerykańskie wojska lądowe uznały za realne zagrożenie ze strony środków napadu powietrznego przeciwnika, i chcą rozwijać środki przeciwdziałania.

Jak pisze Defense News, nowo budowany system obrony powietrznej krótkiego zasięgu IFPC Inc-2 I, jaki ma zostać wdrożony przez amerykańskie wojska lądowe, ma służyć nie tylko do zwalczania bezzałogowców i rakiet manewrujących, ale też konwencjonalnych zagrożeń – w tym śmigłowców przeciwnika. Siły lądowe Stanów Zjednoczonych po latach zaniedbań ponownie biorą więc pod uwagę konieczność ochrony przed atakiem ze strony konwencjonalnych środków napadu powietrznego – samolotów i śmigłowców.

Pierwszym elementem systemu IFPC Inc 2-I jest wyrzutnia Multi Mission Launcher, która – jak sama nazwa wskazuje – jest zdolna do wystrzeliwania pocisków różnego typu. Przetestowano na niej już rakiety Stinger, AIM-9X Sidewinder, ale też Miniature Hit to Kill, Hellfire czy Tamir (pocisk przechwytujący izraelskiego systemu Iron Dome). Do wskazywania celów mają natomiast służyć zmodernizowane radary Sentinel, w perspektywie być może uzupełnione o nowy system. IFPC Inc 2-I będzie „wpięty” w modułowy system dowodzenia IBCS, budowany przez Northrop Grumman, co w praktyce przełoży się na możliwość przekazywania z radarów Sentinel informacji do innych systemów przeciwlotniczych – np. średniego zasięgu.

Pierwotnie system IFPC Inc 2-I był projektowany przede wszystkim z myślą o zwalczaniu zagrożeń ze strony pocisków manewrujących i dronów (w pierwszym etapie) oraz przeciwdziałania ostrzałowi rakietowemu/artyleryjskiemu w drugim. Wskazują na to choćby dokumenty budżetowe Pentagonu – w tym na rok fiskalny 2017 – w których mówi się wyraźnie o zwalczaniu bsl, pocisków cruise i artyleryjskich, nie wspomina się natomiast o zwalczaniu samolotów czy śmigłowców.

W podobnym tonie przedstawianych jest większość oficjalnych materiałów US Army na temat tego systemu – choćby Weapons Systems Handbook na 2016 rok. Teraz jednak mówi się o wykorzystaniu go również do przeciwdziałania atakom wrogich załogowych śmigłowców (czy samolotów). Należy podkreślić, że z technicznego punktu widzenia nie powinno być to trudne, gdyż zarówno efektory (np. Sidewinder), sensory, jak i system dowodzenia będą w pełni zdolne do przeciwdziałania atakom samolotów i śmigłowców.

Deklaracja o możliwości użycia IFPC Inc 2-I przeciwko śmigłowcom świadczy jednak o zmianie mentalności w amerykańskiej armii. US Army przed kryzysem ukraińskim w zasadzie nie brała pod uwagę możliwości zaatakowania własnych wojsk przez wrogie lotnictwo, choć uwzględniano ryzyko uderzenia pocisków cruise (używanych w Iranie czy w Korei Północnej) bądź dronów.

Dlatego przeprowadzono znaczne redukcje jednostek obrony przeciwlotniczej – w tym rozformowanie dywizyjnych batalionów artylerii przeciwlotniczej, których zadaniem była osłona wojsk. Czynne jednostki wojsk lądowych dysponują obecnie niewielką liczbą zestawów Avenger (wyrzutnie Stinger na HMMWV), w tym w kilku mieszanych batalionach obok zestawów Patriot. Systemy krótkiego zasięgu są również w Gwardii Narodowej – to właśnie gwardziści brali udział w ćwiczeniach Anakonda.

Całkowicie zrezygnowano z systemów OPL na podwoziu gąsienicowym, jak np. M6 Linebacker na podwoziu Bradley’a. Wszystko przez przekonanie, że amerykańskie wojska lądowe, które nie były atakowane z powietrza od czasów wojny koreańskiej, nie będą zmagać się z przeciwnikiem, który byłby w stanie użyć lotnictwa przeciwko nim.

Jest to następstwem skupienia na operacjach ekspedycyjnych, ale też przekonania o panowaniu w powietrzu własnego lotnictwa i niskim prawdopodobieństwie lądowego, konwencjonalnego starcia z przeciwnikiem, który mógłby zakwestionować owo panowanie. Podstawową przyczyną dla zmian w tym zakresie niemal na pewno był kryzys na Ukrainie. Podobne zagrożenie może występować w obszarze Azji i Pacyfiku, ale tam starcia toczyłyby się głównie na akwenach morskich – a okręty US Navy dysponują wielowarstwową, zintegrowaną i ciągle rozwijaną obroną powietrzną, w skład której wchodzą rakiety dalekiego i średniego zasięgu Standard SM-2 i SM-6, krótkiego ESSM, czy bardzo krótkiego RAM. Na lądzie OPL została jednak co najmniej zaniedbana.

Rosjanie wykorzystują bowiem strategię antydostępową i warstwowe systemy obrony powietrznej dalekiego zasięgu, które mogłyby co najmniej utrudnić działania lotnictwa NATO – w tym również nad terytorium krajów Sojuszu. Dotyczy to zarówno cięższych zestawów jak S-300PMU/S-400, jak i systemów bezpośredniej osłony wojsk, jeżeli te wdarłyby się na terytorium Paktu.

To z kolei wystawia siły sojusznicze (w tym US Army) na potencjalny atak powietrzny. Tym bardziej, że Moskwa rozbudowuje i modernizuje swoje lotnictwo, w tym w zakresie śmigłowców bojowych jak Ka-52 i Mi-28N. To wymaga odbudowania zdolności przeciwdziałania tym zagrożeniom z ziemi, na problem zagrożenia atakiem lotniczym dla wojsk NATO w Europie Środkowo-Wschodniej wskazywano m.in. w raporcie RAND o obronie wschodniej flanki. Proces odbudowy będzie jednak czasochłonny i zależny od możliwości budżetowych i personalnych US Army.

Należy podkreślić, że w czasach Zimnej Wojny taka możliwość była oczywiście brana pod uwagę, czego efektem było utrzymywanie na wyposażeniu zestawów przeciwlotniczych Chaparral MIM-72 z rakietami Sidewinder, Vulcan M163 czy wprowadzenie Avengera, używanego obecnie w niewielkiej liczbie. Amerykanie utrzymywali też w służbie rakietowe systemy MIM-23 HAWK, które zostały tylko częściowo zastąpione przez Patrioty przy braku „pośredniego” ogniwa między nimi, a rakietami Stinger.

Obecnie możliwości odpowiedzi Amerykanów są ograniczone – sprowadzają się one do zmian w planach szkoleń, aby uwzględnić maskowanie czy ćwiczebnego rozmieszczania elementów batalionów Avenger w najbardziej zagrożonych obszarach, tak jak miało to miejsce na Anakondzie. W celu trwałego podwyższenia zdolności do właściwego poziomu pożądane byłoby zarówno dostosowanie struktur (zwiększenie liczebności) jak i wprowadzenie nowego sprzętu.

O ile stopniowe zastąpienie Avengerów systemem IFPC Inc 2-I jest planowane, to powstaje pytanie o zakres i tempo wprowadzania nowych zestawów. Jeszcze trudniejsze i zależne od sytuacji finansowej Departamentu Obrony będzie ewentualne sformowanie nowych jednostek OPL, tak aby w wystarczającym stopniu zabezpieczyć choćby jednostki, rozmieszczone lub desygnowane do działań w Europie (w ramach sił wzmocnienia). Obecnie planuje się bowiem wprowadzenie IFPC Inc 2-I do zaledwie dwóch batalionów czynnej US Army (a ma on całkowicie zastąpić Avengery) oraz do siedmiu Gwardii Narodowej.

Z drugiej strony, pewnym atutem dla Amerykanów jest architektura budowanego systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu IFPC Inc 2-I. Łączy on bowiem istniejące elementy, które już są używane w amerykańskich siłach zbrojnych (pociski Sidewinder i Stinger koncernu Raytheon, radar Sentinel ThalesRaytheonSystems) z budowaną właśnie otwartą architekturą zarządzania obroną przeciwlotniczą koncernu Northrop Grumman. Wyrzutnia jest opracowywana przez służby US Army, to pierwszy taki projekt od około 30 lat. IFPC Inc 2-I został jednak od podstaw zaprojektowany tak, aby w miarę rozwoju technologii można było do niego dołączać nowe elementy. Już przetestowano lekki pocisk przechwytujący nowego typu Lockheed Martin Miniature Hit to Kill czy rakietę Stunner, opracowaną przez Rafael i Raytheon. W perspektywie przewiduje się też opracowanie radaru nowej generacji.

W praktyce oznacza to, że Amerykanie będą mogli wprowadzić nowy system obrony powietrznej krótkiego zasięgu przy ograniczonym ryzyku technologicznym (z użyciem istniejących elementów, używanych w jednostkach liniowych), a następnie w miarę rozwoju technologii dołączać do niego nowe, po opanowaniu produkcji konkretnych komponentów (jak pocisk nowego typu – być może tę rolę będzie pełnił Stunner) bez konieczności zmian strukturalnych w samym systemie. To zmniejsza prawdopodobieństwo opóźnień, i jednocześnie pozwala na rozwój systemu w trakcie jego cyklu eksploatacji bez ponoszenia nadmiernych kosztów, związanych z przebudową całej architektury systemu a nie tylko dodaniem konkretnych elementów, obok których starsze nadal będą mogły funkcjonować.

Kwestia zdolności “bliskiej” obrony przeciwlotniczej US Army jest jednym z najbardziej jaskrawych przykładów skutków cięć, jakie wprowadzono po zakończeniu Zimnej Wojny. Obecnie zdolności w tym zakresie zarówno w NATO jak i w krajach zachodnich są obecne jedynie w ograniczonym stopniu. Powinno to być uwzględniane przy planowaniu i hierarchizacji programów modernizacyjnych państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, gdyż zestawy krótkiego zasięgu potrzebne są w dużych ilościach – zarówno do osłony ważnych obiektów (lotniska, elementy obrony powietrznej) jak i pododdziałów wojsk lądowych.

JAKUB PALOWSKI

Więcej postów