Jako naturalnego sojusznika zyskały Stany Zjednoczone postrzegające Rosję, a wcześniej ZSRR jako „imperium zła” – właśnie Polskę. Kraj, który jest najśmielszym i najdalej idącym krytykiem, a nawet otwartym wrogiem Rosji w naszym regionie.Polska „racja stanu” stała się „racją stanu” USA. Realizując ją cofnęliśmy się do protektoratu.
DUCH WOLNOŚCI
24 sierpnia 1991 r. Ukraina zdecydowała o oderwaniu się od ZSRR i przyjęła deklarację swojej niepodległości. 2 grudnia tego samego roku, Polska – jako pierwszy kraj – uznała jej niepodległość. Kilka tygodni później, 26 grudnia, przestał istnieć ZSRR. Rozpoczął się nowy okres w naszych stosunkach. Okres nie najgorszy: bez wojen, rzezi, aktów terroru.
Czy to dużo, czy mało? Z perspektywy historycznej to okres krótki i „neutralny”. Nie wydarzyło się w tym czasie nic, co mogłoby rzutować na przyszłość jednego czy dwóch pokoleń. Zdecydowanie przeważały w tym czasie pozytywy. W Polsce może pracować nawet milion Ukraińców (wg szacunków ambasady tego kraju w Warszawie). Połowę studentów zagranicznych w naszym kraju stanowią Ukraińcy (ok. 23 tys.). Prócz skrajnie patologicznej korupcji u naszych sąsiadów nie występują szczególnie poważne bariery ograniczające współpracę gospodarczą (wyjątkiem jest tu ukraińska polityka ochrony wewnętrznego rynku spożywczego).
Sielanka? No, rzecz w tym, że nie bardzo… Iskrzy między nami coraz bardziej i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Wina leży po stronie elit politycznych obu krajów: ich chorych koncepcji.
DUCH GIEDROYCIA
W 1974 r. polski polityk, publicysta i działacz emigracyjny – Jerzy Giedroyc opublikował na łamach redagowanego przez siebie pisma – paryskiej „Kultury”, tezy określające priorytety polskiej polityki wschodniej. Główna myśl sprowadzała się do przekonania, że suwerenność Ukrainy, Litwy i Białorusi (skrót: ULB) jest czynnikiem sprzyjającym niepodległości Rzeczypospolitej, natomiast zdominowanie tych krajów przez Rosję otwiera drogę do zniewolenia także Polski.
Fundamentem tej myśli była skrajna nienawiść polskiego arystokraty do Rosji, jako hegemona Europy Wschodniej i Centralno – Wschodniej. Giedroyc twierdził, że wzmacnianie Ukrainy, Białorusi i Litwy jest dla nas korzystne, bo tworzy swoistą strefę buforową dla Polski. W imię realizacji tej koncepcji, powinniśmy jako naród poświęcić pewne zasady i zrezygnować z nauk prawdy historycznej w imię dobrosąsiedztwa.
Jerzy Giedroyc (zmarł w 2000 r.) był autorytetem dla części intelektualnej opozycji okresu PRL. Po zmianie ustroju zaczęliśmy twórczo wprowadzać w życie jego koncepcję nie bacząc, na fakt, że upadł ZSRR, tworzące go republiki proklamowały niepodległość, a państwa rządzone na zasadach protektoratu (czyli ograniczonej samodzielności), jak m.in. Polska, otrzymały prawdziwą niepodległość i niezależność.
Trzymanie się pozbawionej realnego sensu koncepcji Giedroycia stało się dla kolejnych polskich rządów „racją stanu”. Idea postrzegania Rosji jako wroga zachodniego świata i budowania wokół niej „buforów” padła na bardzo korzystny grunt. Jako naturalnego sojusznika zyskały Stany Zjednoczone postrzegające Rosję, a wcześniej ZSRR jako „imperium zła” – właśnie Polskę. Kraj, który (nie licząc byłych republik ZSRR) jest najśmielszym i najdalej idącym krytykiem, a nawet otwartym wrogiem Rosji w naszym regionie.
Bijemy pod względem ostrości sądów i realnych działań prawdziwe europejskie mocarstwa jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Czy służy to naszym interesom gospodarczym? Oczywiście nie! To jakim służy? Niestety, nie potrafię ich określić.
Paradoksalnie, polska „racja stanu” stała się „racją stanu” USA. Realizując ją cofnęliśmy się do czasów PRL i ograniczonej niepodległości, czyli do protektoratu.
DUCH BANDERY
Czy wizyta Prezydenta Polski na obchodach 25 rocznicy uzyskania przez Ukrainę niepodległości zmieni coś w naszych faktycznych stosunkach? I tak i nie.
Nie zmieni niczego istotnego, bo nie leży to w interesie naszego protektora – Stanów Zjednoczonych. Choć obfitować będzie w akcenty antyrosyjskie – co również jest na rękę protektorowi, nie wpłynie znacząco na pogorszenie naszych relacji z Rosją, bo ich fatalny poziom porównywalny jest z tym z lat 30. minionego wieku.
Zmieni się coś ulotnego. Coś, co albo będzie słabo zauważone przez polskie media, albo skrajnie marginalizowane jako „nieistotne”. Tym czymś będą – bez wątpienia – odwołania do ducha ukraińskiej niepodległości: tradycji zbrodniczej UPA i kultu Bandery. Prezydentowi RP przyjdzie więc przełknąć ślinę, bo w myśl koncepcji Giedroycia, powinniśmy być gotowi do rezygnacji z pewnych zasad i nauk płynących z historii w imię samozadowolenia Ukraińców. I tak się zapewne stanie.
Współczesna Ukraina bardzo świadomie oparła etos swej walki o niepodległość na odwołaniu do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), na budowaniu kultu oprawców – Stepana Bandery i Romana Szuchewycza. Dla nas, Polaków, to zwyrodnialcy – ojcowie koncepcji i wykonawcy setek bestialskich mordów dokonywanych na polskiej ludności cywilnej w latach 40. XX w. To symbole upodlenia rodzaju ludzkiego! Dla naszych sojuszników z bratniej (obecnie) Ukrainy – to myśliciele, przywódcy, ojcowie niepodległości. To ich dzieło będzie faktycznie fetowane w trakcie ukraińskich uroczystości niepodległościowych.
Gdyby opisać tylko ostatnie lata historii stosunków polsko – ukraińskich to zrodziłaby się z nich tragikomedia.
W okresie dwóch pierwszych prezydentur niepodległej Ukrainy, czyli w czasie prezydentów kojarzonych z „komuną” – Łeonida Krawczuka (1991-1994) i Łeonida Kuczmy (1994 – 2005), rósł mit Bandery, ale nie miał on jeszcze państwowego charakteru i nie doszedł do poziomu kultu. Krawczuk wydawał się Europie i USA mało europejski: dystansował się od aspirowania do członkostwa w NATO i UE. Kuczma niechętnie, ale oddał władzę uważanemu za proeuropejskiego polityka – Wiktorowi Juszczence (prezydentura: 2005 – 2010). Wspierający go blok NASZA UKRAINA organizował razem z BLOKIEM JULII TYMOSZENKO (innej ulubienicy europejskich elit i polskich rządów) manifestacje pod hasłami: „Wołyń – ukraińska ziemia; OUN i UPA – nasi bohaterowie”. Pikietowano m.in. pod polską ambasadą w Kijowie. Dodajmy, że w rozmowach mających doprowadzić do zmiany władzy aktywnie uczestniczył ex Prezydent RP – Aleksander Kwaśniewski.
Ten ukraiński proeuropejski prezydent tak pisał 12 sierpnia 2006 r. do uczestników zjazdu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów: (…) „OUN może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy. Jestem przekonany że Wasza organizacja nadal pozostanie jednym z kamieni węgielnych budowy Państwa Ukraińskiego (…) Chwała Ukrainie!” (…). 6 dni później, 18 sierpnia udekorował syna Romana Szuchewycza – Jurija – nacjonalistę znanego z wielu antypolskich wystąpień, orderem państwowym i nadał mu tytuł Bohatera Ukrainy. W ostatnich dniach prezydentury (22 stycznia 2010 r.) tym samym tytułem uhonorował Stepana Banderę!
Proeuropejskiego Juszczenkę zastąpił na stanowisku Wiktor Janukowycz (prezydentura: 2010 – 2014). Obca mu była koncepcja Giedroycia uczynienia ze swego kraju „strefy” buforowej dla Europy zachodniej i „amerykańskiej racji stanu”. Stracił stanowisko w wyniku przewrotu (wydarzenia na kijowskim Majdanie Niezależności). Ale wcześniej sam z siebie – przez nikogo nie proszony, pozbawił S. Banderę tytułu Bohatera Ukrainy. Antyrządowe i antyprezydenckie wydarzenia w Kijowie były inspirowane i wspierane zarówno przez USA, jak i państwa Unii Europejskiej. Oczywiście prym wśród nich wiodła Polska, a wśród naszych polityków Donald Tusk, Radosław Sikorski i – oczywiście – Aleksander Kwaśniewski.
Obalenie legalnie wybranego prezydenta – Wiktora Janukowycza, skutkowało trwającą do dziś w Ukrainie wojną domową.