Pan Donald Tusk jest wygodnym przewodniczącym Rady Unii Europejskiej, wygodnym zwłaszcza dla pani Merkel i – uwaga – dla pana Kaczyńskiego. Dla tej pani wygodnym, dlatego ponieważ jest lojalny. Dla pana Kaczyńskiego, dlatego ponieważ go nie ma w krajowej polityce.
Jeżeli jednak pan Tusk, dostałby drugą połowę kadencji na obecnym unijnym stanowisku, to będzie nim związany do 2019 roku, wybory prezydenckie będziemy mieli w 2020-tym roku. Teoretycznie więc miałby bardzo mało czasu na to, żeby przygotować kampanię wyborczą. Zwłaszcza, że nie ma na tą chwilę zaplecza politycznego, które byłoby w stanie przeprowadzić jego kampanię wyborczą, a jak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, może się okazać, że w 2020 roku – pan Tusk, z ambicjami prezydenckimi mocno namiesza na opozycyjnej liście kandydatów. Czym w sposób oczywisty wzmocni – jednego, jedynego i jedynie słusznego kandydata prawicy.
Pan Tusk start miał słaby, przez długi okres czasu było nawet bardzo źle. Nie było go w Mińsku, nikt go nie zabrał na poważne rozmowy. W Grecji miał odegrać swoją rolę. Poza tym, jak dotąd niczym szczególnym się nie odznaczył, w swojej roli politycznej jest bardziej bierny niż jego poprzednik, którego również krytykowano. Chyba problem leży jednak nie w ludziach, ale w samej funkcji – reprezentacyjnego przewodniczącego, bez istotnych kompetencji. Rozdzielenie tej funkcji i funkcji faktycznego szefa Komisji Europejskiej jest logiczne, tylko widać, jakie słabe daje efekty. Ponieważ jakby nie było pana Tuska, w sensie jakby nie było w ogóle jego urzędu, czy czulibyśmy jakąś różnicę?
Na tym właśnie polega nasz europejski problem, Unia jest nieudolna, ma za słabe instytucje, które zajmują się głównie sobą, a jak już ktoś wygłosi jakąś polityczną wizję, to przeważnie bywa niesłychanie trudna nie tylko w akceptacji, ale nawet w zrozumieniu. Na pewno więc panu Tuskowi nie jest łatwo odnaleźć się w oceanie jaki stanowi brukselska administracja, jednak niestety na tym polega jego misja, działa dla Unii, a nie dla dowolnego, czy dowolnych państw narodowych.
Niestety jednak nie można nazwać pana Donalda Tuska liderem politycznym Europy, ponieważ w rzeczywistości pozostaje nieznany a jego kompetencje są żadne. Gdyby chociaż zabrał jednoznacznie głos w sprawie czegoś takiego jak problem uchodźców, czy też TTIP lub sankcji na Rosję, to moglibyśmy mówić o tym, że – to wizjoner, polityk wielkiego formatu, mający jeden wielki cel jakim jest wzmocnienie Unii Europejskiej itd. Tymczasem, co prawda pan Tusk wypowiedział się w kontekście granic unijnych odnośnie nielegalnych imigrantów, to jednak jego głos w sprawie Rosji i TTIP brzmi bardzo cichutko. Na pewno za cicho wobec oczekiwań licznych środowisk, a przede wszystkim sytuacji w jakiej znajduje się dzisiaj Unia Europejska.
Być może dopiero po drugiej kadencji pana Tuska będzie wiadomo, co zrobić z tą funkcją, w jaki sposób ją zmodyfikować tak, żeby Przewodniczący służył bardziej efektywnie celom Unii Europejskiej?
Z naszej perspektywy problem polega na tym, że do 2020 roku ludzie mogą zapomnieć o rządach pana Tuska i traktować go jako antidotum na rządy dobrej zmiany, która już wówczas nie będzie ani dobra, ani tak bardzo pożądana jak obecnie. Dlatego nie można przekreślać tej figury na naszej scenie politycznej. Wręcz przeciwnie, stopniowo im bardziej będzie się przybliżać data wyborów, obecna władza się kompromitować, a opozycja nadal będzie niezdolna do realnego przeciwstawienia się władzy Prawa i Sprawiedliwości, tym bardziej akcje, człowieka tak politycznie sprawnego jak pan Tusk będą szły w górę. Trzeba bowiem przyznać, że od strony politycznej i rozgrywania ludzi, to był najskuteczniejszy z dotychczasowych polskich polityków. Niestety zmarnował swoją szansę, jak również naszą – na rozwój i korzystanie z jego owoców. Osiem długich lat rządów – jego rządu i jego następczyni, to był okres niewykorzystanych szans dla naszego kraju. Czy to miałoby być nagrodzone? Może po prostu szkoda potencjału politycznego z takimi kontaktami i doświadczeniem? Czy to nie byłoby smutne – od pana Kaczyńskiego, przez pana Tuska, do pana Kaczyńskiego i znowu z powrotem do pana Tuska? Tak, to zdecydowanie nie byłby powód do żartów.
OBSERWATORPOLITYCZNY.PL