Zafundują nam piękną katastrofę nuklearną

Słuchając zorganizowanej przez posła Kukiz’15 Jacka Wilka wtorkowej debaty dotyczącej energetyki jądrowej można było odnieść wrażenie, że jej celem nie było obiektywne przedstawienie argumentów „za” i „przeciw”,

aby społeczeństwo mogło zdecydować, ale nachalna propaganda i to na dodatek prowadzona na skróty, z użyciem prymitywnych chwytów retorycznych, manipulacji.

Zdumiewające było przemówienie prof. Andrzeja Strupczewskiego z Narodowego Centrum Badań Jądrowych, który – za ekspertami niemieckimi – jako zaletę elektrowni jądrowych podał… niską emisję CO2 do atmosfery, jakby emisja CO2 była rzeczywiście czymś szkodliwym.

Strupczewski zachwalał, że elektrownie, które będziemy u nas budowali to są elektrownie III generacji, czyli – o czym już nie wspomniał – takie, z zakupu których zrezygnowały Węgry po awarii we Francji, z których rezygnują Francja i Niemcy. Już w 2011 roku Niemcy ogłosiły, że wszystkie 17 elektrowni atomowych ma zostać wygaszonych do 2022 roku, co zdaniem Strupczewskiego nie ma żadnego uzasadnienia poza politycznym.

Jego koronnym argumentem było to, że – jak wyliczył – do OZE każda rodzina będzie musiała dopłacić 6 tys. złotych. Tymczasem koszty siłowni jądrowej dla jednej rodziny mogą okazać się nie mniejsze, jeżeli weźmiemy pod uwagę nie tylko opłaty dodatkowe za składowanie odpadów, ale również inne koszty, których w wyliczeniach się nie uwzględnia: zdrowotne, ekonomiczne (elektrownia ma powstać w pobliżu miejscowości uzdrowiskowych), społeczne i wiele innych.

Skoro, jak podkreślał prof. Strupczewski, koszt wybudowania elektrowni atomowej jest porównywalny do kosztu wybudowania elektrowni węglowej, to dlaczego nie buduje się tych ostatnich – węgiel przecież mamy, a i rentowność kopalni znacząco by się poprawiła, nie mówiąc już o tym, że rząd Beaty Szydło zapowiedział oparcie polskiej energetyki o węgiel? Może dlatego, że na całą inwestycję trzeba będzie uzyskać kredyt, a to bank decyduje, czy go przyznać czy też nie. Biorąc pod uwagę, iż większość banków pozostaje w rękach zagranicznych, jest oczywiste, że chętnie skredytują elektrownię z niemieckiego, czy francuskiego demobilu – nie oszukujmy się, ale elektrownie III generacji to był przeżytek już wtedy, kiedy dyskutowano nad pakietem klimatyczno-energetycznym – natomiast pożyczenie pieniędzy na elektrownię opalaną polskim węglem w ogóle nie leży w interesie banksterów.

Co ciekawe podczas debaty stale mówiono o wyższości elektrowni jądrowych nad OZE, a słowem nie wspomniano o wyższości elektrowni węglowych nad jądrowymi. Wręcz przeciwnie – usiłowano przedstawić energetykę węglową w możliwie najbardziej niekorzystnym świetle.

I tak zdaniem Strupczewskiego lepiej mieć rocznie 20 ton odpadów radioaktywnych niż 380 ton łącznie żużla, popiołów i CO2 [sic!]. Warto nadmienić, że żużel wielkopiecowy granulowany to ekoprodukt wykorzystywany w przemyśle i budownictwie. Podobnie sprawa wygląda z popiołami, wykorzystywanymi do produkcji cementu, w mieszankach betonowych, jako surowiec do prefabrykowanych elementów betonowych (poprawiają odporność produktów na czynniki zewnętrzne i zwiększają wytrzymałość), w procesach produkcji ceramiki budowlanej (obniżają znacznie koszty produkcji klinkieru), czy do produkcji kruszyw lekkich. Popioły i żużle stosuje się również w mieszankach do ulepszania podłoża i niezwiązanej podbudowy dróg. Popioły lotne są także stosowane do ulepszania gruntów w budownictwie, bowiem stanowią czynnik osuszający, zwiększający nośność oraz wytrzymałość na ściskanie i mrozoodporność. Pytanie, czy prof. Strupczewski zdaje sobie sprawę, jak wielka to gałąź gospodarki? Czy wie, że można by ją jeszcze rozwijać?

Co ciekawe nie widzi on problemu w fakcie, że eletrownie jądrowe emitują promieniowanie radioaktywne, co zresztą sam przyznał, ale większy problem to dla niego emisja siarki, czy innych związków, które z kolei emituje energetyka węglowa, tyle że ta ostatnia, zaopatrzona w filtry, wychwytuje szkodliwe cząsteczki. Kwintensencją tego stanowiska był zaprezentowany na koniec debaty slajd przedstawiający ludzi kąpiących się w morzu w pobliżu elektrowni jądrowej.

A co z odpadami radioaktywnymi? Zdaniem profesora Strupczewskiego składowiska na wiele tysięcy lat można zrobić, a „jedno takie składowisko powstaje w Finlandii, a drugie w Szwecji”. Jest to o tyle ciekawe stwierdzenie, że nikt nigdy tego w praktyce nie sprawdził, bo w erze przed Chrystusem – jak powszechnie wiadomo – elektrowni atomowych nie było.

Na koniec warto zauważyć, że mniej więcej co miesiąc dochodzi do wykolejenia się pociągu z jakąś substancją chemiczną – ostatnio był to amoniak i na szczęście nikt nie ucierpiał. Teraz wyobraźmy sobie, że wykoleił się pociąg z radioaktywnymi odpadami… Jeżeli w Polsce zarządzający nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa na kolei, to eksploatacja elektrowni atomowej musi zakończyć się potężną katastrofą. Ciekawe, czy wtedy również padnie argument, że do OZE przecież trzeba dopłacać?

ANNA WIEJAK

Więcej postów