Dla Bartłomieja Bonka były to najtrudniejsze chwile w życiu. Polski olimpijczyk z Londynu miał cieszyć się narodzinami dwóch córeczek i nic nie wskazywało na to, że z bliźniaczkami mogą być jakieś problemy.
Jedna z córeczek urodziła się w ciężkim stanie i przez ponad rok walczyła o życie. Zmarła 13 lutego 2014 roku. Teraz zapadł wyrok w sprawie śmierci dziewczynki.
Kiedy Bartłomiej Bonk stanął na podium w Londynie, brązowy medal zadedykował żonie, która była w ciąży. Już wtedy wiedział, że za kilka miesięcy na świat przyjdą bliźniaczki. Termin porodu lekarze wyznaczyli na grudzień. Lekarz prowadzący ciążę Barbary Bonk po ostatnim badaniu USG stwierdził, że jedna z dziewczynek ułożona odwrotnie. Zalecał, żeby poród odbył się przez cesarskie cięcie, bo mogą być komplikacje. – Byliśmy więc na to przygotowani – opowiada sportowiec. W poniedziałek ciężarnej niespodziewanie odeszły wody, natychmiast trafiła do szpitala. – Dzieci były ułożone prawidłowo, główką do dołu. Nie było żadnych przeciw wskazań do porodu naturalnego – zapewnia Bronisław Łabiak, ordynator oddziału patologii ciąży w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym i Noworodków w Opolu. Nad ranem Barbara Bonk zaczęła rodzić. – Byłem przy żonie od początku, bo mieliśmy poród rodzinny. Próbowaliśmy rozmawiać z ordynatorem. Basia tłumaczyła, że lekarz prowadzący powiedział jej, że są wskazania do cesarki. Ordynator jednak się uparł. Powiedział nam, że to nie lekarz prowadzący, a on decyduje o tym, jaki to będzie poród i wyszedł – opowiada FAKTOWI rozżalony sztangista.
Ok. godz. 12.30 na świat przyszła Maja. Dziewczynka jest zdrowa – dostała 10 punktów w skali Apgar. – Żona przy porodzie małej jednak bardzo cierpiała. Mówiła że rozrywało ją w środku, bardzo bolały ją nogi. Prosiliśmy, żeby drugie dziecko urodziło się przez cesarkę. Lekarz nadal był nieugięty. Ordynator wpadł na chwilę na porodówkę, poklepał mnie po ramieniu i stwierdził tylko, że widział mnie w telewizji i że mi kibicował. W ogóle nie interesował się żoną! Dodał, że cesarka jest niepotrzebna, bo Basia będzie miała po niej brzydką bliznę na brzuchu – wspomina Bonk.
45 minut później urodziła się druga z bliźniaczek. – Julia od razu nie oddychała, lekarze ją reanimowali. To było straszne. Okazało się, że dwa razy owinęła jej się pępowina wokół szyi– mówi sportowiec. Dziewczynka jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Wiadomo, że doszło do niedotlenienia mózgu. Julia leży na oddziale intensywnej terapii noworodków, w inkubatorze. Nie jest w stanie samodzielnie oddychać. – Rokowania są bardzo złe. Dziecko walczy o życie, a wszystko przez głupią decyzję ordynatora – oskarża Bartłomiej Bonk w rozmowie z „Gazetą Wyborczą Opole”. – Jej stan był dla nas zaskoczeniem. Nic nie wskazywało na to, że dziecku coś grozi – broni się Bronisław Łabiak.
Julia Bonk zmarła 13 lutego 2014 roku. We wrześniu do opolskiego sądu wpłynął akt oskarżenia przeciwo lekarce, która ten poród odbierała. Teraz proces zakończył się, a sąd wydał wyrok. Umorzył sprawę na dwa lata, a Hannie Żwirskiej-Lembrych nakazał wpłacić kwotę 3 tysięcy złotych na cele społeczne i częściowo pokryć koszty sądowe. Sędzia Hubert Frankowski uzasadnił, że podczas porodu nie było jednoznacznych sygnałów wskazujących na to, że coś złego dzieje się z drugą z bliźniaczek. Wpływ na wyrok sądu miała również świetna opinia o wcześniejszej pracy oskarżonej.
SE.PL