Węgierskie gazety, szczególnie lewicowe, które do tej pory nawoływały do udzielania pomocy uchodźcom z Syrii, Iraku, Afganistanu, czy Erytrei, w środę piszą już o zagrożeniach ze strony muzułmańskich migrantów. Prasa wyraża też zaniepokojenie rozpadem europejskich wartości solidarnościowych.
„Czy Unia Europejska może się zawalić?” – pyta w komentarzu publicysta „Nepszabadsag” Gabor Miklos. „Z uchodźcami mieliśmy już do czynienia nie tak dawno, bo przecież podczas wojny bałkańskiej i wtedy Unia Europejska w swojej poprzedniej postaci radziła sobie znacznie lepiej. Dziś, gdy żyjemy w znacznie bogatszych czasach, a UE jest większa i silniejsza niż wcześniej – mamy kryzys. Według niektórych to tylko kryzys wirtualny, ale nie jest to prawdą” – twierdzi Miklos. „Jeśli narody, instytucje i politycy czują, że zgodnie z ich normami nie są w stanie rozwiązać sytuacji, ani wypełniać swoich zadań, to w rzeczy samej Unia jest w kryzysie. To tak, jakbyśmy ponownie przeżywali grecki kryzys ekonomiczny, gdzie pozornie problem miała strefa euro, ale w istocie kryzys dotyczył zaufania i solidarności krajów członkowskich. Tym razem mamy do czynienia z kryzysem strefy Schengen. Dostrzegliśmy nagle, że w Unii nie ma solidarności, nie ma zaufania, nie ma zrozumienia, a przecież tym wszystkim miał być sens Unii Europejskiej” – pisze publicysta „Nepszabadsag”.
Orban z sensem „Stosują spychologię”. Niemieckie media o Środkowej Europie Niemcy i inni… czytaj dalej » Lewicowy tygodnik ekonomiczny „HGV” w artykule zatytułowanym „Viktor Orban i intelektualny drut kolczasty” zauważa, że ci, którzy wierzą w europejskie swobody indywidualne i suwerenność państw mają prawo bać się niekontrolowanej wielokulturowości. Publicysta gazety Laszlo Seres, niechętny dotąd rządowi, który nazywa „agresywnym i krótkowzrocznym” zgadza się, że niektóre wypowiedzi Orbana zaczęły mieć sens. W kilku punktach „HGV” podkreśla, że unijni politycy postępują nieodpowiedzialnie, stwarzając uchodźcom fałszywą iluzję, jakoby należało im się osiedlenie w UE. Zdaniem tygodnika trzeba chronić to, co zostało z Europy (jej kulturę i sposób życia), ponieważ migracja nigdy nie była tylko kwestią ekonomiczną czy demograficzną, ale także kulturową. Jeśli wpuszczamy miliony muzułmanów na kontynent, to możemy spodziewać się, że spowoduje to podziały w społeczeństwie, doprowadzi do powstania grupy ludzi żyjących równolegle obok siebie. System kwotowy nie jest rozwiązaniem – uważa „HGV” Tygodnik dodaje, że „zachodnie humanitarne dusze, które zawsze skupiają się na ratowaniu kogoś: czy to wielorybów, Palestyńczyków, Greków, czy klimatu, nie chcą patrzeć dalekowzrocznie, przewidywać, co może z tego wszystkiego wyjść za 50 lat. Strach przed zniszczeniem judeochrześcijańskiej Europy nie jest już argumentem jedynie skrajnej prawicy”. Węgry „nie są naiwne” W komentarzu zatytułowanym „Nowa Era” Miklos Ugro z „Magyar Nemzet” pisze o nowym prawie imigracyjnym, które właśnie weszło w życie na Węgrzech.
„Węgierskie władze na szczęście nie są naiwne, ponieważ, jak powiedział sam Viktor Orban, nie wiemy co się stanie, ale jesteśmy przygotowani na wszystko. Orban miał na myśli to, że zmiana prawa i adaptowanie go do nowych okoliczności da oddech tylko na chwilę, a do rozwiązania problemu jest bardzo daleko. Węgrzy sami nie znajdą rozwiązania, używając jedynie możliwości jakie daje im prawo krajowe” – ostrzega Ugro. „Magyar Nemezet” zauważa, że również przed wprowadzeniem nowego prawa uchodźcy nic sobie nie robili z węgierskich czy unijnych przepisów i wręcz wdzierali się na teren UE. „Ale czego można się spodziewać po ludziach – pyta gazeta – dla których europejskie wartości i stan prawny i tak nie mają znaczenia”. „To, co im się natomiast podoba, to słabość tego prawa, które w łatwy sposób można naginać lub wręcz ignorować. Wchodzą w system prawny jak nóż w masło. Uważają, że Węgrzy powinni zignorować swoje prawo, dostarczyć samochody i jedzenie i wygodnie przewieźć wszystkich chętnych do granic krajów zachodnioeuropejskich. Ale gdy dotrą już do Niemiec, także i tam nowi przybysze nie mają ochoty przestrzegać prawa, bo i tam nie podoba im się system rejestracji. Ci, którzy się zarejestrują, mogą być zidentyfikowani. A to z kolei niesie ze sobą wiele problemów. Np. tym niezidentyfikowanym łatwo jest spiskować politycznie, wzniecać rewolucje lub knuć terrorystyczne plany. Dlaczego ludzie, którzy pragną studiować i pracować, nie chcą się zarejestrować, zwłaszcza że to warunek podjęcia legalnej pracy?” – pyta „Magyar Nemzet”.
PAP