Wojskowi specjaliści spenetrowali teren, na którym kilkadziesiąt metrów pod ziemią ma znajdować się legendarny Złoty Pociąg ze skarbami nazistów.
Tajny raport z oględzin trafił już na biurko szefa MON, który lada dzień zdecyduje, jak szybko zostaną podjęte dalsze działania.
Czyżby licząca ponad 70 lat zagadka zaginionego w okolicach Wałbrzycha pociągu ze skarbami III Rzeszy była bliska rozwiązania? To bardzo prawdopodobne, skoro do poszukiwań zostało zaangażowane wojsko. – W zeszły piątek nasi żołnierze dokonali rekonesansu miejsca, w którym ma znajdować się pancerny skład – powiedział nam ppłk Artur Goławski, rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Jak dodał, z oględzin miejsca powstał już raport, który trafił na biurko szefa MON. To właśnie on zdecyduje, jak szybko zostaną podjęte dalsze prace.
Co zawiera raport? To tajemnica. Wiadomo tylko, że żołnierze szukający pociągu, w którym Niemcy mogli ukryć złoto i kosztowności, posługiwali się aparaturą „inną niż ta posiadana przez geologów”. Na poszukiwania wydał zgodę MON.
Tę lawinę uruchomiło dwóch poszukiwaczy skarbów – Piotr Koper i Andreas Richter, którzy dokonali prawnego zgłoszenia znaleziska, zastrzegając sobie10 procent znaleźnego. Twierdzą, że dysponują niezbitymi dowodami na istnienie pociągu, m.in. wiarygodnymi relacjami świadków i georadarowym zdjęciem przedstawiającym ukryty pod ziemią skarb.
Na te rewelacje zareagowała w minioną sobotę Dolnośląska Grupa Badawcza, czyli stowarzyszenie zrzeszające wielu poszukiwaczy skarbów. Oburzony zarząd grupy oskarżył Kopera i Richtera o przywłaszczanie sobie praw do potencjalnego znaleziska i wykluczył ich ze swych szeregów. Pojawiły się też podejrzenia, że zdjęcie z georadaru przedstawione przez odkrywców pociągu to fotomontaż! Oni sami kategorycznie odmawiają jakichkolwiek komentarzy.
se.pl