Trudno było o większego wroga PO, niż Ludwik Dorn. Był wicepremierem u Jarosława Kaczyńskiego, przez lata wiernie mu towarzyszył. I wylewał kubły pomyj na Platformę.
Tak samo jak Grzegorz Napieralski, który pluł na partię Tuska i Kopacz z lewej strony. Teraz jednak obaj panowie schowali dawne poglądy głęboko do kieszeni, i posłusznie zameldowali się u premier na listach wyborczych. Ideały ideałami, ale do Sejmu trzeba jednak wejść, bo z czego żyć, jak się niczego innego nie umie?
– Pani minister Kopacz to taka chodząca nicość – wyzłośliwiał się w 2009 r. Ludwik Dorn w swojej książce „Rozrachunki i wyzwania”. A lewicowiec Napieralski? Cóż, jeszcze w lipcu grzmiał, że „przechodzenie z partii lewicowej do PO byłoby albo łamaniem własnych zasad, albo świadczyłoby o braku takich zasad, idei”.
W środę obaj potulnie, z przyklejonymi uśmiechami pojawili się na radzie krajowej PO, wdzięcząc się do Ewy Kopacz i wychwalając otwartość Platformy Obywatelskiej. – Wierzę głęboko, że to, co się dzieje, to początek czegoś nowego, czegoś szerszego, otwartego – kadził Napieralski. Dorn zaś z kamienną miną wypowiadał nadęte frazesy. – Dla dobra Polski, dla dobrej i bezpiecznej zmiany, wybieram PO – mówił były zaufany Jarosława Kaczyńskiego.
Sami politycy PO nagle pokochali swoich dawnych wrogów. – Przychodzi taki moment, kiedy warto zakopać stare podziały – skomentował rzecznik rządu Cezary Tomczyk na antenie radiowej Trójki. – To symbol powrotu do gry skrzydłami – stwierdził z kolei szef MSZ Grzegorz Schetyna (52 l.) na antenie TVP Info. Dodał że ten transfer to „strzał w dziesiątkę”, bo jest za tym, by wykorzystywać wiedzę doświadczonych polityków.
Największego ubawu dostarczył jednak Stefan Niesiołowski. Kiedyś wymyślał Dornowi i Napieralskiemu od kanalii i nieuków. Teraz cytował Wesele Stanisława Wyspiańskiego, powtarzając „Myśmy wszystko zapomnieli, myśmy wszystko zapomnieli”.
Wszyscy zadają sobie jedno pytanie: po co Ewie Kopacz takie osobistości jak Dorn czy Napieralski? Bo dla nich odpowiedź o sens tej wolty jest prosta: bez Platformy nie mają szans na kolejne cztery lata w parlamencie.
fakt.pl