Czy Prezydent Andrzej Duda wyciągnie wnioski z faktu, iż zachodni wrogowie „dyktatury” Władimira Putina krzyczą równie głośno o „faszyźmie” na Węgrzech i o „anty-demokratycznym” charakterze IV RP świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego?
Gdy znany na Zachodzie rusofob, pani Anne Applebaum, powieliła na swoim twitterze wpis o „trollach” internetowych Prezydenta Andrzeja Dudy, uwagę zwrócił fakt, że tym samym określeniem stale nazywa ona „internetowych trolli Władimira Putina”. Kolejny wpis pani Applebaum mówi wszystko: „W Waszyngtonie pytają mnie, czy nowy Prezydent Polski będzie tak samo zły jak Wiktor Orban?”
Można odnieść wrażenie, że każdego patriotę ze wschodu nazywa się groźnym trollem, jeżeli narazi się imperium atlantyckiemu. Oczywiste jest, że nie wolno ocenić całokształtu czyjegoś myślenia na podstawie wpisów na Twitterze. Jednak pani Applebaum wypracowała dla siebie wyjątkową jak na Polskie warunki reputację. Na arenie międzynarodowej jest zagorzałym przeciwnikiem Rosji. Na arenie krajowej jest zagorzałym przeciwnikiem Prawa i Sprawiedliwości. Nad tym paradoksem warto się pochylić, szczególnie jeżeli jest się Prezydentem Andrzejem Dudą.
Jest to o tyle ciekawe zestawienie, o ile istnieje pozorna zbieżność interesów i sympatii pomiędzy środowiskiem PiS a środowiskiem pani Applebaum. Oba środowiska zdają się być wrogo nastawione wobec Rosji i przekonane o konieczności Amerykańskiej hegemonii światowej. Skąd więc trwała wrogość między nimi?
Zgadzając się z określeniem „trolli” jako opisu dla zwolenników Pana Prezydenta i zastanawiając się, czy będzie on równie „zły” co Premier najbardziej zasłużonych przyjaciół Polski w Europie jakimi są Węgry, pani Applebaum musi być świadoma, że jej czytelnicy śledzą jej myśl polityczną i zauważyli, że określenia „troll” używa w sposób ścisły.
Dla pani Applebaum, trollem nie jest ten, kto irytuje czy bluźni w przestrzeni wirtualnej, lecz ten, kto pobiera pieniądze od Kremla i stanowi część tajemniczej sieci mrocznych sługusów Władimira Putina. Kto czyta i śledzi działalność polityczną pani Applebaum od jakiegoś czasu, ten wie: „troll” jest dla niej terminem ścisłym. Nic zatem dziwnego, że pani Applebaum nie akceptuje autentycznych zwolenników Pana Prezydenta Dudy, tak jak nie przyjmuje do wiadomości istnienia autentycznych zwolenników PiS. Określa ich mianem „trolli” i potępia na równi z „trollami Putina.”
Sam pan Norman Davis, wyraźnie zapomniawszy, że jest gościem a nie gospodarzem, ośmielił się kiedyś na stwierdzenie, że PiS jest kultem. Wśród warstwy zachodnich „przyjaciół” Polski ewidentnie dominuje domniemanie własnejwyższości. Pani Applebaum zapewne uważa, że skoro przeciętny Polak nie dostał nagrody Pulitzera za wypociny na temat „Wschodniej Europy” to wie mniej niż ona na temat własnego narodu i winien być jej uległy w kwestiach własnego bezpieczeństwa narodowego.
PiS reprezentuje tę Polską niezłomność, która utrudniała życia Marszałkowi Dwóch Narodów i tak jak nie chciała przyjąć Rokossowskiego jako swego, tym bardziej nie przyjmie pani Applebaum, która w przeciwieństwie do Pana Marszałka nie ma zupełnie z Polską nic wspólnego prócz męża.
Mimo swego anty-komunizmu, PiS jest wyrazicielem pewnej kultury, która wyrosła na glebie komunizmu, bardzo wyjątkowej kultury chrześcijańskiej solidarności z drugim człowiekiem która nie znajduje odpowiednika na zachodzie, i która paradoksalnie rozkwitać mogła tylko w warunkach wspólnego doświadczenia komunizmu. Ta kultura Solidarności jest obca pani Applebaum i obca Amerykańskiej myśli imperialnej.
Czy się komuś podoba czy nie, PiS jest wyrazicielem myśli i sentymentów dużej części narodu Polskiego. Polscy przeciwnicy PiSu widzą w PiSie wyraziciela najgorszych polskich myśli i sentymentów, lecz żaden z nich nie uważa PiS za twór obcy. Najbardziej zagorzały Polski krytyk PiSu widzi w nim po prostu odbicie wszelkich wad narodowych i katolickich.
Sam elektorat PiSu jest zaś mieszanką elektoratu lewicy robotniczej w duchu związku zawodowego Solidarność i katolickiej prawicy, złączonych patriotyzmem. Stosunek PiSu do Rosji jest wykładnią autentycznych polskich obaw względem Rosji, sięgających pokolenia wstecz oraz naiwnych polskich nadziei względem świata anglo-amerykańskiego sięgających lat I i II Wojny światowej.
Każdy Polak czy Rosjanin pragnący polepszenia stosunków pomiędzy obydwoma państwami rozumie, że warunkiem jest stałe wyjście naprzeciw tych polskich obaw (i analogicznych rosyjskich obaw) a nie ich bagatelizowanie. Nie jest możliwa żadna trwała naprawa stosunków przy jednoczesnym lekceważeniu obaw wyrażanych przez elektoratu PiSu.
Zatem w czyim interesie jest bagatelizowanie sentymentów i Polaków popierających Prezydenta Dudę i Rosjan popierających Prezydenta Putina? Kto zyska na wmawianiu ludziom, że ich polscy i rosyjscy zwolennicy nie istnieją, że są płatnymi „trollami” w internecie piszącymi to co im Kaczyński czy Kreml każą? Kto zyska na utrwaleniu konfliktów polsko-rosyjskich a zarazem minimalizowaniu znaczenia polskich racji reprezentowanych przez Prezydenta Dudę tak jak robi to pani Applebaum?
Oczywistym faktem jest to, że Imperium Amerykańskie dąży do eliminacji znaczenia stronnictw politycznych w obcych państwach, które to stronnictwa wyrosły na gruncie kultury i historii danego narodu. Warunkiem dominacji hegemonii amerykańskiej demokracji jest homogenizacja podporządkowanych państw. W przeciwieństwie do rosyjskiej polityki wielobiegunowego świata, USA nie tolerują unikalnych kultur narodowych.
Pozorna „Pro-Amerykańskość” PiSu jest w rzeczywistości odruchem anty-rosyjskim. Odruch anty-rosyjski istniał w Polsce na długo przed zaistnieniem Stanów Zjednoczonych. Jest funkcją Polskich obaw będących wynikiem trudnej historii Polsko-Rosyjskiej. Stosunek PiSu do Ameryki jest odzwierciedleniem historycznych tendencji dużej części Polskich elit, którzy szukając łatwego i szybkiego rozwiązania spraw najtrudniejszych dali się wykorzystać obcym państwom, byle by przeciwko Rosji — nawet za cenę Polskiej racji stanu.
Dla Stanów Zjednoczonych, Polskość Prawa i Sprawiedliwości jest i będzie równie nie do zniesienia, co Polskość rządu emigracyjnego w Londynie dla Churchilla. Zachód odwróci się plecami do PiSu tak jak Churchill odwrócił się do Mikołajczyka. Już raz to widzieliśmy, gdy wobec śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Polacy nie doczekali się obecności Amerykańskiego Prezydenta na jego pogrzebie (i nie docenili obecności Prezydenta Medwiediewa).
Pani Applebaum, sugerująca, że zwolennicy Prezydenta Dudy są trollami, wyraziła ten ogólnie panujący stosunek Amerykańskiej demokracji do reszty świata, którego podsekretarz stanu Victoria Nuland streściła w pamiętnych wulgaryzmach na temat Unii Europejskiej. Ta Amerykańska pogarda jest zaś funkcją pychy demokratycznej połączonej z ignorancją.
Pani Applebaum, która mimo wszystko jest gościem w Polsce, pozwala sobie na zbyt dużo nazywając zwolenników Prezydenta Dudy „trollami”. Przekracza granice wyznaczone wyłącznie dla rdzennych Polaków, którzy mają naturalne prawo dzielić się na „lemingi” i „mohery” by zaraz potem wspólnie uczestniczyć w Eucharystii.
Gość, nawet honorowy, nie ma prawa wyrażać się w ten sposób o gospodarzu, co dopiero wprowadzać nowe określenia typu 'trolle’ wobec zwolenników Prezydenta Polski. Tacy goście sami stają się trollami. Przestają słuchać, bo wydaje im się, że nagroda Pulitzera za wypociny o „Europie Wschodniej” stawia ich wyżej niż Polacy i Rosjanie których opisuje i dzięki którym miała okazję poznania kultury tej części świata.
Pytanie tylko, czy Prezydent Andrzej Duda zda sobie sprawę z faktu, że język pogardy stosowany przez panią Applebaum wobec PiSu i Premiera Orbana jest tym samym językiem pogardy jaki ta pani stosuje wobec Prezydenta Putina i Federacji Rosyjskiej? Czy Prezydent Duda wyciągnie wniosek z faktu, że za Zachodnią krucjatę przeciwko Rosji na Ukrainie płaci Polska? Czy rozumie, że liberalny Zachód nienawidzi Rosję za dokładnie te same powody, za jakie trzyma na dystans PiS i Polskę którą PiS reprezentuje?
Wszyscy, którym zależy na poprawie stosunków Polsko-Rosyjskich, rozumieją, czym mogą grozić rządy PiSu. Jednak Prezydentura Andrzeja Dudy może stać się najlepszą szansą na nowe i trwałe otwarcie na wschód. Śwp. Lech Kaczyński miał wielką szansę na odbudowę Polsko-Rosyjskiej przyjaźni. Nikt w Polsce nie byłby w stanie oskarżyć Lecha Kaczyńskiego o uległość czy zdradę gdyby ten nawiązał dobre relacje z ówczesnym Prezydentem Medwiediewem. Równie mało prawdopodobne wydaje się perspektywa społecznej dezaprobaty gdyby Panu Prezydentowi Dudzie udało się nawiązać relacji na najwyższym szczeblu z Federacją Rosyjską. W Ameryce mówiono, że tylko wielki patriota i antykomunista Nixon mógł pojechać do Chin. Analogicznie, tylko wielki patriota i antykomunista Duda może pojechać do Moskwy nie tracąc przy tym wiarygodności.
Najwyższy czas przestać walczyć o przewroty zachodnie na wschodzie i zadbać o Polskie interesy narodowe: mniejszości Polskie na Ukrainie i na Białorusi potrzebują niezwłocznej, efektywnej pomocy. Mniejszości Polskie na wschodzie nie potrzebują powrotu do rzezi i krwawych konfliktów XX wieku, które fundują Amerykanie pokroju Anne Applebaum na Ukrainie. Czas najwyższy powołać wielką konferencję państw byłego Układu Warszawskiego w celu rozpoczęcia wschodniego dialogu o wschodnich sprawach.
Prezydent Duda ma szansę przejść do historii jako ten, który zbudował przyjaźń wolnych narodów wschodnich w XXI wieku tam, gdzie w XX wieku było tyle cierpienia. Czy skorzysta z tej możliwości i będzie uczył się na błędach Lecha Kaczyńskiego czy też będzie je ślepo powtarzał? Czas pokaże. Biada Polsce, jeżeli horyzont jej potencjału politycznego wyznaczają rusofobia pani Applebaum z jednej strony a rusofobia Prawa i Sprawiedliwości z drugiej.
Bogusław Jeznach