Pan Andrzej Duda – prezydent RP, ma przed sobą bardzo trudne, a zarazem ważne zadanie jakim jest uczestnictwo w polityce zagranicznej państwa.
Trzeba pamiętać, że w polskim modelu konstytucyjnym, wyrazicielem polityki zagranicznej jest Rada Ministrów Rzeczpospolitej. Rolą prezydenta jest realna kohabitacja w tych procesach – w warunkach obecnej koalicji rządzącej.
Słowa nowego pana prezydenta o inspirowaniu się polityka tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego z jednej strony źle wróżą, albowiem polityka Lecha Kaczyńskiego była nacechowana emocjonalnym prometeizmem, z drugiej jednak strony również cechowała ją odrobina zdrowego pragmatyzmu, która nakazywała „nie drażnić niedźwiedzia”. Lech Kaczyński, – czego by o nim nie powiedzieć, był bowiem jednak realistą i doskonale rozumiał istotną dysproporcję pomiędzy Polską i wszystkimi innymi państwami regionu a Federacją Rosyjską. Niestety zamiast promować Realpolitik był zwolennikiem wciągania na siłę USA, do spraw Europy Środkowej, co nie mogło podobać się ani w Berlinie, ani w Moskwie – a widać jak dramatycznie skończyło się dla Ukrainy. Pamiętajmy, że politykę trzeba oceniać po dokonaniach, a nie po deklaracjach. Co z tego, że pan Lech Kaczyński miał wizję, bo rzeczywiście taką miał jeżeli chodzi o prowadzenie polityki wschodniej i nie była ona tak zabójczo naiwna jak to, co potem zrobił pewien minister spraw zagranicznych, którego nazwisko najlepiej ze wstydu zapomnijmy. Jednak to nie była polityka obliczona na realia, to była polityka zakładająca KONFRONTACJĘ. Oczywiście w narracji pana Kaczyńskiego to miała być konfrontacja wynikająca z rzekomo agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej dążącej rzekomo do odbudowy ZSRR. Znamy jego słynną tezę, w której mówi o kolejności państw, wobec których Rosja wykazywać miała agresywne zachowania, poczynając od Gruzji, a kończąc na Polsce.
W jakiej mierze pan prezydent Duda chciałby się tutaj wzorować, czy też opierać na dziedzictwie pana Kaczyńskiego? Rzeczywistość bardzo się zmieniła, dotyczy to zwłaszcza samej Ukrainy, która dokonała wyborów zmieniających jej ustrój w oligarchiczno-korporacyjną dyktaturę o feudalno-militarnym charakterze, w której przemoc zastępuje prawo. To wyklucza ten kraj z jakiejkolwiek integracji politycznej z Unią Europejską, zresztą nie widać jakoś, żeby Zachód chciał się na Ukrainie angażować finansowo, albowiem koszty zaangażowania i związane z nim ryzyko są 100% – nie ma żadnych gwarancji zwrotu kapitału. Dobrze, że mając tego świadomość pan Duda nie wymienił z nazwy państwa ukraińskiego w swoim przemówieniu, to bardzo ważne, żeby oderwać kojarzenie Ukrainy od kojarzenia Polski, tak bardzo jak bardzo się tylko da, albowiem ani Ukraińcy nam niczego nie zaoferowali, ani my nie mamy tam żadnych poważniejszych interesów. Dlatego trzeba być naiwnym szaleńcem, żeby ponosić konsekwencje, czegoś z czego nie ma się żadnych zysków, a kwestią otwartą są kolejne straty.
Pan Duda mówił o generalnie i szeroko rozumianej koncepcji międzymorza. Poczynając od Bałtyku, poprzez Adriatyk a na Morzy Czarnym kończąc, to znana w literaturze koncepcja ABC. Co więcej, pan Duda przypomniał potrzebę odtworzenia współpracy subregionalnej w ramach Grupy Wyszehradzkiej, to bardzo ważne albowiem zdanie naszych słowackich, czeskich i węgierskich przyjaciół jest bardzo ważne, nie można będąc w Unii Europejskiej, realizować innej polityki niż wszyscy inni, albowiem to może skończyć się – w skrajnym przypadku – mniej więcej tak, jak we wrześniu 1939 roku.
Jednak problem polega na tym, że nikt w Europie centralnej nie przeciwstawi się Niemcom i Francji, ponieważ wiele można o tutejszych politykach powiedzieć, że nie są szaleńcami. Co więcej, budowanie czegokolwiek, wymaga żeby móc cokolwiek zaoferować partnerom, a co my możemy zaoferować Rumunii, Bułgarii, albo Węgrom? Interesy mamy wspólne, ale na innej płaszczyźnie niż budowanie frontu rusofobii i szaleństwa, co w końcu rządzący w Warszawie powinni zrozumieć.
W ostateczności, nawet jeżeli dodalibyśmy potencjały wszystkich krajów Europy Środkowej – od Estonii, po Słowenię i Bułgarię, to i tak militarnie nadal jesteśmy słabsi od… Kaliningradu, a na Kaliningradzie Państwo Związkowe Rosji i Białorusi się nie kończy, tylko zaczyna – no chyba, że patrzymy z Kamczatki, to rzeczywiście wówczas się kończy, ale to nie zmienia generalnej skali optyki.
W polityce wschodniej trzeba być nastawionym realistycznie, trzeba uwzględniać nie tylko zachowanie się Rosji i innych graczy, ale przede wszystkim sposób postrzegania spraw przez Berlin i Paryż, a co za tym idzie resztę Unii. Oni już popełnili błąd, którego kwintesencją było wysłanie pewnego niestety ministra spraw zagranicznych, pewnego kraju do Kijowa. Więcej ten pan już tam potem nie pojechał (w tym samym charakterze z ministrami krajów unijnych), a jego kraj został pominięty we wszelkich kolejnych ustaleniach. To samo w sobie jest wymowne, nie trzeba niczego więcej, żeby zrozumieć, to jak Niemcy postrzegają problem. Właśnie o to chodzi – „problem”.
Zobaczymy, jakie są pomysły na politykę wschodnią pana Andrzeja Dudy. Jesteśmy przed istotną szansą na wyprostowanie wcześniejszych błędów poprzedników.
obserwatorpolityczny.pl