Małoletnie dzieci potrzebują szczególnej ochrony i pomocy ze strony dorosłych, środowiska rodzinnego, atmosfery szczęścia, miłości i zrozumienia, w trosce o ich harmonijny rozwój i ich przyszłą samodzielność życiową….
Wzruszyłem się, czytając te słowa, które Kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie skierował do sądu w Nisku, prosząc o umieszczenie w domu dziecka dwójki rodzeństwa w wieku 7 i 5 lat. Szczęścia, miłości… pięknie napisane!
Sąd uwzględnił prośbę kierownika i dodał własne, też jakże piękne słowa – że to zapewni dzieciom ciepło i domowa atmosferę, co jest ważne ze względu na ich wiek i prawidłowy rozwój.
Bóg nie może być wszędzie, dlatego wynalazł matkę – napisał Matthew Arnold.
W postanowieniu sądu matki nie ma, sąd o tym wynalazku Pana Boga nawet się nie zająknął. A matka jest,tyle tylko, że Bóg ja dzieciom dał, a sąd zabrał.
Matkę zabrano dzieciom kilka miesięcy wcześniej. Sad umieścił dzieci w domu dziecka, chociaż matka w żaden sposób nie krzywdziła ani nie zaniedbywała swoich dzieci. Owszem, sama była ofiarą przemocy ze strony jej partnera, ale dzieci kochała, psycholodzy z RODK stwierdzili między matką i dziećmi „wzajemnie pozytywna więź emocjonalna”.
Tej matce dzieci zabrano najpierw do domu dziecka odległego o 15 kilometrów od domu. Zrozpaczona kobieta odwiedzała swoje dzieci codziennie, okazyjnymi samochodami jeździła tam nawet w zaawansowanej ciąży z kolejnym dzieckiem. I błagała, by jej oddać dzieci.
Wtedy, w celu zapewnienia dzieciom szczęścia, miłości i zrozumienia, dla dostarczenia im ciepła i domowej atmosfery – dzieci zostały umieszczone w domu dziecka odległym 80 kilometrów od domu. Teraz matka – ten przedziwny wynalazek Pana Boga – bierze na ręce najmłodsze niemowlę, zatrzymuje okazyjne samochody – i jedzie do swoich dzieci, mimo wszystko jedzie. Płacze, czasem wyje z bezsilności – ale jedzie.
Być może wkrótce i najmniejsze dziecko jej zabiorą. Uznają, że się z nim szlaja, zatrzymuje w lesie samochody…
Matka błaga sąd w Nisku, żeby jej oddał dzieci. Cała Polska słyszała to błaganie, w programie „Sprawa dla reportera”. A sąd jest nieugięty, trzyma dzieci i nie puszcza, a wszystko to w imię szczęścia, miłości i zrozumienia.
Ja już nie wiem – świat oszalał, czy może ja sam zwariowałem. Strach się bać, jeśli o losach dzieci decydują ludzie, dla których dom dziecka, jest oazą szczęścia, miłości i zrozumienia.
Dlatego tak chętnie te dzieci uszczęśliwiają, a one głupie płaczą, nie rozumiejąc, że są szczęśliwe.
PS. Proszę Kolegium Sędziów w Tarnobrzegu, by i tej mojej publikacji nie przeoczyło i koniecznie zapisało ją w księdze nienawiści, którą to nienawiść zdaniem kolegium rozsiewam.
PS. PS. Pani Katarzyna powiadomiła mnie, że jedno z jej dzieci ma w domu szczęścia i zrozumienia naderwane uszy. Przysłała zdjęcia. Zawiadomiłem prokuraturę.
Janusz Wojciechowski