Nowo odkryte dokumenty rządu z lat 80. pokazują, jak lekceważył on doniesienia o pedofilii wśród polityków. Sprawę jednego z posłów zamknięto, bo zapewnił, że jest niewinny.
Na policyjnej liście niemal 1,5 tys. podejrzanych o molestowanie dzieci w Wlk. Brytanii w ostatnich dekadach jest 76 polityków. Tylu przynajmniej było w maju, bo dochodzenie zatacza coraz szersze kręgi.
Peter McKelvie, emerytowany szef grupy broniącej praw dziecka, który przez ponad 20 lat badał oskarżenia przeciw słynnym osobistościom, zdradził swego czasu, że mniej więcej 20 podejrzanych to posłowie i lordowie. Konserwatyści, laburzyści i liberalni demokraci. Niektórzy od dawna nie żyją, inni podobno wciąż działają w polityce. 20 kolejnych było zamieszanych w tuszowanie pedofilii.
Znane są nazwiska tylko niektórych, np. nieżyjącego już posła liberałów Cyrila Smitha, który przez wiele lat wykorzystywał seksualnie nastoletnich chłopców. W marcu były policjant z grupy rozpracowującej siatkę pedofilską powiedział programowi „Newsnight” BBC, że na początku lat 80. Smith był nawet aresztowany, ale wypuszczono go w ciągu kilku godzin. Policjanci musieli przekazać dowody szefom i zachować milczenie.
Nowo odkryte dokumenty z rządowych archiwów pokazują, jak bardzo gabinet Margaret Thatcher lekceważył doniesienia o pedofilii. W listopadzie 1986 r. ówczesny szef kontrwywiadu MI5 pisał rządowi o pewnym pośle oskarżanym o „upodobanie do małych chłopców”: „Na obecnym etapie większe jest raczej ryzyko skompromitowania rządu niż naruszenia bezpieczeństwa narodowego”. O ryzyku dla samych dzieci nawet się nie zająknął.
Dochodzenie w sprawie owego parlamentarzysty, którego nazwisko nie pojawia się w dokumencie, skończyło się, gdy zapewnił, że nie jest pedofilem.
Zdaniem Petera Wanlessa, szefa Narodowego Stowarzyszenia ds. Przeciwdziałania Okrucieństwu wobec Dzieci (NSPCC), dowodzi to, że w latach 80. sprawom ich molestowania „poświęcano znacznie mniej uwagi, niż oczekiwalibyśmy tego dzisiaj”.
Norman Tebbit, minister w rządzie Thatcher, powiedział niedawno, że przedstawiciele establishmentu chcieli przede wszystkim „chronić system”, nawet jeśli wiedzieli, że „tu i tam parę rzeczy poszło nie tak”.
„Kto miał kłopoty, przychodził do whipów [przekonują członków partii do głosowania zgodnie z wolą lidera] i mówił prawdę. Mogło chodzić o długi, skandal z udziałem małych chłopców, jakikolwiek skandal. Przychodził i pytał, czy możemy pomóc. Oczywiście mogliśmy (…). Jeśli raz wyciągniesz takiego gościa z kłopotów, będzie zawsze robił to, czego od niego oczekujesz” – opowiadał już w 1995 r. w filmie BBC konserwatysta Tim Fortescue.
Obszerne dossier oskarżeń wobec polityków zgromadził już w latach 80. inny konserwatysta Geoffrey Dickens. Przekazał je ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych Leonowi Brittanowi, jednak nie jest jasne, czy ten należycie się nim zajął. W 2013 r. kontrola w resorcie ujawniła, że aż 114 dokumentów zaginęło lub zostało zniszczonych.
Teraz się okazuje, że w nowo odkrytych teczkach przewija się w kontekście oskarżeń o pedofilię nazwisko samego Brittana, podobnie jak kilku innych wysoko postawionych polityków: sekretarza Margaret Thatcher sir Petera Morrisona, b. ministra sir Williama van Straubenzee i b. dyplomaty sir Petera Haymana (wszyscy już nie żyją). Nie wiadomo jednak, jaka jest treść tych dokumentów.
O skłonnościach Brittana plotkowano już w latach 80. – aż do czasu, gdy czasopismo „Private Eye” opublikowało głośny artykuł przekonujący, że sprawa ma drugie dno. Otóż plotki mieli rozpuszczać agenci kontrwywiadu chcący zdyskredytować Brittana i nie dopuścić do reformy MI5 po serii wpadek. Oskarżenia ucichły i wróciły dopiero po jego śmierci w styczniu 2015 r., gdy dwie osoby oznajmiły, że były przezeń molestowane.
W listopadzie 2014 r. niezależna komisja orzekła, że nie ma dowodów na to, by MSW celowo gubiło lub niszczyło dokumenty w celu zatajenia niecnych czynów polityków; co nie oznacza jednak, że tak nie było. Obecna szefowa resortu Theresa May zarządziła wówczas drugie, szersze śledztwo. Początkowo miała kierować nim Fiona Woolf, ale musiała ustąpić, bo okazało się, że… jest sąsiadką i przyjaciółką żony Brittana. Jej miejsce zajęła osoba dosłownie i w przenośni maksymalnie oddalona od brytyjskich układów – sędzia Lowell Goddard z Nowej Zelandii.
Ani nominacja Woolf, ani odnalezienie nowych dokumentów po zakończeniu śledztwa pierwszej komisji na pewno nie pomagają jednak przekonać opinii publicznej, że rząd naprawdę robi wszystko, by wyjaśnić sprawę.
Maciej Czarnecki