Podczas zimnej wojny brytyjski rząd wykorzystywał niczego nieświadomą ludność jako króliki doświadczalne do biologicznych oraz chemicznych eksperymentów na znacznie większą skalę, niż dotychczas sądzono – donosi independent.co
W trakcie ponad 750 tajnych operacji, setki tysięcy Brytyjczyków poddawanych było sekretnym atakom biologicznym i chemicznym, które przeprowadzane były za pomocą lotnictwa, marynarki oraz pojazdów naziemnych.
Dotychczas historycy sądzili, że tego typu operacje były rzadkością. Nowe badania, prowadzone przez Ulfa Schmidta, profesora Historii Współczesnej na Uniwersytecie w Kent, ujawniły, że brytyjskie siły powietrzne zrzucały tysiące kilogramów środków chemicznych o nieznanym potencjale toksycznym. Zrzuty miały być dokonywane w rejonie miejscowości Salisbury w hrabstwie Wiltshire, Cardington w hrabstwie Bedfordshire oraz Norwich w hrabstwie Norfolk.
Znaczne ilości toksyn zostały rozprowadzone również w części kanału La Manche oraz Morza Północnego. Nie wiadomo, czy i w jakim stopniu ucierpiały w ramach tych działań angielskie i francuskie miejscowości nadmorskie.
Jak podaje independent.co, około 4600 kg m.in. siarczku kadmu (dziś uznawanego za potencjalnie rakotwórczy), rozprzestrzeniane były z samolotów, statków i ciężarówek w latach 1953-1964.
Śledztwo Schmidta – opublikowane 9 lipca w książce pt. „Secret science. A century of poison warfare and human experiments”- ujawnia, że osoby korzystające z londyńskiego metra także zostały wykorzystane jako króliki doświadczalne na znacznie większą skalę niż uważali historycy.
Nowe badania wykazały, że dotychczas nieznane próby biologiczne zostały przeprowadzone w londyńskim systemie metra w maju 1964 r. Tajna operacja – koordynowana przez naukowców z rządowego instytutu badań nad bronią chemiczną i biologiczną w Porton Down, w hrabstwie Wiltshire – dotyczyła również badań nad bakterią znaną jako Bacillus globigii.
W tamtym czasie rząd brytyjski uważał, że bakteria ta jest nieszkodliwa. Dziś uznaje się ją za jedną z przyczyn infekcji oczu, zatrucia pokarmowego oraz posocznicy. Nie wiadomo, czy przed wpuszczeniem bakterii do systemu kanalizacyjnego metra przeprowadzono odpowiednie testy.
Ujawnione badania wykazały, że część brytyjskich naukowców zaangażowanych w eksperyment miało poważne wątpliwości po wcześniejszych testach, które przeprowadzono w terenie.
Jeden z nich – z udziałem żywej bakterii dżumy – został przeprowadzony na zachodnim wybrzeżu Szkocji w 1952 roku. Od dawna było wiadomo, że przypadkowy kuter rybacki przepłynął przez zakażony obszar i władze obawiały się, że załoga może ulec zakażeniu.
Eksperymenty z bakterią dżumy, choć prowadzone na morzu, odbywały się zaledwie kilka kilometrów od jednej z wysp Zachodnich Wysp Hebrydów Zewnętrznych w Szkocji, której populacja wynosiła wówczas kilka tysięcy mieszkańców.
W regionie, w którym prowadzono działania, wiatr zazwyczaj wieje z dala od wybrzeża. „Jeśli jednak wiatr zmieniłby kierunek, tysiące mieszkańców wysp zostałoby zarażonych” – informuje w książce profesor Schmidt.
Po incydencie z kutrem rybackim, naukowcy nie chcieli przeprowadzać kolejnych eksperymentów w regionie Wielkiej Brytanii. Premier Winston Churchill zatwierdził zatem plan prowadzenia badań na terenie Bahamów, zamorskiego terytorium Zjednoczonego Królestwa.
Naukowcy uznali, że Bahamy są najlepszym miejscem na powierzchni Ziemi do przeprowadzania niczym nieograniczonych eksperymentów chemicznych i biologicznych.
W 1954 roku rząd brytyjski wysłał badaczy z biologicznych oddziałów bojowych w region niezamieszkanej wyspy na Bahamach, aby przeprowadzili doświadczenie z wykorzystaniem niebezpiecznych wirusów wenezuelskiego końskiego zapalenia mózgu. Wirusy te są zdolne do wywołania u ludzi wysokiej gorączki, długotrwałych bólów głowy, mogą też doprowadzić do śmierci.
W swej książce profesor Schmidt ujawnia, że rząd brytyjski uważał, że idealnym miejscem do prowadzenia badań jest także Nigeria, kolejna zamorska posiadłość Wielkiej Brytanii. W okolicy zwanej Obanaghoro, w południowym regionie kraju, cztery brytyjskie misje badawcze spędziły w sumie 15 miesięcy, badając potencjalne skutki dużych ataków z udziałem eksperymentalnej broni gazowej. Zaletą lokalizacji było także to, że badania prowadzono w tropikalnym środowisku oraz, co oczywiste, z dala od Wielkiej Brytanii i Australii.
Nie ustalono, czy lokalni mieszkańcy (w tym także personel pomagający brytyjskim naukowcom) doznali jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu w wyniku eksperymentu.
Historycy dotychczas nie byli w stanie ustalić, kto wykonywał najbardziej niebezpieczną pracą w trakcie badań. Nie ustalono również, w jakim stopniu zakażeniu uległy tereny, na których pracowali naukowcy oraz czy pobliskie wioski i szkoły ucierpiały na skutek toksycznych chmur, powstałych w trakcie prowadzonych badań.
– Rządowe dokumenty, do których uzyskałem dostęp, wymownie milczą na ten temat – twierdzi Uli Schmidt. – Urzędnicy mieli odpowiednie powody, dla których eksperymenty zostały zakazane na terenie Wielkiej Brytanii. Dlatego też wszystkie dokumenty i zdjęcia dotyczące testów prowadzonych w Afryce zostały uznane za szczególnie delikatne – dodaje naukowiec
Badania profesora Schmidta ujawniają również ogromną skalę, na jaką prowadzone były testy broni chemicznej prowadzone przez ochotników z brytyjskich służb na terenie Wielkiej Brytanii.
Jego śledztwo odkrywa, że przeprowadzono około 30 tysięcy tajnych eksperymentów z udziałem broni chemicznej, głównie w terenie Porton Down (wojskowym centrum naukowym). Eksperymenty te prowadzono pomiędzy 1945 a 1989 rokiem i zaangażowano w nie ponad 14 tysięcy brytyjskich żołnierzy. Profesor Schmidt uważa, że w większości przypadków nie byli oni odpowiednio informowani o naturze doświadczeń i nie mogli podjąć odpowiednio świadomej decyzji na temat potencjalnego udziału.
onet.pl