Zawsze ktoś nam wprowadza obce ideologie

 Jeden z kandydatów na prezydenta zarzucił jedynie słusznej partii rządzącej, że tylnymi drzwiami (czy jakoś w ten sposób), wprowadza do Polski obce treści ideologiczne.

Naprawdę trudno jest o większą nadinterpretację rzeczywistości, albowiem co to znaczy w ogóle obce treści ideologiczne? Czy my tutaj nad Wisłą kiedykolwiek wymyśliliśmy coś autentycznego i oryginalnego, co pozwoliłoby nam na wartościowanie nowych trendów cywilizacyjnych, jako obcych? Może chodzi o stosunek nowych treści do naszej lokalnej wersji religijności – tj., tej całej otoczki, jaką stworzyliśmy dookoła przyjętej ponad tysiąc lat temu wiary?

Sprawa jest poważna, bo chodzi o generalną możliwość interpretowania faktów, jak również rozpoznawania się nas samych w naszej własnej rzeczywistości, jako tych, co stali tu gdzie teraz i tych, co stali tam, gdzie stało ZOMO! Można się z tych rzeczy śmiać, w tym znaczeniu, że to jakieś niewinne i bez znaczenia przekomarzania się gadających głów, w istocie bez znaczenia. Jednakże problem jest realny, poważny i ma charakter cywilizacyjny. W dużym uproszczeniu chodzi o to, czy można zrównać np. chrześcijaństwo z genderyzmem? Neoliberalne kłamstwo wiele nas kosztowało na wielu płaszczyznach życia publicznego i prywatnego. Jednakże nie znalazł się jeszcze nikt na tyle odważny i zarazem oświecony, żeby co najmniej zrównać jego szkodliwość z kłamstwem faszyzmu, czy też nadużyciem w interpretacji innych totalitaryzmów.

Po pierwsze nie ma nic złego w nowych trendach filozoficznych i ideologicznych, na tyle na ile nie chcą one zmieniać powszechnie akceptowanego kodu kulturowego, który umożliwia obecną wielkość poglądów i spojrzeń na rzeczywistość. Owszem, nie ma wolności dla wrogów wolności, to podstawowe zabezpieczenie, którym należy chronić każdą kulturę – inaczej sprawy mogą się bardzo negatywnie skończyć.

Po drugie – nikt nie wyklucza ewolucji, jednak na rewolucje nie tylko większość nie ma ochoty, ale nie będzie na nią przyzwolenia. Powinni to wiedzieć przede wszystkim rzecznicy każdej zmiany, którzy poprzez swoje działania mogą spowodować, że ich koncepcje i idee nie tylko będą cenzurowane, ale wręcz mogą być w ogóle odrzucone.

Po trzecie, – kto i na podstawie, czego miałby decydować, co jest akceptowalną ewolucją, a co nie jest możliwą do zniesienia rewolucją?

W okresie kryzysu wiary i kryzysu nauk humanistycznych trzecie pytanie to wołanie na pustyni. Niestety dożyliśmy właśnie takich czasów, że czasami nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że niektóre pytania w ogóle nie powinny być zadawane, w tym znaczeniu, że do zadania pytania nie tylko trzeba mieć kompetencje, ale jeszcze powinno się ono odbywać w określonym układzie współrzędnych odniesienia. Niby, dlaczego bowiem ktokolwiek, nawet kandydat na prezydenta ma mieć prawo do kontestowania działań innych ludzi? No, albo jest wolność, albo jej nie ma! Ciężka sprawa naprawdę.

Gdyby, chociaż istniał konsensus elit, co do jednoznacznego zdefiniowania „tego co wolno”, jak również wyznaczenia granic, tego „co zabronione”. Jednak nie ma na to szans, to jest po prostu niemożliwe dzisiaj.

Być może, więc optymalnym byłoby inne wyjście? Odpowiednie przyglądanie się z dystansu wszelkim nowinkom? Tylko, kto zdecyduje na ile ten dystans zachowywać i na bazie czego? Chrześcijaństwa? Już nie jest akceptowane powszechnie. Może wartości chrześcijańskich, które generalnie są akceptowane, ale z wyjątkami? Kto będzie te wyjątki określał? Ile podziałów jeszcze na tym tle stworzymy?

Musimy się pogodzić z faktem, że zawsze ktoś nam wprowadza jakieś obce ideologie. Cóż możemy na to poradzić? Trzeba się chyba pogodzić z tym, że od samego początku naszej państwowości opieramy się na zapożyczeniach. Nie ma, po co się temu przeciwstawiać, ponieważ nagle nie wytworzymy niczego na tyle uniwersalnego, żeby zastąpić importowane ideologie, jak również nie bardzo jesteśmy w stanie z nich zrezygnować z dnia na dzień. Jednakże bezwzględnie trzeba się zgodzić z faktem, że każdy nowy kamyczek wrzucany do naszego koszyczka oznacza w praktyce – stopniową ewolucję generalnej bazy percepcyjnej, na jakiej opieramy swoją tożsamość. W realiach niemieckiej okupacji było modne hasło: „tylko świnie siedzą w kinie”. Na pewno można czerpać z dobrych przykładów.

Krakauer

 

Więcej postów