Michał Kamiński jest w rządzie raptem dwa miesiące, a już nagrabił sobie tyle, że inny na jego miejscu dawno straciłby robotę.
Ba, wielu ważnych polityków Platformy uważa, że albo w ogóle nie powinien jej dostać, albo stracić najdalej wówczas, gdy Fakt ujawnił jego kłamstwa w oświadczeniach majątkowych. Bo po zostawieniu go w rządzie afera zegarkowa Kamińskiego przestała być problemem jego samego – stała się kłopotem PO.
Kamiński jest dziś jak bomba zegarowa dla gabinetu Ewy Kopacz. Według naszych informacji, śledztwo w sprawie zatajenia prawdy w oświadczeniach majątkowych Kamińskiego – sekretarza stanu w kancelarii premiera (KPRM) – może się skończyć jeszcze przed I turą wyborów prezydenckich! Chodzi o zegarek marki Paul Picot za 37 tys. zł. Kamiński wpisał go dopiero w oświadczenie majątkowe złożone w lutym 2015 r., po przyjściu do rządu Kopacz, a Fakt udowodnił, że miał go przynajmniej od lipca 2011 roku. To sytuacja analogiczna do tej, która z wielkiej polityki usunęła innego ulubieńca premiera z PO – Sławomira Nowaka. Gdy prokuratura zdecydowała się postawić zarzuty pupilkowi Donalda Tuska, Nowak stracił i stanowisko ministra transportu, i miejsce w zarządzie partii. Po wyroku zaś, w listopadzie 2014 r., zrzekł się zaś mandatu posła. Upadek trwał zaledwie rok. A afera zegarkowa Kamińskiego wciąż tyka, bo w tej sprawie toczy także dodatkowe postępowanie w CBA.
Kamińskiego dodatkowo skompromitowała też sprawa wykorzystywania przez jego kierowcę służbowej limuzyny do prowadzenia kwiaciarni. Fakt wciąż czeka na dowody, które jasno pokażą, że minister nie wiedział o machlojach kierowcy – swojego dobrego znajomego, któremu sam załatwił pracę kierowcy w Centrum Usług Wspólnych KPRM.
fakt.pl