Każdego poranka nasz plankton polityczny wyprawia coś naprawdę dziwnego. Żyjący w przestraszeniu Pan Tomasz Siemoniak nagle oświadczył, że MON wprowadza szkolenia wojskowe dla ochotników! Każdy mężczyzna między 18. a 50. rokiem życia, który chciałby wziąć udział w ćwiczeniach, od 1 marca może zgłosić się do Wojskowej Komendy Uzupełnień.
Ale głupota naszych polityków nie zna granic i marszałek Sejmu Radosław Sikorski deklaruje, że prawdopodobnie w maju odbędzie się szkolenie wojskowe dla posłów. Słowa, jakie wypowiedział marszałek, że najlepsi zostaną sklasyfikowani do oddziałów szturmowych, można potraktować jako kolejne bzdury ufoludka politycznego.
Skąd powstał ten dziwny pomysł wysłania posłów na poligon? Sam Radek tłumaczy to tak: „Ponieważ żyjemy w niespokojnych czasach i jest takie zapotrzebowanie. Dlatego ustaliłem z ministrem obrony, że będzie możliwość wyjazdu na poligon, przejścia szkolenia, odbycia strzelania, zakończone tradycyjną grochówką. Najlepsi mogą zostać zakwalifikowani do oddziałów szturmowych. Oczywiście wiemy, że wiek poborowy kończy się na lat 50, ale minister obrony zapewnił mnie, że dla zdrowych i młodo wyglądających posłów i posłanek będą czynione wyjątki”. Te słowa odbiły się szerokim echem.
Jedni pomysł chwalą, inni negują. Mnie interesuje co innego – jak wyglądałby przebieg takiego szkolenia, a co za tym idzie jego sensowność.
Oczywiście na takie szkolenie posłowie będą musieli zostać odpowiednio wyposażeni. Mało prawdopodobne, by wszyscy byli militarystami, mieli mundury i wyposażenie. Powinni też jednolicie wyglądać, więc trzeba ich będzie ubrać. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by dostali używane rzeczy z magazynów, jak to często miało miejsce w przypadku szkoleń rezerwy. Czy dostaną w takim razie wycofywane umundurowanie wz. 93, czy może nowe wz. 2010? Czy dostaną buty i kurtki z membraną, o jakich w wielu jednostkach żołnierze mogą tylko pomarzyć? W końcu to posłowie i w byle czym nie mogą „biegać”.
Kolejny element takiego przedsięwzięcia to organizowanie pododdziałów. Czy będą to pododdziały mieszane, czy raczej drużyny składające się z członków jednej partii? Już teraz pojawiają się głosy, że jeden poseł chętnie przeczołga drugiego. By takich sytuacji uniknąć, dowódcami pododdziałów powinni zostać żołnierze. Tylko czy przypadkiem nie padną zalecenia, że należy „kursantów” traktować ulgowo?
Powiedzmy, że wszystko zostanie zorganizowane zgodnie ze sztuką wojenną. Mamy drużyny, wymagających dowódców, ruszamy na poligon. I kolejny problem. Poziom przygotowania kondycyjnego szkolonych. Gdy patrzę na zdjęcia sali sejmowej, to mam wrażenie, że w pierwszej godzinie sporo będzie ataków serca spowodowanych wysiłkiem fizycznym. W tej sytuacji może jednak należałoby ich ulgowo potraktować?
Kolejna wątpliwość to jak długo takie szkolenie miałoby trwać? Według Siemoniaka jeszcze nie ma żadnych program ćwiczeń, bo nie wiadomo ilu jest chętnych. Wątpię, że unitarka dla posłów będzie trwać miesiąc, wątpię, byśmy mogli pozbawić się Sejmu na taki termin. Więc ile? Dzień, góra dwa. Jaka jest szansa, by zapoznać się w dwa dni z trudami żołnierskiego życia? Bądźmy realistami. Pozostaje jeszcze kwestia użycia posłów na linii frontu. Sejm ma swoje zadania i jakoś nie widzę możliwości, by posłów wysłać do jednostek liniowych w razie potrzeby.
Jak dla mnie to cały pomysł ma znamiona imprezy integracyjnej dla posłów z możliwością zabawy w Indian. Tyle że imprezy na koszt MON.
Marcin Szymański