Fantastycznie się dzieje, nasze elity zdały sobie sprawę, że skończyły się proste zasoby a niewolnicy jak nie będą mogli wyjechać na wyspy na zmywak to się jeszcze tu zbuntują i pojawiła się światła, ale jakże niepopularna myśl żeby poszukać jakiejś wielkiej idei – wielkiej strategii dla Polski.
Chodzi nawet o coś więcej niż zwykłą zmianę paradygmatu rozumianą jako jego modyfikację poprzez np. zwiększenie komponentu aktywności publicznej w gospodarce itp. Tutaj katalizatorem do zmian okazała się Federacja Rosyjska, albowiem wreszcie ktoś w Warszawie, a może i nawet jego mocodawca w londyńskim City lub i nawet za wielką wodą w pełni zrozumieli, że jeżeli nie będziemy generować kasy, to nie będziemy mieć jej na nowe zabawki dla wojska, dlatego w ich dobre pojętym interesie jest spowodowanie, żebyśmy mieli nieco lepszy wynik ekonomiczny niż przeciętny.
Sprawa jest poważna, ponieważ w wyniku zmian demograficznych i systemowych dzisiejsza Europa to nie jest raj, do którego wchodziliśmy 10 lat temu, a jak patrzymy w przyszłość widzimy czarne barwy, no co najmniej szare. Jeszcze może kilka artykułów prasowych i dojdziemy do tego, że pierwsze fundusze unijne częściowo przejedliśmy, częściowo zmarnowaliśmy – nie było skoku rozwojowego, czy też cywilizacyjnego. Ledwo udało się w części terytorium kraju wyrównać zapóźnienia praktycznie 300 letnie, jednakże bez większego przemyślenia, gdyż przykładowo nadal nie udało się zbudować systemu transportowego – sieci drogowej i kolejowej, istotnie niwelującego widoczne nadal podziały porozbiorowe. Zwykła ciepła woda problemów nie wymyje i nie rozwiąże. To nie jest możliwe po tylu latach braku jakiejkolwiek polityki, czy też złych polityk sektorowych.
Same hasła w rodzaju „gonimy zachód”, albo „budujemy drugą …”, do nikogo już nie trafią, pierwsze dlatego ponieważ sami byliśmy kolonią przez ostatnie 300 lat, zamiast okradać innych my byliśmy okradani a drugie dlatego nie, ponieważ proste powielenie ścieżek rozwoju jest możliwe tylko i wyłącznie w przypadku selektywnych nisz rozwojowych. No, a z nisz – nie da się zapełnić brzuchów wszystkim, a wszyscy chcą codziennie jeść trzy razy!
Byłby czasy, że wielu uważało w Polsce, że najlepszą strategią rozwoju kraju w okresie transformacji jest brak strategii, ponieważ z samej istoty transformacji wynika trudność w formułowaniu prerogatyw rozwoju, gdyż najpierw trzeba odpowiednio posterować transformacją. Koszty takiego rozumowania są porażające, to deindustrializacja Polski, która oczywiście ma swoje dobre i złe strony, upadł cały szereg zakładów, które nie miały racji bytu, jednakże idiotycznie zmarnowano liczne szanse jak np. na budowę elektrowni atomowej, stworzenie hubu stalowo-stoczniowego, czy też wykastrowano cukrownie, zamiast zamienić je w przetwórnie biopaliw! Jednakże nie ma co wchodzić w szczegóły, albowiem gra w tej chwili toczy się w istocie o ładne foldery uzasadniające wydanie kolejnej transzy środków unijnych – o nic więcej. Po prostu trzeba wymagać od naszych polityków minimum uczciwości – na dzień dzisiejszy strategią rozwoju Polski musi być strategia efektywnego wykorzystania unijnych środków pomocowych. Przy czym jest o czym się nie mówi jest ona poważnie zagrożona, ponieważ pomysły na zbrojenie wojska mogą nas kosztować bardzo dużą cześć tej góry pieniędzy. Chodzi po prostu o transfery wewnątrz gospodarki, jeżeli bowiem wydamy pieniądze na broń, to znaczy że nie wydaliśmy ich na rozwój, chyba że uda się to połączyć. No, ale na synergię sukcesów to nie bardzo można w Polsce liczyć, o wiele łatwiej udaje się nam skumulować straty.
Zdecydowanie potrzebujemy wielkiej idei i wzniosłej strategii, jednakże musimy być na nią gotowi, w tym znaczeniu, że samo zrozumienie jakie wyzwania stoją przed naszym krajem jest już wyzwaniem intelektualnym zarówno dla elit i kierowniczego establishmentu, ale równolegle dla mas. Najpierw trzeba przygotować grunt – dyskutować, rozmawiać z ludźmi, słuchać wszelkich, nawet najbardziej krytycznych uwag, żali i trosk. W tym w szczególności przedsiębiorców – oni są najbardziej kreatywną warstwą społeczeństwa. Dopiero na tej podstawie, po jakimś czasie – jak dyskusja o przyszłości państwa zastąpi problemy w rodzaju kopulacji osiołków w ZOO i inne tematy zastępcze – dopiero wówczas powinno się zacząć dyskusję na poważnie.
Najistotniejsze w procesie formułowania tego typu strategii, czy też poszukiwania wielkiej idei – jest uświadomienie wszystkim interesariuszom systemu, że są współtwórcami planowanego sukcesu. W państwie opierającym swoje dochody na pracy ludzi, a ściślej bezdusznym łupieniu ich podatkami i wszelkiego rodzaju opłatami i składkami – bez przekonania ogółu, że to co się zamierza zrobić jest słuszne i potrzebne, w ogóle lepiej nic nie robić – tak jak dotychczasowy rząd, ponieważ każde działanie będzie wykorzystane do krytyki i w najlepszym wypadku skończy się jako „kamieni kupa”.
Ponieważ w naszych realiach – póki co stworzenie celu ogólnego będącego jakąś funkcją rozwoju ogólnocywilizacyjnego całej wspólnoty jest niemożliwe, głównie ze względu na rozbitą stratyfikację społeczną, powinniśmy się na początek ograniczyć do nienazywania celu generalnego. Ponieważ ludzie nie zrozumieją pojęcia – np. dążenie do dobrobytu. Dla większości – i słusznie będzie to oznaczać, że bogaci będą jeszcze bogatsi, będą jeździli lepszymi samochodami, a większość co najwyżej będzie miała nową wiatę na przystanku i być może chodnik wzdłuż drogi, ale tylko z jednej strony. Dla powodzenia procesów rozwojowych cel generalny powinien być opisany przez kilka celów szczegółowych najwyższego rzędu, a te realizowane równolegle – jeżeli wystarczy na to zasobów, a jak nie to kolejno w KOLEJNYCH PIĘCIOLATKACH. Tylko w ten sposób ludzie będą w stanie próbować się utożsamiać z planowaniem i jego wynikami, co więcej – mogliby nawet uwierzyć w fikcję kontrolowania planów i ich realizacji poprzez wybory! To miałoby szanse się powieść, albowiem jak zawsze w inżynierii społecznej decyduje prostota.
W ten sposób można stosunkowo prosto rządzić – wskazując cele – np. przez najbliższe pięć lat najważniejsze jest unowocześnienie energetyki, rozpisujemy co można zrobić jako państwo, samorządy i firmy i co każdy obywatel może zrobić na rzecz realizacji celu głównego. To zadziała, ponieważ ludzie z zasady są za postępem i zmianami na lepsze, nawet jeżeli muszą za nie płacić. Zresztą, wszystko i tak jak zawsze w kontaktach publicznych sprowadzi się do PR-u, z tą różnicą, że rzeczywiście w pięć lat coś musi realnego powstać.
obserwatorpolityczny.pl