Mimo ostatnich zapowiedzi o tym, że będziemy szkolić coraz więcej rezerwistów, w polskiej armii ta dziedzina jest zaniedbana. W latach 2009-2012 nie przeszkoliliśmy żadnego rezerwisty.
Jeszcze w 2008 r. wojsko polskie szkoliło ok. 50 tys. rezerwistów (dla porównania: obecnie nasza armia liczy obecnie ok. 100 tys. żołnierzy). Pięć lat temu nagle wszystko się zmieniło i zamiast 50 tys. rezerwistów, na szkolenia powołano ich… zero.
Jak tłumaczy Ministerstwo Obrony Narodowej, „szkoleń rezerwy nie realizowano ze we względu na proces profesjonalizacji Sił Zbrojnych”. Faktycznie, ostatni poborowi opuścili koszary w 2009 r. i obecnie pobór jest zawieszony.
– Decyzja ówczesnego ministra obrony narodowej o zaniechaniu szkoleń Bogdana Klicha rozłożyła system mobilizacji. Te straty są niepowetowane, osłabiło to potencjał polskich sił zbrojnych – stwierdza były dowódca wojsk lądowych generał Waldemar Skrzypczak. – Osoby, które podjęły tamte decyzje powinny być pociągnięte do odpowiedzialności za osłabienie zdolności bojowych armii – dodaje.
O tym, że dla armii rezerwy są bardzo istotne opowiadał także ostatnio w wywiadzie dla DGP Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
– Liczebność rezerw poddawanych permanentnemu szkoleniu powinna gwarantować rozwinięcie mobilizacyjne do wielkości przewidywanej na czas wojny. (…) W teorii zakłada się, że w stosunku do armii pokoju rezerwistów może być dwu-, trzykrotnie więcej – wyjaśniał generał, zastrzegając, że liczby wyszkolonych rezerwistów nie może podać, ponieważ jest to informacja niejawna.
Warto przypomnieć starą prawdę żołnierską, że wojny rozpoczynają zawodowcy, a kończą rezerwiści. Tymczasem w ubiegłym roku tych drugich przeszkoliliśmy zaledwie 3 tys., a w tym będzie to ok. 7 tys.
– W 2015 r. przewidujemy możliwość przeszkolenia ok. 20 tys. żołnierzy rezerwy, a w 2016 r. ok. 30 tys. W kolejnych latach planujemy sukcesywny wzrost poziomów szkolenia. Proces planistyczny jest w toku. Obecnie jesteśmy na etapie oceny potrzeb i możliwości szkoleniowych jednostek wojskowych – wyjaśnia płk Jacek Sońta, rzecznik MON i dodaje, że konieczność przeszkalania żołnierzy rezerwy determinuje modernizacja techniczna oraz zmiana struktur jednostek wojskowych.
– Zależy nam, by rezerwiści zachowali zdolność bojową oraz zdobyli nowe umiejętności – stwierdza.
To ostatnie może być trudne, ponieważ szkolenie żołnierzy rezerwy trwa zwyczajowo… 10 dni. Wzywani mogą być szeregowi do 50 roku życia oraz podoficerowie i oficerowie, którzy nie mają mniej niż 60 lat.
– Największym problemem jest to, że podczas takich ćwiczeń często stawiają się żołnierze z kompletnie różnych jednostek. A podstawą tego typu szkolenia powinny być ćwiczenia zgrywające na poziomie kompanii czy batalionu – mówi gen. Skrzypczak. – Nie może być tak, że dowódca danej jednostki swoich rezerwistów nigdy nie widział na oczy. W wypadku mobilizacji on ich nawet nie rozpozna – stwierdza oficer.
Pocieszające jest to, że chociaż mamy armię zawodową to wśród mężczyzn, którzy obecnie mają 25 i więcej lat przeprowadzano pobór. W związku z tym co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób z każdego rocznika ma za sobą przeszkolenie wojskowe.
Być może problem rezerwistów w najbliższych latach rozwiąże kolejna reforma Narodowych Sił Rezerwowych. Obecnie choć mogą one liczyć do 20 tys. osób, to liczą zaledwie 10 tys. i duża część członków traktuje je jako przystanek na drodze do armii zawodowej (po NSR łatwiej jest się dostać do wojska).
Maciej Miłosz