Naloty na radykalnych bojowników w Syrii. „NYT” zgłasza votum separatum

W amerykańskich mediach dominują głosy poparcia dla Obamy, który zdecydował się bombardować radykalnych bojowników już nie tylko w Iraku, ale również w Syrii. Z jednym istotnym wyjątkiem…

 

Po kilku tygodniach histerii, jaką wywołały w Ameryce pokazane w internecie dwie egzekucje amerykańskich dziennikarzy, nie należało się spodziewać niczego innego niż powszechne poparcie dla nalotów na pozycje IP, czyli Islamskiego Państwa, w Syrii. Radykalni bojownicy wyparli z amerykańskich telewizji informacyjnych niemal wszystkie inne tematy z wyjątkiem może ligi futbolu amerykańskiego i jej dwóch gwiazdorów, którzy – jak się okazało – biją żony i dzieci. Jeśli do wczoraj coś zarzucano prezydentowi Obamie, to raczej to, że za mało bombarduje samozwańczy kalifat, jaki stworzyło IP w zachodnim Iraku i we wschodniej Syrii.

Tym bardziej zaskakująca jest postawa „New York Timesa”, który we wszechogarniającej wojennej gorączce zgłosił wczoraj votum separatum. Wyraził je nie w jednym komentarzu redakcyjnym, ale nawet w dwóch jednocześnie. W pierwszym zatytułowanym „Niedobry zwrot w Syrii” czytamy: „Prezydent Obama podjął decyzję bez publicznej debaty, która powinna się była odbyć, zanim naród wda się w kolejny kosztowny i potencjalnie długotrwały konflikt na Bliskim Wschodzie. Mówi, że miał powody podjąć akcję militarną przeciwko Islamskiemu Państwu i Chorasanowi, innej grupie zbrojnej. Ale jego twierdzenia nie zostały przetestowane ani nawet przeegzaminowane przez reprezentujący obywateli Kongres. Na jakiej podstawie Amerykanie mają ocenić, czy osąd prezydenta był słuszny? Nie mamy pełnego obrazu sytuacji – bo Obama go nie przedstawił – ani nie wiemy, jak kampania nalotów ma zdegradować ekstremistów, nie wywołując jednocześnie nieprzewidywalnych konsekwencji w ogarniętym przemocą regionie. Bez publicznej dyskusji i bez spójnego planu naloty w Syrii są złą decyzją”.

Redakcja oburza się, że administracja Obamy ukrywała w tajemnicy zagrożenie ze strony Chorasanu, małej grupy terrorystycznej związanej z Al-Kaidą, która – jak się nagle wczoraj dowiedzieli Amerykanie – planowała jakiś zamach w USA lub Europie. I dlatego została zbombardowana – niejako przy okazji wojny z IP. Prokurator generalny Eric Holder ujawnił wczoraj, że niedawne obostrzenia na lotniskach, m.in. zakaz przewozu rozładowanych laptopów i telefonów komórkowych, wynikały właśnie z obawy przed atakiem Chorasanu.

Ukrywanie wszelkich informacji o Chorasanie tłumaczył tym, że nie chciano zaalarmować bojowników. Naloty z zaskoczenia miały większe szanse powodzenia, być może nawet zginął w nich przywódca grupy.

Redakcja „New York Timesa” zauważa również, że bombardowania są – cokolwiek by mówili wojskowi i prezydent – wsparciem dla syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada. „Wydaje się, że Asad był we wtorek rano zadowolony. Kiedy zgliszcza po bombardowaniach jeszcze nie wygasły, syryjskie MSZ wydało oświadczenie popierające bombardowania i zapewniające, że Syria jest gotowa walczyć z terroryzmem we współpracy z krajami, które są przez niego dotknięte bezpośrednio lub pośrednio”.

I wreszcie, alarmuje „NYT”, bombardowania mogą wzmocnić bombardowanych, a nie ich osłabić. Bowiem radykałowie „mogą bardzo łatwo wykorzystać naloty, żeby podburzać sunnitów o poglądach antyamerykańskich. Przywódcy IP widzą amerykańską interwencję jako narzędzie pomocne przy rekrutacji ochotników”.

Żeby temu zapobiec, rząd Obamy przedstawia ofensywę przeciwko IP jako wspólne przedsięwzięcie Ameryki i kilku krajów arabskich. Dziennik „Wall Street Journal” ujawnia, że naloty w Syrii miały się zacząć już w zeszłym tygodniu, ale zawieszono je, żeby dać amerykańskim dyplomatom ostatnią szansę na zwerbowanie lokalnych koalicjantów. Wytężone wysiłki przyniosły rezultat: w bombardowaniach wzięły udział cztery myśliwce F-16 ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, cztery F-16 z Arabii Saudyjskiej, cztery F-15 z Jordanii i dwa F-15 z Bahrajnu. Ostatni członek anty-kalifatowej koalicji, czyli Katar, wysłał myśliwce Mirage 2000, ale nie zrzuciły one żadnych bomb.

Mariusz Zawadzki

Więcej postów